sobota, 15 października 2016

Niebo

          Siedziałem na ławce przed szpitalem. Słońce niemiłosiernie grzało, a ja ledwo mogłem oddychać. Bałem się o Jaśka. Podczas lotu naprawdę poznałem się na tym chłopcu. Był radosnym, szczęśliwym i niesamowicie kochającym swoją matkę dzieciakiem. Za każdym razem, kiedy się zwracał do Aleksandry miał w oczach ogniki. Zawsze się uśmiechał. Zawsze. Niezależnie czy mówił do mnie, czy do Aleksandry szeroki banan gościł na jego buzi.
          Ręce miałem splecione na karku, a wzrok utkwiony w bezchmurnym niebie. Jakiś czas temu wyszedłem ze szpitala, bo nie mogłem znieść tego, że siedziałem tam sam. Sam na tym cholernym plastikowym krzesełku, a Aleksandra znajdowała się w specjalnym pomieszczeniu dla rodziców. Musiała przeżywać to wszystko sama. Ja odchodziłem od zmysłów, martwiłem się, a co dopiero matka? Cały czas miałem jej zmartwioną twarz przed oczyma.
          Kiedy rozmawiała z Jasiem i odpowiadała na wszystkie jego pytania uśmiechała się i starała się pokazać mu, że ta operacja nie jest tak straszna, jak mu się wydaje. Ale w głębi jej oczu tlił się niepokój. Mimo zapewnień matki, chłopiec chyba potrafił odczytać to samo, co widziałem ja. Był małym trzyletnim brzdącem, ale jak na swój wiek był niesamowicie sprytny i mądry. Za każdym razem, gdy tylko o nim pomyślałem, uśmiechałem się jak wariat. 
          Wpatrywałem się w niebieskie niebo i wyobrażałem sobie, jak będzie wyglądało nasze życie, gdy tylko mały dojdzie do siebie (bo żadnych złych scenariuszy nie dopuszczałem do świadomości). Widziałem Aleksandrę w sukni ślubnej. Widziałem Jasia, za którym uganiam się po parku. Widziałem mnie i małego, jak kopiemy piłkę. Widziałem naszą trójkę, siedzącą na ogromnym kocu, a Aleksandra nalewa do plastikowych kubeczków sok pomarańczowy, podczas gdy ja częstuję chłopca kanapkami, wyjętymi z dużego piknikowego kosza… Wszystko to rozmyło się, gdy oślepiło mnie słońce.
          Zmrużyłem oczy i potarłem je dłońmi. 
– Grzesiu? – usłyszałem.
          Gwałtownie się odwróciłem w kierunku, z którego dobiegł mnie głos Aleksandry. Była blada, miała zaczerwienione oczy. Było po niej widać zmęczenie. Operacja trwała w końcu dwanaście godzin. Wstałem i szybko podszedłem do kobiety. 
– I co? – spytałem. 
          Zagryzła górną wargę i zaczęła płakać.  Nie wiedziałem jak mam to odczytać. Zagarnąłem ją mocno do siebie, a ona po chwili oplotła mnie dłońmi w pasie. Gładziłem ją po plecach, udawałem spokojnego i opanowanego, ale moje serce zaczęło niesamowicie szybko bić, zrobiło mi się gorąco, a w głowie miałem same czarne myśli. 
– Wszystko jest dobrze – szepnęła wtulając się we mnie jeszcze bardziej.
          Uderzyła mnie kolejna fala gorąca. Czy ja się nie przesłyszałem? 
– Już po wszystkim – szeptała, jednocześnie łkając. – Lekarze mówią, że będzie dobrze… że obyło się bez komplikacji… że już jest dobrze – uniosła głowę do góry i popatrzyła mi w oczy. – Jaś będzie zdrowy – powiedziała z szerokim uśmiechem.
          Zachciało mi się płakać, śmiać, śpiewać, skakać i nie wiem co jeszcze. Byłem szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Byłem szczęśliwy, że ona jest szczęśliwa. Byłem szczęśliwy, że ten mały brzdąc ma szansę na normalne życie! Chwyciłem ja w pasie i zacząłem z nią wirować . W moich oczach pojawiły się łzy, ale nie dbałem o to, by je ukryć. Cieszyłem się niemalże tak samo jak ona.
          Zależało mi na niej. Chciałem, żeby była szczęśliwa. Jej zależało na Jasiu. Zatem to była transakcja wiązana. Choć nie wiem czy dobrze to ująłem, bo naprawdę polubiłem tego chłopca. Spędziliśmy razem dwa dni, a on naprawdę zdołał skraść moje serduszko. Tego chłopca nie można nie lubić. Matka wychowuje go na naprawdę wspaniałego człowieka... 
          Kiedy odstawiłem Olę na ziemie, otarła moje policzki i spytała cicho: 
– Będziemy szczęśliwi?
– Będziemy. Oczywiście, że będziemy!
– Zaraz przewiozą go do sali. Muszę tam być, gdy się obudzi – powiedziała.
– Zaraz do ciebie dołączę, okay? Tylko zadzwonię do mamy.
– Jest zła, co? – posmutniała.
– Nie – zapewniłem. – Nie zdążyłem jej wszystkiego wyjaśnić, ale zarysowałem z grubsza sytuację. Prosiła mnie, żebym dał jej znać, gdy będzie już po wszystkim – nie kłamałem.
          Mama na początku nie wiedziała, dlaczego nie będzie mnie na Wigilii. Musiałem jej zatem z grubsza powiedzieć, co jest na rzeczy. Myślała, że odkąd zerwałem z Celią jestem sam i że w moim życiu nie ma żadnej innej kobiety. Opowiedziałem jej najszybciej, jak potrafiłem o mojej przygodzie z Olą i o jej synku. O tym, że jest chory i ma operację zaplanowaną na 26 grudnia. Z tego powodu, że byłem przeziębiony chciała wybić mi to z głowy. I nie! Nie chodziło o mnie. Bała się, że zarażę chłopca, a wtedy operacja musiałaby zostać odwleczona. Kiedy zacząłem  się pakować, westchnęła i wyszła. Myślałem, że się na mnie obraziła, ale ta kobieta znów mnie zaskoczyła. Wróciła po kilku minutach, a w dłoni trzymała kilka maseczek chirurgicznych.
– Trzymaj – powiedziała. – Zakładaj je, gdy będziesz blisko Jasia. I zadzwoń do mnie koniecznie, jak już będzie po wszystkim.
          Wtedy przekonałem się, że mam najlepszą matkę na całym świecie.
          Aleksandra patrzyła na mnie dużymi oczami. Chyba była wzruszona. 
– W porządku. Pozdrów ją ode mnie – powiedziała.
– Okay – zapewniłem i pocałowałem ją w czubek głowy. – Będę za kilka minut – dopowiedziałem, a Aleksandra z uśmiechem na ustach zniknęła za szklanymi drzwiami.
          Odwróciłem się od nich i z szerokim uśmiechem na ustach spojrzałem w niebo. Bezchmurne. Piękne. Takie, jakie wówczas było moje życie.


          Sevilla. Spędziliśmy tutaj piękne miesiące. Ola wzięła urlop dziekański, by móc w pełni zaopiekować się synem, a skoro nic nie trzymało ją w Polsce poprosiłem, by przyleciała ze mną tutaj do Hiszpanii. Długo się wahała, ale moje zapewnienia, że Jasiek będzie pod dobrą opieką medyczną, sprawiły że uległa.
         Przez te kilka miesięcy żyło nam się naprawdę dobrze. Jasiek zaczął mówić do mnie „tato”. Mimo że nie jestem jego biologicznym ojcem, brzmi to naprawdę dumnie. Oboje z Olą są dla mnie najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Za każdym razem kiedy na nich patrzę, czuję szczęście. Jak wyglądałoby moje życie bez nich? To nie byłoby życie.
          Siedzieliśmy w salonie i pakowaliśmy resztę kartonów. Dostałem ofertę z Paris Saint-Germain. Ola zareagowała na to nadzwyczaj ochoczo. Tłumaczyła, że to bliżej Polski, ale wiem, że to Paryż tak ją skusił. Skoro tak bardzo chciała tej przeprowadzki, jak mogłem się nie zgodzić? Zrobię wszystko, by moja rodzina była szczęśliwa. Jaś bawił się samochodzikami w kącie pomieszczenia, a jego mama oklejała taśmą ostatni karton, który trzymałem. 
– Gotowe! – oznajmiła radośnie, odrywając taśmę.
– Nie żałujesz? – spytałem.
– Czego? – popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
– Tego, że się tutaj przeprowadziliście… Tego, że znowu musicie się przeprowadzać.. I.. wiesz, że w ciągu kilku kolejnych lat, przeprowadzimy się pewnie jeszcze kilka razy? – czułem się winny. 
          Pochyliła się nade mną i chwyciła moją twarz w dłonie. 
– Grzesiu, za tobą pojadę nawet na koniec świata. Jesteś dla mnie bardzo ważny – zapewniła i zatopiła usta w moich.
– Dla mnie też jesteś ważny, tatku! – usłyszałem, a kiedy oderwałem się od Oli, moim oczom ukazał się mały szkrab, wdrapujący się na moje kolana.
– To dobrze bo jesteście moim całym światem – powiedziałem i zacząłem łaskotać chłopca po brzuchu.
          Jeszcze rok temu nie powiedziałbym, że kiedykolwiek będę szczęśliwy z tą tajemniczą nieznajomą z polskiej plaży. Już wiem, że każdy ma swój własny skrawek nieba, tylko czasem przysłaniają go chmury. Moje niebo jest tam, gdzie jest Ola i Jaś. Moja rodzina. A chmury? Już dawno odpłynęły.

The end

Jak Wam się podoba? :) 
Witam Was serdecznie. :* 
To już koniec tej historii. 
Czytając komentarze zauważyłam, że zmieniło się Wasze nastawienie do Oli. Cieszę się. :D 
Cieszę się właściwie podwójnie, bo właśnie taki zamiar miałam. Nie chciałam, żeby Olka była taką... lubianą przez wszystkich owieczką. :) 

No to chyba czas na tę oficjalną część, co? :) 
Tworzyłam to opowiadanie z wielkim sercem. Bardzo chciałam, żeby okazało się czymś fajnym, żeby Wam się podobało. Z komentarzy wnioskuję, że chyba się podobało i dlatego moje serce krzyczy z radości! ♥ 
W tej historii ukazałam postać Grzesia jakby z innego wymiaru.
Prawdziwy Krycha taki spokojny? Taki poważny? I jeszcze pijący alkohol? No way! :D Swoją drogą, szkoda, że nie napisałam niczego o kebabie. xD Jak wiemy (może nie wszyscy) Krycha podobno nigdy w życiu nie miał go w ustach. :P Jakbym opisała Grzesia z kebabem w buzi to już w ogóle byłby to Grzesiek z matrixa. :P 
Mam nadzieję, że taki Grzesiu też Wam się podobał. :) 

Bardzo Wam dziękuję! ♥ 
Dziękuję, że byłyście (a może i byliście ;))! ♥ 
Dziękuję za każdy komentarz. ♥ Krótki, długi... nieważne. Ważne, że jakikolwiek. :) Tym samym bardzo chciałabym poprosić duszyczki, które czytały i nie komentowały, żeby się teraz ujawniły. ^^ Chociaż jedną małą kropeczką. :) 
Dziękuję również za to, że znosiłyście moje długie (czasami aż za długie) notki pod rozdziałami. ♥ 
Dziękuję, że przymykałyście oko na większe lub mniejsze błędy. ♥ 
Dziękuję Wam za absolutnie wszystko! ♥ 
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać... Łzy cisną mi się do oczu i chce mi się płakać. xD 

Ta historia jest już za nami, lecz wiele jeszcze przed nami. :) 
Tak. Mam plan na kolejne opowiadanie. (Jeszcze się ze mną pomęczycie. :p)
Ale spokojnie! Dam Wam odpocząć. ;) 
Większość z Was pewnie wie, że kolejnym bohaterem ma być Johi Forfang.
Otóż, mam już napisane siedem rozdziałów, ale niestety pracuję nad tym opowiadaniem nadal... Właściwie to praca jest zawieszona, bo nie mam czasu, ale na początku listopada będę miała trochę wolnego, więc wtedy przysiądę i napiszę jak najwięcej i jak najlepszych rozdziałów. :) (Mam jakieś takie swoje dziwne wiksy i muszę mieć co najmniej pół historii napisanej, żeby móc ją zacząć publikować...)  Mam zamiar wystartować z nowym blogiem 1 grudnia! :) 
Mam nadzieję, że taka przerwa ode mnie Wam wystarczy i że pojawicie się także tam. :) 
Już więcej nie będę przedłużać, bo bardzo trudno mi się rozstać z Grzesiem i Olką... 
Jak z resztą widać po kolejnej kolosalnej notce. :P 

Dziękuję Wam za wszystko! ♥ 
Jesteście wspaniali! ♥ 
Kocham Was! ♥ 
Wasza Kolorowa Biel ♥