piątek, 29 lipca 2016

Skrawek trzynasty

          Z błogiego snu wyrwały mnie natarczywe promienie słoneczne, wkradające się do mojej sypialni przez niezasunięte zasłony. Budziłem się kilkukrotnie w nocy i za każdym razem na moich ustach pojawiał się uśmiech, bo za każdym razem w moich ramionach spała piękna kobieta.
          Teraz było inaczej. Odwróciłem się na drugi bok i zauważyłem, że w łóżku znajduję się sam. Podniosłem się do pozycji siedzącej i rozejrzałem po pokoju. Nie było ani Oli ani jej ubrań. Spanikowałem. Odrzuciłem kołdrę na bok, włożyłem bokserki leżące obok łóżka i ruszyłem na poszukiwania Aleksandry. 
          Nie było jej ani w garderobie, ani w łazience, ani także w pokoju gościnnym. Całe piętro było opustoszałe. Nie zwlekając ani chwili biegiem pokonałem schody. Nie widziałem jej w salonie, dlatego nie zatrzymując się popędziłem do kuchni.
          Była tam.
          Poczułem jak z serca spada mi ogromy głaz.
          Stała przy zlewie i trzymała swoją mokrą koszulkę w dłoni. Miała na sobie koszulkę, którą dałem jej tej nocy. Przyglądając się jej dostrzegłem, że jej ramiona niemiarowo unoszą się i opadają. Płakała. Nie słyszałem szlochu, ale widziałem, że wstrząsają nią spazmy płaczu. Cieszyłem się, że nie usłyszałem żadnych dźwięków wydobywających się z jej gardła, bo inaczej serce pękłoby mi na pół. 
– Hej – powiedziałem cicho.
          Znieruchomiała. Wyglądała, jakby się mnie wystraszyła. Nie zwlekając podszedłem do niej. Przyznam, że nie tak wyobrażałem sobie ten poranek. Choć nie wiem czy godzinę jedenastą trzydzieści dwie mogę nazwać rankiem. Kiedy dzieliły nas zaledwie centymetry, chwyciłem jej ramiona i odwróciłem ją ku sobie.
          Jej twarz była blada, resztka makijażu na jej twarzy rozmazała się pod wpływem słonej cieczy wydobywającej się spod powiek. Na jej policzkach widniały smugi po łzach. Starałem się, by moja twarz nie dała wyrazu ból, który kotłował się wewnątrz mnie na ten przerażający widok. 
          Nie chciałem, żeby tak się skończyło. Nie chciałem, żeby po tej nocy płakała. Chciałem, żeby była szczęśliwa. Chciałem, żeby czuła się dobrze. 
– Co się dzieje? – zapytałem delikatnym głosem.
          Zagryzła dolną wargę i zaczęła kręcić głową. 
– Olu, co się stało? Zrobiłem coś nie tak? Proszę, powiedz mi – byłem spanikowany. Nie potrafiłem utrzymać emocji na wodzy.
– To nie powinno było się wydarzyć – powiedziała cicho.
          Nie zaszczyciła mnie choćby jednym spojrzeniem, a jej słowa wbiły sztylet w moje zbolałe już serce. Żałuje. Żałuje tej nocy. Żałuje tej chwili. Nie chciałem tego. Tak bardzo tego nie chciałem. 
– To było złe, Grzegorz – podniosła wzrok i spojrzała mi głęboko w oczy. – Byliśmy pijani… Tak nie powinna kończyć się ta noc.
– Dla mnie ta noc nie była skutkiem alkoholu – powiedziałem rzeczowo, kładąc dłonie na jej biodrach. – To była dla mnie jedna z najlepszych nocy. I nie… nie przez alkohol. Przez ciebie. Urzekłaś mnie już podczas naszego pierwszego spotkania. Wiem, że nie chcesz związku, nie chcesz się w nic angażować. Rozumiem. Ja chyba także powinienem odpuścić póki co, bo niedawno rozwalił się mój długoletni związek, ale… Błagam, nie skreślaj mnie. A przede wszystkim nie myśl, że ta noc była skutkiem alkoholu.
           Dziewczyna chłonęła każde słowo z moich ust. Jej pięknie szare oczy błyszczały od łez, a źrenice były nieco rozszerzone. Położyłem dłoń na jej policzkach i chwilę gładziłem je kciukami, ścierając z nich smugi łez. Zbliżyłem usta do jej, ale odwróciła się i odsunęła. Westchnąłem. 
– Nie przekonałem cię, prawda? – zapytałem zawiedziony, opierając się o blat.
– Wierzę ci. Nie chodzi o to. Chodzi o to, że ja nie mogę ci nic obiecywać. Nie mogę ci nic ofiarować. 
– Aleksandro…– zacząłem, lecz mi przerwała.
– Nie, Grzesiu. Tak, jak powiedziałam. To nie powinno się było wydarzyć. Nie powinieneś czuć do mnie tego, co czujesz. Wiedziałam, że jeśli nie będę zachowywała się tak, jak na początku, w końcu się do mnie przekonasz. Przepraszam, ale ja tak nie mogę. Nie spotykajmy się więcej – mówiła, próbując zachować opanowany głos, ale widziałem szklące się w jej oczach łzy. – Nie spotykajmy się więcej – dodała cicho i biegiem udała się na górę.

          Nie miałem siły biec za nią. Wiedziałem, że każde z jej słów było prawdziwe. Dlaczego nie może mi nic ofiarować? Dlaczego chciała, bym się do niej nie przekonał? Zabawne, ale jej pierwotny plan, a mianowicie ten, że była dla mnie niemiła i starała się mnie odstraszyć, przyciągał mnie do niej jeszcze bardziej. Jej osobowość, ona… działały na mnie jak magnes. 
          Po kilku minutach usłyszałem, że schodzi po schodach. Włożyła spodenki, które miała na sobie zeszłego dnia i buty. 
– Upiorę tę koszulkę i wyślę ci kurierem – powiedziała, kierując się do frontowych drzwi.
– Poczekaj! – krzyknąłem, podbiegłem do niej i chwyciłem ją za nadgarstek. – Nie było ci dobrze? – spytałem, patrząc jej w oczy.
– To nie ma znaczenia – odparła, spuszczając wzrok na czubki swoich butów. – Przepraszam, Grzesiu… Muszę już iść.

          Otworzyła drzwi i pospiesznie wyszła. Wołałem za nią. Chciałem nawet za nią pobiec, ale zahamowały mnie bokserki. Byłem tylko w nich. Wydałem z siebie odgłos irytacji i z trzaskiem zamknąłem drzwi. 
          Jesteś egoistą, Grzesiek.


         Siedziałem w salonie. Wpatrywałem się bezmyślnie w telewizor. Transmitowany był właśnie jakiś mecz. Nie interesował mnie. W głowie cały czas miałem dziewczynę, która sprawiła, że nocą poczułem się jak zwycięzca, jednakże siedząc na kanapie czułem się jak śmieć.
          Nie miałem jej telefonu. Nie wiedziałem w jakim hotelu się zatrzymała. Jakim idiotą trzeba być, żeby nie wypytać o to wszystko…
          Moja irytacja rosła z minuty na minutę, gdy tylko o niej myślałem. Nagle rozdzwonił się mój telefon. Popatrzyłem na ekran i zobaczyłem, że dzwoni do mnie nie kto inny jak Celia. Wywróciłem oczami, ale postanowiłem odebrać. 
– Tak? – zapytałem z nieukrywaną irytacją.
– Możemy się spotkać? – spytała.
– Po co?
– Chcę ci wszystko wyjaśnić…
– Ja wszystko doskonale rozumiem. Co chcesz mi powiedzieć? Zdradzić szczegóły? Daruj sobie.
– Grzesiu… proszę… proszę tylko o pół godziny. Możemy spotkać się na neutralnym gruncie. Błagam… nie chcę tego kończyć w ten sposób.

– Dobra. Przyjedź do mojego domu. Za godzinę – nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź z drugiej strony słuchawki, rozłączyłem się. 


         Celia zjawiła się punktualnie godzinę później. Wpuściłem ją do środka, ale nie zaproponowałem jej nic do picia. Nie byłem nastawiony do tej rozmowy pozytywnie, a zaproponowanie jej jakiegokolwiek napoju wiązałoby się z dłuższą gościną niż pół godziny, o które prosiła.
          Wskazałem na fotel, by usiadła. Atmosfera była niezręczna. Bardzo niezręczna. Ale mnie to nie przeszkadzało. Przecież to ona mnie zdradziła. Niech się wysili, bym chciał ją słuchać. 
– Grzesiu… przyszłam tutaj, bo… Bo muszę ci to wyjaśnić – mówiła cicho, wyginając swoje palce we wszystkie strony.
– Mówiłem ci, że w ogóle mnie to nie obchodzi. Nie wiem nawet po jaką cholerę zgodziłem się na to spotkanie.
– Możemy się umówić, że dasz mi dziesięć minut na wyjaśnienie? Nie będziesz się wcinał, nie będziesz pytał nim nie skończę, a potem będziesz mógł powiedzieć co tylko zechcesz.

          Ma tupet. Przychodzi tutaj i jeszcze ma czelność dyktować jakieś warunki. Prychnąłem, ale ostatecznie się zgodziłem. Zawsze mogę ją wyprosić, jeśli nie będę miał wystarczająco dużo siły, by słuchać jej wywodów. 
– To był Lorenzo… Mój fotograf. Spotykaliśmy się od trzech miesięcy… Nie wiem, jak to się stało. Przed zakończeniem sezonu miałeś dużo pracy, dużo meczów. Po treningach czy meczach zawsze byłeś bardzo zmęczony. Nie chciałeś nigdzie wychodzić, a ja nie ukrywam… miałam na to ochotę – powiedziała ściszonym głosem, a ja słysząc to prychnąłem. – Ale nie chodzi tylko o to – dodała pospiesznie. – Nie miałeś siły na wyrażenie jakiejkolwiek czułości. Rankami ja byłam na sesjach, załatwiałam inne służbowe sprawy, popołudniami ty trenowałeś… Mijaliśmy się. Kiedy tylko wieczorem mieliśmy chwilę dla siebie ty spałeś. Nie powiem, bo poczułam się odepchnięta. Wtedy pojawił się on. Lorenzo prawił mi komplementy kupował kwiaty… Stał się moim przyjacielem. Mogłam zwierzyć mu się ze wszystkiego, a on mnie słuchał. Gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że Lorenzo może myśleć sobie coś więcej… lecz nie chciałam wyprowadzać go z błędu. Tak, wiem… to perfidne. Ale było mi tak dobrze. W końcu zaprosił mnie na kolację… Potem poszliśmy do niego.. – mówiła cicho, a mnie coraz bardziej buzowała w żyłach krew. Byłem wściekły, lecz słuchałem. Tak, jak prosiła. – Samo jakoś tak się potoczyło. Potem kolejny wieczór, kino, kolacja… W końcu zatraciliśmy się w tym. Wyjeżdżaliśmy na kilkudniowe wycieczki, by móc pobyć ze sobą dłużej… 
– Czyli wszystkie sesje za granią od ostatnich trzech miesięcy były fikcją? – nie wytrzymałem i musiałem zadać to pytanie.
– Nie… Oczywiście, że nie wszystkie. Być może większość, ale nie wszystkie...
          
Miałem jej dosyć. Chciało mi się wymiotować, gdy na nią patrzyłem. Głowa rozbolała mnie od nadmiaru informacji. Miałem ochotę na nią nawrzeszczeć, ale powstrzymywały mnie tylko i wyłącznie resztki przyzwoitości, które mi pozostały.
– Grzesiu… najgorsze jest to, że nie żałuję tych chwil – pisnęła i po raz pierwszy odkąd przekroczyła próg mojego domu, popatrzyła mi w oczy. – Wiem, że Lorenzo nie jest takim mężczyzną jak ty… Wiem, że nie zasłużyłam na to, by przez te wszystkie lata być u twego boku, ale… stało się. Teraz czuję się szczęśliwa. Jestem szczęśliwa. Jesteśmy szczęśliwi…

          Przełknąłem ślinę i popatrzyłem na nią. W jej oczach pojawił się prawdziwy żar. Żar, którego nie widziałem od bardzo, bardzo dawna. Jest szczęśliwa. O tym jestem w stu procentach przekonany. O dziwo, wtedy moja złość mimowolnie się ulotniła. Jak mogłem się wściekać, widząc jej szczęście? Byliśmy przecież razem tak długo… Chyba na tym powinno mi zależeć, prawda? Na jej szczęściu. 
– Rozumiem – powiedziałem o wiele spokojniej, niż jeszcze chwilę wcześniej.
          Zdziwiła się. Jej oczy wielkością przypominały pięciozłotówki. 
– Ciesz się twoim szczęściem – wypowiedziałem, a wtedy dostrzegłem, że zupełnie zbiłem ją z tropu. – Skoro znalazłaś innego faceta, z którym jesteś szczęśliwa chyba nie mogę być o to wściekły.
– Ale zraniłam cię, Grzesiu – szepnęła.
– Może nie, aż tak bardzo… Od pewnego czasu zaczęliśmy się od siebie oddalać. Może lepiej, że skończyło się to w ten sposób, aniżeli gdybyśmy wylądowali razem przed ołtarzem i dusili się w tym związku? – sam byłem w szoku, że to powiedziałem, ale te słowa wydobywały się z moich ust automatycznie.
– U ciebie też jest ktoś nowy? – zapytała, przechylając głowę w bok. Nie była zirytowana, a jej wzrok nie był ciekawski… na jej twarzy malowała się raczej troska.
– To skomplikowane – westchnąłem. – Ale nie myśl, że między mną a nią działo się coś więcej, gdy my – wskazałem palcem najpierw na nią, a potem na siebie – byliśmy razem. Do samego końca byłem ci wierny.
– Rozumiem… Postąpiłam źle. Przepraszam, że cię zraniłam, Grzesiu…
– Jakoś sobie z tym poradzę – uśmiechnąłem się lekko.
– Wiem, że to banalne, ale… czy możemy zostać przyjaciółmi? – spytała niepewnie.

– Nie wiem czy to możliwe, ale możemy spróbować.
          Widząc mój uśmiech, wyraz jej twarzy też się rozpromienił. Wiedziałem, że teraz będzie szczęśliwa. Dobrze. Zasługuje na to. Zasługuje na to, mimo że nie dochowała mi wierności… Ale to już przeszłość. Chyba nie ma sensu tego roztrząsać, prawda?
– Będę się zbierać – powiedziała, podnosząc się z fotela. – Dziękuję, że znalazłeś dla mnie chwilę i że pozwoliłeś mi to wszystko wyjaśnić. – Bądźcie szczęśliwi.
– Dziękuję – podeszła do mnie i zawahała się, lecz ostatecznie ucałowała mnie w policzek. – Ty też bądź szczęśliwy, Grzesiu.

☆☆☆☆☆☆☆☆
Witam Was serdecznie!
I jak? 
Trzynastka pechowa? :) 
Mnie się wydaje, że tak połowicznie... :) 

Dziękuję za tak dużo ciepłych słów pod ostatnim rozdziałem. :) Jesteście wielkie! ♥ 

Co do ankiety. Bardzo dziękuję każdemu, kto zagłosował i pomógł mi w rozstrzygnięciu problemu. :) Głosowanie trwa do jutra do godziny 23:59, więc ten, kto nie zagłosował ma na to jeszcze okazję. :) 
I mówiąc szczerze, jestem niesamowicie zaskoczona ilością oddanych głosów. Nie przypuszczałam, ze jest Was tutaj aż tak dużo. ♥ DZIĘKUJĘ! ♥ 

Teraz mam kolejną sprawę. (Wiem, wiem... męczę Was ostatnio tymi komunikatami... :() Jest to dość istotna kwestia Dostaję ostatnio sygnały, że nie wszystkich Was powiadamiam o nowościach. Czasami po prostu dodaję rozdział w biegu i nie mam czasu wejść do każdej z Was na bloga i normalnie Was zaprosić. :( Duża część z Was (co bardzo mnie cieszy) zjawia się bez mojego wcześniejszego zawiadomienia, a ja resztę powiadamiam często w sobotę czy niedzielę. I wtedy faktycznie, te z Was, które skomentowały w piątek mogą poczuć się niezaproszone. :( Za co bardzo, ale to bardzo przepraszam... :'C Jednakże są też takie sytuacje, że po prostu najzwyczajniej w świecie kogoś pominę... Co zdarza się rzadko, ale jednak. :( Za to też bardzo przepraszam... :'( I są też sytuacje, kiedy nie mam pojęcia, gdzie mam kogoś zaprosić, ponieważ gdy wchodzę na jego konto na bloggerze nie ma żadnego bloga... I wtedy pojawiają się problemy... :( Ale zdarza się też tak, że zapraszam, a potem dostaję wiadomość, że jednak nie poinformowałam i wtedy już kompletnie nie wiem o co chodzi... Być może to jakiś problem z siebią albo coś w tym stylu.... :( Przepraszam, jeśli ktoś naprawdę poczuł się tym urażony. Nie miałam takiej intencji. Nie chcę się usprawiedliwiać czy coś w tym rodzaju, ale jestem tylko człowiekiem. :( 
Jeśli ktoś poczuł się pominięty, dotknięty czy urażony z całego serduszka przepraszam... :( 
Mam  tylko jedno rozwiązanie tego problemu. 
Jeżeli ktokolwiek został w taki sposób przeze mnie pokrzywdzony, zapraszam do zakładki "Informowani", gdzie możecie wkleić link bloga, na którym mam Was powiadamiać o nowościach. :) 
Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że dojdziemy do jakiegoś konsensusu. :) 

Och, troszkę mi się ta notka rozrosła. :) Ale chciałam wszystko wyjaśnić. :) 

Ściskam Was mocno! ♥  

PS. Jak wrażenia po LGP? :D 

piątek, 22 lipca 2016

Skrawek dwunasty

          Poruszaliśmy się w rytmie klubowej muzyki. Poczułem się tak, jak wtedy, gdy po raz pierwszy spotkaliśmy się na drinku. Większość mężczyzn znów nie mogła oderwać od niej wzroku, mimo że wcale nie miała na sobie obcisłej sukienki i szpilek. Ponownie poczułem się jak zwycięzcą, mimo niekomfortowego usztywnienia na nodze.
          Gdy poczuliśmy zmęczenie, Ola ruszyła do naszego stolika, a ja poszedłem po kolejną porcję alkoholu. Wypiliśmy już dość sporo, ale żadne z nas nie czuło większego szumu w głowie. Zostałem dość szybko obsłużony, więc równie szybko wróciłem do dziewczyny. 
– Dziękuję – powiedziała odbierając ode mnie napój.
– Nie ma sprawy – zaśmiałem się.
– Nie tylko za to. Dziękuję za tę dzisiejszą zabawę. Naprawdę się odprężyłam i odstresowałam. Chyba właśnie tego potrzebowałam – dodała uśmiechając się delikatnie.
– Przyjemność po mojej stronie – zasalutowałem, co spotkało się z głośnym śmiechem ze strony mojej towarzyszki. Z TYM śmiechem. Z dźwięcznym śmiechem. Z najpiękniejszym jaki kiedykolwiek słyszałem…
– Co powiesz na kolejny taniec? – uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Pewnie – przechyliłem szklankę i jednym łykiem pochłonąłem jej zawartość. – To co? Gotowa?
          Popatrzyła na mnie z nieco zdziwioną miną, ale po chwili ponowiła śmiech, puściła mi oczko i podobnie jak ja przed chwilą, jednym łykiem opróżniła całe szkło. Kolejna rzecz, która sprawiła, że myślałem o niej coraz cieplej. Ona nie jest przeciętną dziewczyną. Świadczy o tym, chociażby ten (zabrzmi to naprawdę nieprzyzwoicie, ale tak jest!) alkohol. Żadna kobieta w moim towarzystwie nie piła w taki sposób. Brzmi to pewnie, jakbym uważał ją za alkoholiczkę, ale tak nie jest. Ba! Jestem nawet pewien, że w dzień powszedni nie tknie nawet piwa. Taki rodzaj kobiety…
          Wirowaliśmy na parkiecie, piliśmy kolejne drinki i świetnie się bawiliśmy. Kiedy zegar wybił drugą w nocy postanowiliśmy zbierać się do wyjścia. Wszystko było dobrze, dopóki chłód powietrza nie owiał nam twarzy.
          Poczułem się wtedy znacznie bardziej pijany, niż jeszcze chwilę wcześniej. Mogłem spostrzec to samo po mojej partnerce. 
– Grzesiu… – bełkotała. – Muszę usiąść – zachichotała.
          Opadła na krawężnik i ukryła twarz w dłoniach Usiadłem obok niej. Ulica była opustoszała. Westchnąłem i położyłem się na plecach. Mimo że nie byłem na plaży w moim Mrzeżynie, gwiazdy były tak samo piękne. Uśmiechnąłem się na ich widok, bo spoglądanie w niebo zawsze mnie fascynowało. Patrząc w nie rankiem czy wieczorem zawsze oczyszczałem swój umysł z toksycznych myśli. Często to ono – niebo – pomagało mi w podjęciu wielu ważnych decyzji. To było takie moje małe uzależnienie. Niebo…
          Nim się spostrzegłem Aleksandra leżała obok mnie. 
– Dziś świecą znacznie jaśniej niż zazwyczaj – zauważyła lekko bełkocząc.
– Tak, dziś są wyjątkowe – przyznałem.
– Zupełnie jak ty – usłyszałem i od razu spojrzałem na dziewczynę. Zakryła twarz dłońmi, jakby wstydziła się tego, co przed chwilą powiedziała. 
– Co? – zapytałem zdziwiony. 
          Nie byłem pewny czy dobrze usłyszałem, jednakże moje serce zatrzepotało jak szalone. 
– Nie, proszę… Nie mów, że to usłyszałeś – jęczała.
– Usłyszałem – zaśmiałem się. – Uważasz, że jestem wyjątkowy – uniosłem się na lewym łokciu, by mieć lepszy widok na Olę.
– Nie?
– Kłamiesz.
– Może.
– Kłamiesz.
 – No dobra! – skapitulowała, unosząc ręce w górę. – Powiedziałam tak, okay?
– To dziwne – powiedziałem marszczą czoło. 
– Bo? – spojrzała na mnie niepewnie.
– Bo jeszcze niedawno uważałaś mnie tylko za dupka. Oj! Przepraszam… za piłkarza, ale w Twoim słowniku między słowem „dupek” a „piłkarz” można postawić znak równości – zauważyłem, chcąc się troszkę podroczyć.
– Nieprawda – odpowiedziała marszcząc czoło. W tym samym momencie na jej ustach pojawił się grymas niezadowolenia.
– Kłamiesz.
– Czy to jakaś gra? –zirytowała się i podniosła do pozycji siedzącej.
– Nie, ale możemy wymyślić do niej reguły – powiedziałem, również się prostując.
– Jakie? – powiedziała łagodniej.
– Choćażby ta: mów mi tylko i wyłącznie prawdę, a jeśli odczuję, że tak nie jest, będę mówił, że kłamiesz tak długo, aż w końcu powiesz mi prawdę – wyjaśniłem, ściszając głos.
– To beznadziejne – powiedziała zaczynając się śmiać.
– Być może. Mnie się podoba.
– No okay – zachichotała.
          Popatrzyłem jej w oczy. Wtedy oboje zaczęliśmy oddychać płycej, a nasze usta były coraz bliżej siebie. Przeniosłem wzrok na jej usta. Były malinowe i wydawały się tak bardzo miękkie. Od razu przypomniała mi się zeszła noc. Kiedy byliśmy już naprawdę blisko zatrzymałem się z zawahaniem. Aleksandra wybuchła śmiechem, a następnie zetknęła swoje usta z moimi.
           Poczułem ciepło w żołądku. Jej usta były tak miękkie, słodkie i idealnie dopasowane do moich. Z jej gardła wydobył się zduszony jęk, gdy moje dłonie oplotły jej biodra. Czuła to! Czuła to samo, co ja.
          Badaliśmy wnętrza naszych ust bardzo dokładnie. Muskałem kciukami jej ciało pod koszulką, a ona raz po raz wzdychała. Zanurzyła palce w moich włosach i oddawała pocałunek z takim samym zaangażowaniem jak ja.
          Kiedy się od siebie odsunęliśmy, by zaczerpnąć powietrza, bez wahania powiedziałem: 
– Może zmienimy trochę zasady naszej gry?
          Popatrzyła na mnie z miną, która zdradzała, że nie do końca wiedziała co mam na myśli.
– Może za każdą szczerą odpowiedź, będziemy się nagradzać?
– W jaki sposób?
– No w taki – powiedziałem, przysuwając się do niej i ponownie ją całując.
– Okej –powiedziała, kiedy się od niej odsunąłem. – Ale chodźmy się gdzieś przejść. Nie mam zamiaru tutaj siedzieć całą noc – powiedziała, podnosząc się na równe nogi. Wyciągnęła ku mnie dłoń, chwyciłem ją i z jej pomocą, podniosłem się do pozycji stojącej.
          Spacerowaliśmy po opustoszałej ulicy. Zadawałem jej pytania i dowiedziałem się, że w Polsce mieszka sama. Ona mieszka w Mrzeżynie, a jej matka w Szczecinie. Zastanawiałem się dlaczego ze Szczecina, który jest zdecydowanie większy, niż moje rodzinne miasteczko, uciekła właśnie do Mrzeżyna. Chciałem zapytać, ale stwierdziłem, że póki co chyba nie do końca wypada. Przecież nie znaliśmy się jeszcze, aż tak dobrze, więc nie mogłem oczekiwać, że opowie mi o sobie dosłownie wszystko. Pracowała w jednej z lokalnych gazet, ale podczas naszej rozmowy zrozumiałem, że nie jest w pełni zadowolona z tego zajęcia. 
– A co z piłkarzami? – zapytałem, kiedy skręcaliśmy w ulicę, prowadzącą do mojego domu.
– Co masz na myśli? – przystanęła i spojrzała w moje tęczówki.
– Kiedy lecieliśmy samolotem tutaj, odniosłem wrażenie, że nie jesteś przyjaźnie nastawiona do mężczyzn biegających za piłką – zauważyłem.
– Nie, to nieprawda – bąknęła i ponowiła krok.
– Hej – powiedziałem, chwytając ją za nadgarstek. – Proszę, nie złość się na mnie. Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że nie jestem takim piłkarzem, o jakim myślisz. Naprawdę. Wyzbyj się proszę tych wszystkich stereotypowych przekonań. Ja jestem Grzesiek. I robię to, co kocham. Po prostu.
          Popatrzyła na mnie, a na jej ustach wymalował się delikatny półuśmiech. Podniosła prawą dłoń i przyłożyła do mojego policzka. Wstrzymałem oddech. Delikatnie potarła moją twarz kciukiem.
– Wiem, Grzesiu. Wiem.
          Uśmiechnąłem się do niej i odezwałem: 
– Nie chcesz mi o tym opowiedzieć prawda?
– Nie – przyznała. – Jeszcze nie dziś.
– W porządku – wzruszyłem ramionami, ale byłem rozczarowany. Dlaczego nie chciała się tym ze mną podzielić? Ukrywała coś? Potrząsnąłem głową i spytałem dziarsko: – Może wejdziemy do mnie i napijemy się wina?
– Myślisz, że wino w połączeniu z wcześniejszym alkoholem będzie odpowiednie?
– Nie przekonasz się, jeśli nie spróbujesz – skwitowałem, zawadiacko się do niej uśmiechając.
– Masz rację.


         Siedzieliśmy na kanapie, a naprzeciwko nas leżała pusta butelka po kilkudziesięcioletnim winie. Ta noc była naprawdę udana. Rozmawialiśmy o wszystkim i przekonałem się, że Aleksandra ma pojęcie o piłce nożnej. Studiowała nawet dziennikarstwo sportowe, ale jej kariera nie potoczyła się tak, jak tego chciała. Zapewne to z tego wynikało niezadowolenie z posady w lokalnej gazecie. Kiedy tylko powiedziała mi, jaki kierunek studiuje, zrozumiałem, dlaczego moja postać nie była jej obca. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo to chyba pierwsza kobieta (prócz mojej matki), z którą mógłbym porozmawiać na temat piłki nożnej. I to w sposób profesjonalny.
          Było kilka tematów, które należały do grupy tabu. Ale nie naciskałem, wiedziałem, że nic tym nie wskóram. Zdążyłem poznać ja na tyle, że wiem, iż jeśli nie chce odpowiedzieć na jakieś pytanie, nikt nie jest w stanie z niej wycisnąć odpowiedzi. Zawsze reagowała na nie dość impulsywnie. Ale odkąd spotkałem ją po raz pierwszy w knajpie, jej nastawienie się zmieniło. Zrozumiała, że nie chcę jej krzywdy i że jestem zwykłym człowiekiem tak, jak ona. Chyba się zaprzyjaźniliśmy.
          Mimo że Ola nie chciała opowiedzieć mi wszystkiego o sobie, ja szczerze odpowiadałam na każde z jej pytań. Była czwarta nad ranem, a ona znała mnie doskonale. Otworzyłem się przed nią i opowiedziałem o każdym fragmencie mojego życia. Zawsze intensywnie wpatrywała się w moje oczy, słuchała i nigdy nie przerywała. To sprawiło, że spodobała mi się jeszcze bardziej.
          Tej nocy wypiliśmy naprawdę sporo. W głowach szumiało nam niemiłosiernie, ale żadne z nas nie chciało się rozstać. Kiedy Aleksandra podnosiła kieliszek do ust, by opróżnić jego dno, ręka jej się zachwiała, a zawartość szkła wylała jej się na bluzkę. 
– Cholera! – powiedziała, odkładając kieliszek na stolik.
– Chyba powinnaś to zaprać – zauważyłem.
– Tak, chyba tak – potaknęła, patrząc na plamę i rozciągając swoją koszulkę. – Możesz przynieść mi jakiś proszek albo coś w tym rodzaju?
– Pewnie – odłożyłem mój kieliszek i udałem się do pomieszczenia, które służyło za pralnię. 
          Nie wiedziałem, gdzie znajdują się środki do prania, bo nie ukrywam, że nigdy nie robiłem prania. To Celia zawsze się tym zajmowała. Otwierałem każdą szafkę, ale nie mogłem niczego znaleźć, więc wróciłem do salonu z pustymi rękami. 
          Nie było jej tam, więc skierowałem się do kuchni. 
– Przepraszam, ale nie… – urwałem, bo dziewczyna stała przede mną w samym biustonoszu.
– Chyba będę musiała ją namoczyć – powiedziała wkładając koszulkę do zlewu napełnionego wodą.
          Przełknąłem głośno ślinę i pokiwałem głową. Podszedłem do niej niepewnie i stanąłem obok. 
– Chyba powinienem znaleźć dla ciebie jakieś ubranie. 
          Popatrzyła na swój biust, a zaraz potem na mnie, po czym wybuchła śmiechem. 
– Chyba tak.
– Chodź – chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem schodami na górę do garderoby. 
          Była do połowy pusta. Bez ubrań Celii wyglądała naprawdę ubogo. 
          Podszedłem do półki, na której poskładane były moje T-shirty. Wziąłem pierwszy lepszy. Był biały z logiem Sevilli. Skierowałem się w kierunku dziewczyny, która stała w drzwiach pomieszczenia. Uśmiechała się do mnie spod rzęs. Wyglądała jak anioł.
– Proszę – powiedziałem wyciągając do niej rękę, w której trzymałem koszulkę.
          Wyciągnęła po nią rękę i nasze palce się zetknęły. Spojrzałem w jej oczy. Lśniły od alkoholu. A może to był inny błysk? Nie mogłem oddychać. Jej dotyk wydawał się tak niesamowity, że absolutnie zapomniałem o wszystkich funkcjach życiowych. Ona czuła to samo. Widziałem to po reakcji jej ciała. 
– Dziękuję – powiedziała półszeptem. 
          Wyciągnęła koszulkę z mojej ręki i rzuciła ją za siebie. Uniosłem brwi ze zdziwienia. Co to miało znaczyć?
          Zrobiła krok w moją stronę, a moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. 
– Wiem, że to dziwne… – szeptała – ale pragnę cię w tej chwili jeszcze bardziej niż po raz pierwszy, gdy cię zobaczyłam.
          Byłem onieśmielony jej wyznaniem. Po raz pierwszy onieśmieliła mnie kobieta!
          Ola zanurzyła palce w moich włosach i zachłannie wpiła się w moje usta. Jęknąłem. Poczułem, że się uśmiecha. Moje ciało zareagowało na nią błyskawicznie. Położyłem dłonie na jej biodrach. Muskałem je kciukami, wiedziałem, że to lubi, a jej ciche pojękiwanie utwierdziło mnie w tym przekonaniu. 
– Jesteś pewna? – zapytałem między pocałunkami.
– Tak – sapnęła.
          Uniosłem ją, a ona oplotła moje biodra nogami. Chwyciłem ją za pośladki i udałem się z nią do mojej sypialni. Nawet na moment nie przerywaliśmy pocałunków. Kiedy położyłem ją na łóżku powolnie zaczęliśmy pozbywać się ubrań. Nie było to łatwym zadaniem przez buzujący w żyłach alkohol, ale udało nam się. Gdy byliśmy już zupełnie nadzy, oddaliśmy się sobie.
          Wiedziałem, że kiedy tylko się obudzę, będę tego żałował, jednakże wówczas liczyła się dla mnie tylko ta chwila. Chwila z dziewczyną, która  sprawiała, że działy się ze mną niesamowite rzeczy.

Bum!
Witam Was gorąco! :D 
No i co? 
Jak Wam się podoba? ^^
Jestem mega ciekawa. :) 
Ja uważam, że ten rozdział nie powala, ale naprawdę nie potrafiłam go już ulepszyć, mimo że bardzo tego chciałam. :( 

Teraz ogłoszenia. ;) 
Bardzo dziękuję Wam za każdy głos w ankiecie i przepraszam tych, którzy nie zdążyli zagłosować. :( Teraz mogę się Wam zrehabilitować, a innych znowu pomęczyć...  
Na dole bloga ponownie ukazała się ankieta. Tym razem dotyczy ona bohatera ewentualnego bohatera. Waham się pomiędzy panem Kapustką a panem Forfangiem... 
Byłabym Wam bardzo wdzięczna, gdybyście zechcieli zagłosować. :) 
Ankieta potrwa dłużej, niż poprzednia, bo do 30 lipca do godziny 23:59. :) 
Teraz odnośnie LGP. :) 
Tym, którzy wybrali się do Wisły, szalenie zazdroszczę i życzę udanej zabawy! ♥ No i oczywiście liczę na to, że podzielicie się wrażeniami. ;) 
Tym, którzy niestety (tak, jak ja) nie mogli pojechać, życzę udanego kibicowania przed ekranami. :) I mam nadzieję, że w przyszłym roku Wam się uda. :* 

To tyle. :) 
Dziękuję Wam za każdy komentarz pod ostatnimi rozdziałami i  za każde wyświetlenie! ♥ 
KOCHAM WAS! ♥

piątek, 15 lipca 2016

Skrawek jedenasty

          Siedzieliśmy na jednej z ławek w Maria Luisa Park. Słońce chyliło się ku zachodowi, a moja towarzyszka wpatrywała się w odbijające się od tafli wody niebo. Zwiedziliśmy naprawdę wiele bardzo ciekawych miejsc. Począwszy od stadionu Sevilli, przez Puente del Alamillo, po arenę walk byków. Ola była zmęczona, widziałem to po jej twarzy, ale za każdym razem kiedy się odzywała tryskała z niej energia.  
– Dziękuję – powiedziała, odrywając wzrok od wody i spoglądając na moją twarz.
– Za co? – uniosłem ze zdziwienia brwi.
– Za to, że zabrałeś mnie w tyle ciekawych miejsc. Sama na pewno nie zwiedziłabym żadnego z nich. A ten park? Jest piękny. Już czuję, że wracają mi pokłady energii
– Mówiłem, że ci się spodoba – zaśmiałem się. – Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość – mrugnąłem do niej prawym okiem.
          Nieco się zmieszała i odwróciła wzrok, ale mimo to na jej ustach bezustannie tkwił delikatny uśmiech.
          Nie ukrywam, że niesamowicie intrygowała mnie ta dziewczyna. Jej charakter. W jednym momencie jest impulsywna, łatwo ją zdenerwować, w innym zaś miła. Najpierw mówi, że nie zaciągnę jej do łóżka, mimo że w ogóle nie miałem takich planów, zaraz potem mnie całuje, a kiedy puszczę jej „oczko” rumieni się… Może to zabrzmi dziwnie, ale zaczyna mi się podobać ten charakter. Choć muszę też przyznać, że czasami mnie to przeraża. Nigdy nie wiem, jak zareaguje na każde z moich słów. Jest taka nieprzewidywalna. Może to jest w niej właśnie tak interesujące?
– Chyba czas się zbierać. Robi się późno – zauważa, spoglądając na zegarek.
– Jeszcze młoda godzina, nie mów, że idziesz spać od razu po dobranocce – zaśmiałem się.
          Spiorunowała mnie wzorkiem. Już chciałem przygotowywać się na porządny opieprz, lecz nagle wyraz jej twarzy złagodniał, a ona zaczęła się śmiać. 
– Nie, aż tak źle ze mną nie jest. Muszę jeszcze troszkę popracować. Poza tym pokazałeś mi w te kilka godzin tak wiele miejsc, że już chyba więcej tutaj nie ma – zaśmiała się.
– A właśnie, że jest jeszcze jedno ciekawe miejsce – zauważyłem, energicznie odwracając się ku niej.
– W takim razie bardzo mi przykro, ale nie mam już siły na kolejne kilometrowe przechadzki – westchnęła z udawanym rozczarowaniem.
– To urocza hiszpańska knajpka niedaleko. Strój wieczorowy nie obowiązuje. Co ty na to? 
          Popatrzyła na mnie, a jej wzrok przeniknął w głąb mnie. Analizowała każdy centymetr mojej twarzy, aż w końcu zatrzymała się na moich oczach.
          Może i zabrzmi to dziwnie, ale za każdym razem, kiedy ta kobieta spoglądała w moje oczy serce przyspieszało, a oddech stawał się płytki. Zacząłem zastanawiać się, czy mój wzrok również wywoływało u niej takie reakcje, ale moje rozważania przerwał jej miękki głos. 
– Okej – odparła tylko.
– Naprawdę?! – nie ukrywałem zdziwienia.
          Popatrzyła na mnie z lekko uniesionymi brwiami. Moja reakcja wywołała u niej zaskoczenie.
– A co w tym takiego dziwnego? Zaprosiłeś mnie, tak? Chyba, że był to tylko zwykły akt dobrych manier, a tak naprawdę miałeś nadzieję, że odmówię. Możemy zacząć jeszcze raz – powiedziała rzeczowo.
– Nie, nie. Zrozum, po prostu jestem w szoku. Zawsze musiałem się nieźle nagimnastykować, żeby gdzieś cię zabrać, a teraz zgadzasz się za pierwszym razem – wyjaśniam, lekko się uśmiechając. – Wciąż mnie zaskakujesz – przyznaję i zakładam jej kosmyk włosów za ucho, lecz ona odtrąca moją rękę.
– Grzegorz… Nie zrozum mnie źle. To miał być tylko koleżeński wypad na małą przekąskę. Nie myśl sobie nic więcej, proszę – powiedziała szybko. – Właściwie to… chyba nie jestem głodna. Może lepiej pojadę do hotelu.
– Wybacz. Nie chciałem cię spłoszyć. Nie mam złych intencji. Chcę tylko wyjść na kolację z koleżanką, tyle. Okay?
– To może od razu sobie wszystko wyjaśnijmy, by mieć to z głowy, dobrze? – odwraca się ku mnie i opiera stopę na ławce, by następnie wesprzeć na niej ramię.
          Kiwam głową na znak, by kontynuowała. 
– Znamy się kilka dni. Okazałeś się całkiem miłym gościem, ale nie chcę, byś myślał, że między nami kiedykolwiek może być coś więcej, okay? Nie szukam przygodnych nocy, przygodnych mężczyzn ani przygodnego związku. Przyjechałam tutaj, by się troszkę zrelaksować i odpocząć. To wszystko.
– Świetnie. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, a teraz możemy iść coś przegryźć. Umieram z głodu – zaśmiałem się. 
          Pod maską śmiechu ukryłem rozczarowanie. Właśnie dostałem kosza. Kosza od dziewczyny, którą znam naprawdę niedługo, a która kompletnie zawróciła mi w głowie. Wiedziałem, że niebawem będzie musiała wyjechać, a ja musiałem zostać, dlatego doszedłem do wniosku, że jednak lepiej się nie angażować. Tylko, żeby to było takie łatwe... 
          Wstałem z ławki i podałem jej dłoń, by pomóc się podnieść. Wskazałem kierunek i powolnym krokiem opuściliśmy park.


          Siedzieliśmy w kącie przytulnej knajpki. Wewnątrz znajdowało się tylko kilkoro ludzi, zatem mieliśmy dość dużo swobody. Lubiłem tę dziewczynę. Z nią rozmowa kleiła się sama. Płynnie poruszaliśmy najróżniejsze, niejednokrotnie skrajne tematy, ale każde z nas szanowało zdanie drugiego, nie narzucając swoich poglądów, co bardzo mi się podobało.
          Kiedy kelner przyniósł nam nasze zamówienie popatrzyłem na nią. Uśmiechała się do młodzieńca, ale nie był to ten kokieteryjny uśmiech. Był to uśmiech czystej wdzięczności. Patrząc na jej twarz zacząłem zastanawiać się, dlaczego jest sama i dlaczego nie chciała angażować się w kolejny związek? Może ktoś ją skrzywdził? Na samą myśl o tym, że ta dziewczyna mogła zostać przez kogokolwiek zraniona, budził się we mnie niepohamowany gniew. Zastanawiałem się nad tym chwilę. A może właśnie przeciwnie? Może chciała się zaangażować, ale tylko i wyłącznie w stały związek?
– Jesteś tutaj? – z zamysłu wyrywa mnie jej głos. Mrugam kilkakrotnie oczami i uświadamiam sobie, że macha mi przed twarzą ręką. – Dokąd odleciałeś? – zapytała lekko się uśmiechając.
– Przepraszam, zamyśliłem się – westchnąłem i chwyciłem sztućce.
– O kobiecie – stwierdziła. 
          Popatrzyłem na nią zdziwiony. Skąd wiedziała? A może jest jasnowidzem? Czyżby wiedziała, że rozmyślałem o niej? Momentalnie zaschło mi w gardle. 
– Miałeś taki wyraz twarzy, że mogłeś myśleć tylko o kobiecie – zaśmiała się. – Co to za kobieta? 
          Odchrząknąłem. Nie chciałem, żeby zauważyła, że wypuszczam z płuc skumulowane ze stresu powietrze. 
– Celia – wypaliłem. Nawet sam nie wiem dlaczego. Przecież nawet o niej nie myślałem. Ale jednocześnie nie mogłem powiedzieć Aleksandrze, że to o niej myślałem. To byłoby co najmniej dziwne.
– Coś więcej? – powiedziała, przykładając widelec do ust.
          Lustrowałem jej postać przez dłuższą chwilę. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że mogę powiedzieć o wszystkim, co mnie spotkało. Aleksandra miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że nie chciałem mieć przed nią żadnych tajemnic, a jednocześnie coś, co sprawiało, że potrafiłem się przy niej otworzyć i oczyścić umysł. 
– Celia mnie zdradziła – wypaliłem. 
          Zatrzymała widelec w drodze do ust, popatrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczyma i otwartymi ustami. Była zdziwiona, a tą miną niesłychanie mnie rozbawiła. Zaśmiałem się. 
– Jak to? – zapytała odkładając widelec.
– Normalnie – wzruszyłem ramionami. – Byłem w Polsce. Ona była na jakiejś sesji… w sumie to nawet nie wiem, czy to było prawdą… Chciałem zrobić jej niespodziankę. Nie powiedziałem, że przyjadę, a gdy zjawiłem się w domu, nakryłem ją w naszej sypialni z jakimś facetem. Nie wiem kim on był. Tak naprawę niewiele mnie to obchodzi. Kazałem jej zabierać swoje rzeczy i znikać z mojego życia. Poszedłem do knajpy, a kiedy wspólnie wróciliśmy do mojego mieszkania, było puste.
– Przykro mi – powiedziała po wysłuchaniu mojego monologu.
– Niepotrzebnie. Chyba nawet mi ulżyło – powiedziałem, biorąc łyk wody.
– Długo byliście razem?
– Ponad cztery lata. Pewnie zapytasz mnie, dlaczego jej się nie oświadczyłem, prawda? – wzruszyła ramionami. – Najzwyczajniej w świecie nie odczuwałem takiej potrzeby. Było nam dobrze, tak jak było. Mnie było tak dobrze. Z czasem nasze uczucie chyba przerodziło się w przyzwyczajenie… a ostatnie tygodnie nie były dla nas łatwe. Coraz mniej myślałem o Celii, a coraz więcej o innej kobiecie – przyznałem, spoglądając jej głęboko w oczy. – Starałem się przekonać, że to po prostu chwilowe… Że to wszystko minie. Ale im bardziej chciałem przekonać się do tego, że kocham Celię, tym bardziej czułem, że jest to nieprawdą.
          Przez chwilę Aleksandra wpatrywała się we mnie bez żadnego słowa. Wyglądała, jakby analizowała to, co jej powiedziałem. Właściwie to sam byłem zdziwiony, że właśnie przyznałem się do tego wszystkiego. Nie tylko przed Aleksandrą, ale i przed sobą. Powoli jadłem kolację, czekając na jakąś reakcję z jej strony. Byłem ciekaw, co ma mi do powiedzenia po tym, jak się przed nią otworzyłem. 
– Nie sądziłam, że jesteś skłonny do takich wyznań – przyznała w końcu.
– Ja też nie. Ale chyba tego potrzebowałem – wzruszyłem nonszalancko ramionami.
– Rozumiem – uśmiechnęła się półgębkiem.
– Proszę cię tylko, żeby ta rozmowa nie wyszła poza ten stolik, dobrze? – popatrzyłem jej w oczy, a wyraz mojej twarzy był bardzo poważny.
– Czy uważasz mnie za osobę, która dla kilku złotych jest w stanie wydać kogoś tabloidom? – obruszyła się.
– Nie! – zareagowałem szybko i nakryłem jej dłoń swoją. – Nie uważam tak i nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. Właściwie nie wiem dlaczego, ale nie miałem oporu by się przed tobą otworzyć – przyznałem.
          Jej wzrok przesunął się z mojej twarzy na nasze dłonie. Chwilkę się na nie wpatrywała, a potem ponownie na mnie spojrzała. 
– Cieszę się, że ci ulżyło, ale czy możesz… – wskazała na moją dłoń.
– Pewnie, przepraszam – powiedziałem, odsuwając rękę.
          Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco, ale mimo to poczułem się jak dziecko, któremu zabrano cukierka. Nie chciałem tego pokazywać, dlatego odwzajemniłem uśmiech, ale chyba wyszedł z tego grymas, bo dziewczyna zmieszana odwróciła wzrok. 
          Szybko zmieniłem temat, by nie zrobiło się niezręcznie.
          Po skończonym posiłku zamówiłem dla nas po kieliszku wina. 
– Chcesz mnie znowu upić, Grzesiu – zaśmiała się, gdy kelner przyniósł nasze zamówienia.
– Znowu? To ty doprowadziłaś się ostatnio do takiego stanu – uniosłem ręce w obronnym geście.
– Tak, wiem. Zająłeś się wtedy mną. Będę ci za to naprawdę wdzięczna – powiedziała poważnie.- Dziś zachowam nad sobą kontrolę, obiecuję – mrugnęła do mnie lewym okiem i był to najpiękniejsze, najseksowniejsze mrugnięcie, jakie kiedykolwiek widziałem.
– Swoją drogą… dlaczego przyszłaś wtedy do knajpy? To znaczy nie zrozum mnie źle, cieszę się, że tam się spotkaliśmy, ale ludzie nie piją w takich ilościach, kiedy nie mają jakiegoś problemu…
– To prawda. Mam trochę problemów, ale przyjechałam tutaj, by troszkę odpocząć i je rozwiązać, dlatego póki co nie chcę o tym rozmawiać – powiedziała sącząc wino.
– Rozumiem, przeprasza – powiedziałem cicho. – Nie, nie zrozum mnie źle. Nie chciałam, żeby wyszło tak, że ty otwierasz się przede mną, a ja nie chcę otworzyć się przed tobą… Po prostu to jeszcze nie ten czas, a poza tym… nie znamy się za dobrze – zagryzła dolną wargę. Wyglądała pięknie.
– Rozumiem – zapewniłem. – Co ty na to, żebyśmy poszli potańczyć? – zapytałem spontanicznie.
– Teraz?
– A dlaczego nie? – spojrzałem na nią z szelmowskim uśmiechem.
– No nie wiem…
– Ale ja wiem – zaśmiałem się. – Pójdę uregulować rachunek, a ty w tym czasie wypij wino.
          Odszedłem od naszego stolika i poczułem się wolny. Naprawdę wolny. A co za tym szło, byłem też mega szczęśliwy. Nie kontrolowałem głupokwatego uśmiechu na mojej twarzy. W mojej głowie zaistniała myśl, że to może być naprawdę dobra noc.

Witam!
Oto zjawiam się z jedenastką. :) 
Mnie się za bardzo nie podoba ten rozdział, muszę przyznać, że to raczej taki przejściowy rozdział... Ale obiecuję, że w następnym wydarzy się... "COŚ". :D 

Strasznie Wam dziękuję za te wszystkie komentarze pod ostatnim, za wszystkie odwiedziny i dodania do obserwowanych. ♥ Jesteście niesamowite! ♥ 

Tak, jak myślałam, taka... metamorfoza Oli nieco Was zaskoczyła i cieszę się. :) 
Jestem ciekawa Waszej opinii po dzisiejszym skrawku. ^^ 
Macie może jakieś podejrzenia? 
Jestem ciekawa. ^^ 

Ściskam Was mocno! ♥

PS. Na dole bloga znajdziecie ankietę i byłabym bardzo wdzięczna za oddanie głosu. :) 
Ankieta potrwa do jutra (tj. 16.07) do godziny 23:59.  

piątek, 8 lipca 2016

Skrawek dziesiąty

          Siedziałem przy kuchennej wyspie, w dłoni trzymając kubek z gorącą kawą. Wpatrywałem się w duże okno, które wychodziło na zielony ogród, skąpany w blasku słońca. Zastanawiałem się, jak będzie wyglądał ten ogród, gdy nie będzie Celii. To on był jej największym szczęściem. Teraz mam wrażenie, że jedynym prawdziwym szczęściem.
          Wziąłem łyk gorącej cieczy, a moje myśli podążyły w innym kierunku. Pomyślałem o dziewczynie śpiącej w mojej sypialni. Zastanawiałem się jaka będzie jej reakcja na to, że znajduje się w obcym domu. Zastanawiałem się czy pamięta, cokolwiek z poprzedniego wieczoru. Zastanawiałem się także, jak będzie się czuła. Na wszelki wypadek z samego rana zaniosłem jej do sypialni szklankę wody i środki przeciwbólowe.
          Wspominając to, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej nie mogłem poskładać myśli. Aleksandra wciąż powtarzała, że nie jest łatwa. Podkreślała, że nie pójdzie ze mną do łóżka, a tymczasem sama mnie pocałowała. Zaskoczyła mnie tym… Jednakże najdziwniejsze było to, że podczas tego niedługiego pocałunku poczułem się najbardziej wyjątkowym mężczyzną na świecie. Nigdy wcześniej nie poczułem czegoś takiego… Zacząłem zastanawiać się czy to, co było pomiędzy mną, a Celią było prawdziwe i naturalne.
          Spojrzałem przez okno, a moim oczom ukazało się bezchmurne błękitne niebo. Uśmiechnąłem się i zacząłem się zastanawiać nad tym, jak będzie wyglądała moja rozmowa z dziewczyną. Na pewno nie będzie ona należała do najłatwiejszych. Oczami wyobraźni widziałem już ten marszczący się ze złości nos Aleksandry. Siedziałem  tak pogrążony w myślach, że nawet nie usłyszałem, jak dziewczyna zeszła po schodach. Poczułem dopiero, gdy usiadła na barowym krzesełku obok mnie. 
– Dzień dobry – powiedziałem, zerkając na nią z ukradka.

          Patrzyła przed siebie. Wzrok miała utkwiony w to samo okno, co ja jeszcze kilka sekund wcześniej. 
– Chyba nie za dobry – westchnęła i dotknęła palcami swoich skroni.
          Nie chciałem tego po sobie pokazywać, ale zaskoczyła mnie. Myślałem, że pierwsze co zrobi po przebudzeniu to nakrzyczy na mnie i będzie chciała stąd jak najszybciej wyjść. 
– Za dużo alkoholu? – starałem się nie śmiać, ale wyglądała tak zabawnie.
– Nie. Nie bądź moją matką. Błagam – jęknęła.
          Uniosłem ręce w geście kapitulacji, na co ona nieznacznie się uśmiechnęła. Wzięła kubek stojący przede mną i upiła z niego spory łyk czarnej, gorzkiej kawy. Po wyrazie jej twarzy i nieco przymkniętych powiekach, domyśliłem się, że jest to ciecz, której dziewczyna pragnie najbardziej na świecie. 
– Zrobię ci własną – zaproponowałem i wstałem.
– Dziękuję – powiedziała, nie patrząc na mnie.
– Nie ma sprawy. To tylko kawa – zaśmiałem się i podszedłem do szafki, z której zamiar miałem wyjąć naczynie.
– Nie. Nie za to. Za to, że się mną zaopiekowałeś. 

          Wzrok podniosła dopiero, gdy wypowiedziała te słowa. Była zmieszana. Jej oczy były tak samo zdumiewające jak za pierwszym razem, kiedy się spotkaliśmy. Dopiero teraz zauważyłem, że nim zeszła na dół, pozbyła się resztki makijażu, znajdującej się na jej twarzy. I musiałem przyznać, że bez niego wyglądała równie obłędnie. 
– Nie masz za co dziękować. Nie mogłem zostawić cię samej nocą. Choć Sevilla wydaje się najbezpieczniejszym miejscem na ziemi i w niej roi się od szaleńców – powiedziałem poważnie, ale jednocześnie chciałem, żeby zabrzmiało to jak żart.
– Mimo wszystko bardzo ci dziękuję – uśmiechnęła się subtelnie.

– Nie ma za co – powiedziałem kompletnie zauroczony osobą siedzącą przede mną. To nie była ta sama Ola.
          Niepewnie spuściła głowę i zaczęła bawić się palcami. 
– Niewiele pamiętam z ostatniej nocy – powiedziała cicho. – Wydaje mi się, że do niczego nie doszło, ale… – popatrzyła na mnie – czy możesz to potwierdzić?
          Uśmiechnąłem się. Jeszcze nie widziałem jej w takim wydaniu. Nie zwlekając powiedziałem
– Nie, nic się nie wydarzyło – a zaraz potem opowiedziałem jej wszystko, co się wydarzyło po przekroczeniu progu mojego domu. Wspomniałem o wszystkim, prócz pocałunku. 
          Doszedłem do wniosku, że jest już wystarczająco zażenowana swoim zachowaniem w klubie i tym, że straciła głowę przy bądź co bądź obcym facecie. Uśmiechnąłem się do niej ciepło, co dopiero po chwili odwzajemniła. 

          Nasze spojrzenie znów stało się tak intensywne, że aż nieprzyzwoite. Ja jednak nie potrafiłem przerwać tej intensywności. Po kilkudziesięciu sekundach Ola spuściła wzrok i odchrząknęła. Spojrzała na mnie spod rzęs i z lekkim uśmiechem powiedziała: 
– Doczekam się tej kawy?
– Tak, pewnie – odwróciłem się na pięcie i zacząłem przygotowywać napój.

          Po kilku minutach szklanka z parującą zawartością stała przed dziewczyną. Moja kawa w tym czasie została wypita do ostatniej kropli. Kiedy zobaczyłem mój pusty kubek niemalże od razu spojrzałem na dziewczynę, która machinalnie się odezwała:
– No co? Mam ciężki dzień – zaśmiała się.
– To może zrobię jakieś śniadanie? Chociaż uprzedzam, nie jestem dobrym kucharzem.
– Jak pozwolisz mi wypić kawę, to zaraz potem chętnie coś przygotuję – uśmiechnęła się, odsuwając kubek od ust. – Masterchefem nie jestem, ale co nieco umiem.
– Okej – uśmiechnąłem się  zasiadłem na wcześniej zajmowane przeze mnie krzesełko.



          Ta dziewczyna jest niesamowita. Gotuje jak anioł… Wygląda jak anioł… Kiedy przygotowywała śniadanie wykonywała tak zwinne i zgrabne ruchy, że nie mogłem oderwać wzroku od jej ciała. Przyznam się, że na myśl przyszło mi również kilka nieprzyzwoitych myśli.
          W kuchni ze sobą współpracowaliśmy, Aleksandra rozporządzała, a ja podawałem jej wszystko, o co tylko poprosiła. Czułem się wtedy taki potrzebny. Czułem się dobrze.
          Kiedy siedzieliśmy przy stole i jedliśmy przygotowaną przez nią jajecznicę ze szczypiorkiem i grzanki,  poczułem, że chciałbym, aby właśnie tak wyglądały nasze poranki. 
– Na jak długo przyjechałaś do Hiszpanii? – zapytałem.
– Dwa tygodnie – odpowiedziała, nie odrywając wzroku od swojego talerza.

– Może po południu pokazałbym ci kilka ciekawych miejsc?
         Gwałtownie uniosła głowę ku górze, a jej oczy zrobiły się jeszcze większe. Wyglądała, jakbym ją poważnie zaskoczył tym pytaniem. 
– Oczywiście, jeśli nie chcesz, nie nalegam – dodałem pospiesznie.
– Nie, nie… Chodzi po prostu o to, że nie wiem czy to dobry pomysł – była zmieszana.

– Uważasz pokazanie ci kilku wartych uwagi miejsc złym pomysłem? – zaśmiałem się.
– Nie. To jest świetny pomysł, tylko… myślę, że to, żebyśmy tak wiele czasu spędzali razem nie jest dobrym pomysłem – sprostowała.
– Okay – westchnąłem i odłożyłem sztućce. – Dlaczego?
– Jeszcze wczoraj o tej porze nie mogliśmy na siebie patrzeć – powiedziała nieco ciszej.

– Poprawka – uniosłem wskazujący palec ku górze, a zaraz potem wycelowałem nim w nią. – To ty nie mogłaś na mnie patrzeć.
          Spojrzała na mnie lekko zaciskając powieki. Wtedy właśnie zrozumiałem, że tego mi brakowało. Brakowało mi przekomarzania się z nią. 
– No dobra, ale mimo wszystko nie uważam tego za dobry pomysł – jęknęła.
– No to może... O! Sama powiedziałaś, że się tobą zaopiekowałem, tak? – powiedziałem z nieco za dużą ekscytacją.
– No… tak… – odparła niepewnie, żując posiłek. 
– Zatem potraktuj to, jako swoistą formę rekompensaty, odwdzięczenia się, czy jak tylko zechcesz to nazwać – wyjaśniłem.
– A jeśli się nie zgodzę na taki układ? – zapytała patrząc na mnie z ukosa. Widziałem, że usilnie starała się zlikwidować mały uśmiech, który wdrapał jej się na twarz.
– Myślę, że nie masz innego wyjścia, jeśli nie chcesz wyjść na dziewczynę, której należy się wszystko, bez jakiegokolwiek wysiłku – puściłem do niej „oczko”.

           Zrozumiała. Zrozumiała moją aluzję do jej ostatnich słów odnośnie piłkarzy. Otworzyła usta, a wyraz jej twarzy dawał do zrozumienia, że jest oburzona. Myślę, że było to udawane oburzenie i przekonałem się o tym kilka chwil później, kiedy dziewczyna wybuchła śmiechem. 
– Szach-mat, Olka – powiedziała pod nosem.
– No to jak?
– Okay, ale tylko dziś.
– Tak ci się spodoba w moim towarzystwie, że będziesz błagała o więcej.
          Zaśmialiśmy się.
          Zauważyłem, że z każdą minutą Ola czuła się coraz lepiej i nie mam tutaj na myśli złego samopoczucia przez ilość alkoholu, jaką wczoraj spożyła, ale raczej to, jak czuła się moim towarzystwie. A widziałem, że czuje się coraz swobodniej.
          Odnaleźliśmy wspólny język i dopiero wówczas zrozumiałem, że tego chciałem. 
– Nie jesteś taka zła, wiesz? – powiedziałem, kiedy skończyłem posiłek. 
          Podniosła na mnie wzrok i spojrzała mi w oczy. 
– Naprawdę?
– Naprawdę.
– Rozczarowało cię to?
– Nie.
– Nie?
– Wręcz przeciwnie.
– Potraktować to jako komplement?

– Potraktować.
          Wypowiedziane przez nas kwestie były tak machinalne, ale jednocześnie naturalne, że aż przerażające. Mówiliśmy nie odrywając od siebie wzroku, ale jednocześnie mówiliśmy, jakby to były kwestie naszego życia. 
– To o której? – zapytała odrywając wzrok.
– To zależy od ciebie – odparłem.
– Muszę pojechać do hotelu i trochę się odświeżyć. Może być szesnasta?
– Przecież to jeszcze cztery godziny – zauważyłem.

– Muszę wrócić do żywych. Chyba nie chcesz się pokazać z tak wyglądającą dziewczyną?
          Pomyślałem, że z tą dziewczyną, mógłbym pokazać się wszędzie. Niezależnie od tego jakby wyglądała. Jednakże pozwoliłem sobie zostawić tę uwagę dla siebie.


          O szesnastej czekałem pod klubem, w którym spotkaliśmy się zeszłego wieczoru. Dziewczyny nigdzie nie było. To zabawne, ale zacząłem panikować, że może nie przyjść, a była przecież punkt szesnasta.
          Rozglądałem się to w prawo, to w lewo, ale nigdzie nie widziałem nadchodzącej brunetki. Po dziesięciu minutach postanowiłem wejść do środka klubu. Był pusty. Wyszedłem na zewnątrz, a jej nadal nie było.
          Pomyślałem, że może przyszła wówczas, gdy byłem wewnątrz lokalu i nie widząc mnie wróciła do hotelu.
          Tak, to nie było normalne. Zirytowałem się na siebie, że nie wziąłem od niej numeru telefonu. Mogłem to przecież zrobić. Tylko, jak ktoś nie potrafi odpowiednio używać mózgu, to nie dziwota. 
          Z westchnieniem bezsilności opadłem na ławkę obok. Patrząc na jej brązowe deseczki przypomniałem sobie dzisiejszą noc, kiedy to siedziała na niej taka radosna, pełna energii i procentów we krwi. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie.
          Zacząłem również zastanawiać się, co dzieje się u Celii. Nie kontaktowała się ze mną od naszego ostatniego spotkania. Czy to dobrze? Czy ona już w ogóle o mnie nie pamięta? Nie, nie ubolewam nad tym ani tym bardziej nie żałuję, że kazałem jej zniknąć, ale bezustannie w głowie mam pytanie: czy można przestać kochać człowieka tak z dnia na dzień?
          Może to po prostu stopniowo się wypalało, a my tego nie zauważaliśmy? Czy powinienem mieć do niej żal, że znalazła pełnię szczęścia u boku innego mężczyzny? Czy mogę ją o to oskarżać? Przecież związek tworzą dwie osoby, nie tylko ona, nie tylko ja, ale my. Ona i ja. To znaczy… tworzyliśmy. Nie czułem wielkiego bólu… Nie czułem żalu… Czułem się źle, ale nie fatalnie. Czy to oznacza, że już jej nie kochałem? Czy to uczucie już się wypaliło? Pytanie tylko: kiedy? Kiedy ta miłość wyparowała niezauważona? 
          Z głębokiego rozmyślenia wyrwał mnie głos Aleksandry. 
– Przepraszam cię, nie mogłam przebić się taksówką przez korki. Ludzie dziś chyba oszaleli – powiedziała, opadając na miejsce obok mnie. 
          Popatrzyłem na nią. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, usta muśnięte malinową szminką. Ubrana była w krótki top odsłaniający kawałek jej płaskiego brzucha, dżinsowe szorty i krótkie trampki. Przez ramię przewieszoną miała małą torebeczkę. Wyglądała uroczo. 
– Nie ma sprawy. Pięknie wyglądasz – nie potrafiłem pozostawić kwestii jej wyglądu bez komentarza.
– Dzięki, ty też wyglądasz dobrze – powiedziała, wskazując mój granatowy T-shirt i krótkie spodenki. – I wcale nie przypominasz tego wypielęgnowanego od stóp do głów piłkarza z ułożoną na żel fryzurą – zaśmiała się.
          Szach-mat.

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Hej Kochane!
Kolejny rozdział. :) 
Widziałam, że byłyście bardzo zdziwione zachowaniem Aleksandry w ostatnim rozdziale i już nie mogę się doczekać, jaka będzie Wasza opinia po tym skrawku. ^^ 
Czytałam, że wiele z Was spodziewała się krzyku i agresji... :) 

Co do odwiedzin na blogu... 
WOW! 
Wyświetlenia wzrosły niesamowicie! 
DZIĘKUJĘ WAM ZA TO! ♥
Podejrzewam, że to dzięki EURO i osiągnięciom naszych orzełków, więc im także dziękuję za "reklamę". :P 
A co do komentarzy... 
JEJ! 
DZIĘKUJĘ WAM SERDECZNIE! ♥
Dzięki Wam człowiekowi chce się pisać. ♥

Pewnie wiecie, ale i tak to napiszę. :P 
Grzesiu podpisał kontrakt z Paris Saint Germain i we Francji zostanie nieco dłużej niż tylko na EURO. ;)  Pozostanie tam (teoretycznie) przez kolejne 5 lat. :) 
Życzę mu dużo szczęścia, goli i mnóstwo radości! 


Ściskam Was mocno! :*