sobota, 15 października 2016

Niebo

          Siedziałem na ławce przed szpitalem. Słońce niemiłosiernie grzało, a ja ledwo mogłem oddychać. Bałem się o Jaśka. Podczas lotu naprawdę poznałem się na tym chłopcu. Był radosnym, szczęśliwym i niesamowicie kochającym swoją matkę dzieciakiem. Za każdym razem, kiedy się zwracał do Aleksandry miał w oczach ogniki. Zawsze się uśmiechał. Zawsze. Niezależnie czy mówił do mnie, czy do Aleksandry szeroki banan gościł na jego buzi.
          Ręce miałem splecione na karku, a wzrok utkwiony w bezchmurnym niebie. Jakiś czas temu wyszedłem ze szpitala, bo nie mogłem znieść tego, że siedziałem tam sam. Sam na tym cholernym plastikowym krzesełku, a Aleksandra znajdowała się w specjalnym pomieszczeniu dla rodziców. Musiała przeżywać to wszystko sama. Ja odchodziłem od zmysłów, martwiłem się, a co dopiero matka? Cały czas miałem jej zmartwioną twarz przed oczyma.
          Kiedy rozmawiała z Jasiem i odpowiadała na wszystkie jego pytania uśmiechała się i starała się pokazać mu, że ta operacja nie jest tak straszna, jak mu się wydaje. Ale w głębi jej oczu tlił się niepokój. Mimo zapewnień matki, chłopiec chyba potrafił odczytać to samo, co widziałem ja. Był małym trzyletnim brzdącem, ale jak na swój wiek był niesamowicie sprytny i mądry. Za każdym razem, gdy tylko o nim pomyślałem, uśmiechałem się jak wariat. 
          Wpatrywałem się w niebieskie niebo i wyobrażałem sobie, jak będzie wyglądało nasze życie, gdy tylko mały dojdzie do siebie (bo żadnych złych scenariuszy nie dopuszczałem do świadomości). Widziałem Aleksandrę w sukni ślubnej. Widziałem Jasia, za którym uganiam się po parku. Widziałem mnie i małego, jak kopiemy piłkę. Widziałem naszą trójkę, siedzącą na ogromnym kocu, a Aleksandra nalewa do plastikowych kubeczków sok pomarańczowy, podczas gdy ja częstuję chłopca kanapkami, wyjętymi z dużego piknikowego kosza… Wszystko to rozmyło się, gdy oślepiło mnie słońce.
          Zmrużyłem oczy i potarłem je dłońmi. 
– Grzesiu? – usłyszałem.
          Gwałtownie się odwróciłem w kierunku, z którego dobiegł mnie głos Aleksandry. Była blada, miała zaczerwienione oczy. Było po niej widać zmęczenie. Operacja trwała w końcu dwanaście godzin. Wstałem i szybko podszedłem do kobiety. 
– I co? – spytałem. 
          Zagryzła górną wargę i zaczęła płakać.  Nie wiedziałem jak mam to odczytać. Zagarnąłem ją mocno do siebie, a ona po chwili oplotła mnie dłońmi w pasie. Gładziłem ją po plecach, udawałem spokojnego i opanowanego, ale moje serce zaczęło niesamowicie szybko bić, zrobiło mi się gorąco, a w głowie miałem same czarne myśli. 
– Wszystko jest dobrze – szepnęła wtulając się we mnie jeszcze bardziej.
          Uderzyła mnie kolejna fala gorąca. Czy ja się nie przesłyszałem? 
– Już po wszystkim – szeptała, jednocześnie łkając. – Lekarze mówią, że będzie dobrze… że obyło się bez komplikacji… że już jest dobrze – uniosła głowę do góry i popatrzyła mi w oczy. – Jaś będzie zdrowy – powiedziała z szerokim uśmiechem.
          Zachciało mi się płakać, śmiać, śpiewać, skakać i nie wiem co jeszcze. Byłem szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Byłem szczęśliwy, że ona jest szczęśliwa. Byłem szczęśliwy, że ten mały brzdąc ma szansę na normalne życie! Chwyciłem ja w pasie i zacząłem z nią wirować . W moich oczach pojawiły się łzy, ale nie dbałem o to, by je ukryć. Cieszyłem się niemalże tak samo jak ona.
          Zależało mi na niej. Chciałem, żeby była szczęśliwa. Jej zależało na Jasiu. Zatem to była transakcja wiązana. Choć nie wiem czy dobrze to ująłem, bo naprawdę polubiłem tego chłopca. Spędziliśmy razem dwa dni, a on naprawdę zdołał skraść moje serduszko. Tego chłopca nie można nie lubić. Matka wychowuje go na naprawdę wspaniałego człowieka... 
          Kiedy odstawiłem Olę na ziemie, otarła moje policzki i spytała cicho: 
– Będziemy szczęśliwi?
– Będziemy. Oczywiście, że będziemy!
– Zaraz przewiozą go do sali. Muszę tam być, gdy się obudzi – powiedziała.
– Zaraz do ciebie dołączę, okay? Tylko zadzwonię do mamy.
– Jest zła, co? – posmutniała.
– Nie – zapewniłem. – Nie zdążyłem jej wszystkiego wyjaśnić, ale zarysowałem z grubsza sytuację. Prosiła mnie, żebym dał jej znać, gdy będzie już po wszystkim – nie kłamałem.
          Mama na początku nie wiedziała, dlaczego nie będzie mnie na Wigilii. Musiałem jej zatem z grubsza powiedzieć, co jest na rzeczy. Myślała, że odkąd zerwałem z Celią jestem sam i że w moim życiu nie ma żadnej innej kobiety. Opowiedziałem jej najszybciej, jak potrafiłem o mojej przygodzie z Olą i o jej synku. O tym, że jest chory i ma operację zaplanowaną na 26 grudnia. Z tego powodu, że byłem przeziębiony chciała wybić mi to z głowy. I nie! Nie chodziło o mnie. Bała się, że zarażę chłopca, a wtedy operacja musiałaby zostać odwleczona. Kiedy zacząłem  się pakować, westchnęła i wyszła. Myślałem, że się na mnie obraziła, ale ta kobieta znów mnie zaskoczyła. Wróciła po kilku minutach, a w dłoni trzymała kilka maseczek chirurgicznych.
– Trzymaj – powiedziała. – Zakładaj je, gdy będziesz blisko Jasia. I zadzwoń do mnie koniecznie, jak już będzie po wszystkim.
          Wtedy przekonałem się, że mam najlepszą matkę na całym świecie.
          Aleksandra patrzyła na mnie dużymi oczami. Chyba była wzruszona. 
– W porządku. Pozdrów ją ode mnie – powiedziała.
– Okay – zapewniłem i pocałowałem ją w czubek głowy. – Będę za kilka minut – dopowiedziałem, a Aleksandra z uśmiechem na ustach zniknęła za szklanymi drzwiami.
          Odwróciłem się od nich i z szerokim uśmiechem na ustach spojrzałem w niebo. Bezchmurne. Piękne. Takie, jakie wówczas było moje życie.


          Sevilla. Spędziliśmy tutaj piękne miesiące. Ola wzięła urlop dziekański, by móc w pełni zaopiekować się synem, a skoro nic nie trzymało ją w Polsce poprosiłem, by przyleciała ze mną tutaj do Hiszpanii. Długo się wahała, ale moje zapewnienia, że Jasiek będzie pod dobrą opieką medyczną, sprawiły że uległa.
         Przez te kilka miesięcy żyło nam się naprawdę dobrze. Jasiek zaczął mówić do mnie „tato”. Mimo że nie jestem jego biologicznym ojcem, brzmi to naprawdę dumnie. Oboje z Olą są dla mnie najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Za każdym razem kiedy na nich patrzę, czuję szczęście. Jak wyglądałoby moje życie bez nich? To nie byłoby życie.
          Siedzieliśmy w salonie i pakowaliśmy resztę kartonów. Dostałem ofertę z Paris Saint-Germain. Ola zareagowała na to nadzwyczaj ochoczo. Tłumaczyła, że to bliżej Polski, ale wiem, że to Paryż tak ją skusił. Skoro tak bardzo chciała tej przeprowadzki, jak mogłem się nie zgodzić? Zrobię wszystko, by moja rodzina była szczęśliwa. Jaś bawił się samochodzikami w kącie pomieszczenia, a jego mama oklejała taśmą ostatni karton, który trzymałem. 
– Gotowe! – oznajmiła radośnie, odrywając taśmę.
– Nie żałujesz? – spytałem.
– Czego? – popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
– Tego, że się tutaj przeprowadziliście… Tego, że znowu musicie się przeprowadzać.. I.. wiesz, że w ciągu kilku kolejnych lat, przeprowadzimy się pewnie jeszcze kilka razy? – czułem się winny. 
          Pochyliła się nade mną i chwyciła moją twarz w dłonie. 
– Grzesiu, za tobą pojadę nawet na koniec świata. Jesteś dla mnie bardzo ważny – zapewniła i zatopiła usta w moich.
– Dla mnie też jesteś ważny, tatku! – usłyszałem, a kiedy oderwałem się od Oli, moim oczom ukazał się mały szkrab, wdrapujący się na moje kolana.
– To dobrze bo jesteście moim całym światem – powiedziałem i zacząłem łaskotać chłopca po brzuchu.
          Jeszcze rok temu nie powiedziałbym, że kiedykolwiek będę szczęśliwy z tą tajemniczą nieznajomą z polskiej plaży. Już wiem, że każdy ma swój własny skrawek nieba, tylko czasem przysłaniają go chmury. Moje niebo jest tam, gdzie jest Ola i Jaś. Moja rodzina. A chmury? Już dawno odpłynęły.

The end

Jak Wam się podoba? :) 
Witam Was serdecznie. :* 
To już koniec tej historii. 
Czytając komentarze zauważyłam, że zmieniło się Wasze nastawienie do Oli. Cieszę się. :D 
Cieszę się właściwie podwójnie, bo właśnie taki zamiar miałam. Nie chciałam, żeby Olka była taką... lubianą przez wszystkich owieczką. :) 

No to chyba czas na tę oficjalną część, co? :) 
Tworzyłam to opowiadanie z wielkim sercem. Bardzo chciałam, żeby okazało się czymś fajnym, żeby Wam się podobało. Z komentarzy wnioskuję, że chyba się podobało i dlatego moje serce krzyczy z radości! ♥ 
W tej historii ukazałam postać Grzesia jakby z innego wymiaru.
Prawdziwy Krycha taki spokojny? Taki poważny? I jeszcze pijący alkohol? No way! :D Swoją drogą, szkoda, że nie napisałam niczego o kebabie. xD Jak wiemy (może nie wszyscy) Krycha podobno nigdy w życiu nie miał go w ustach. :P Jakbym opisała Grzesia z kebabem w buzi to już w ogóle byłby to Grzesiek z matrixa. :P 
Mam nadzieję, że taki Grzesiu też Wam się podobał. :) 

Bardzo Wam dziękuję! ♥ 
Dziękuję, że byłyście (a może i byliście ;))! ♥ 
Dziękuję za każdy komentarz. ♥ Krótki, długi... nieważne. Ważne, że jakikolwiek. :) Tym samym bardzo chciałabym poprosić duszyczki, które czytały i nie komentowały, żeby się teraz ujawniły. ^^ Chociaż jedną małą kropeczką. :) 
Dziękuję również za to, że znosiłyście moje długie (czasami aż za długie) notki pod rozdziałami. ♥ 
Dziękuję, że przymykałyście oko na większe lub mniejsze błędy. ♥ 
Dziękuję Wam za absolutnie wszystko! ♥ 
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać... Łzy cisną mi się do oczu i chce mi się płakać. xD 

Ta historia jest już za nami, lecz wiele jeszcze przed nami. :) 
Tak. Mam plan na kolejne opowiadanie. (Jeszcze się ze mną pomęczycie. :p)
Ale spokojnie! Dam Wam odpocząć. ;) 
Większość z Was pewnie wie, że kolejnym bohaterem ma być Johi Forfang.
Otóż, mam już napisane siedem rozdziałów, ale niestety pracuję nad tym opowiadaniem nadal... Właściwie to praca jest zawieszona, bo nie mam czasu, ale na początku listopada będę miała trochę wolnego, więc wtedy przysiądę i napiszę jak najwięcej i jak najlepszych rozdziałów. :) (Mam jakieś takie swoje dziwne wiksy i muszę mieć co najmniej pół historii napisanej, żeby móc ją zacząć publikować...)  Mam zamiar wystartować z nowym blogiem 1 grudnia! :) 
Mam nadzieję, że taka przerwa ode mnie Wam wystarczy i że pojawicie się także tam. :) 
Już więcej nie będę przedłużać, bo bardzo trudno mi się rozstać z Grzesiem i Olką... 
Jak z resztą widać po kolejnej kolosalnej notce. :P 

Dziękuję Wam za wszystko! ♥ 
Jesteście wspaniali! ♥ 
Kocham Was! ♥ 
Wasza Kolorowa Biel ♥ 

piątek, 30 września 2016

Skrawek dwudziesty

          Rozszerzyłem oczy ze zdziwienia i z trudem podniosłem rękę, by przetrzeć oczy. Kiedy to zrobiłem nadal stała przede mną. Wiedziałem już, że to nie żadne zwidy. 
– Mogę? – zapytała cicho.

          Przełknąłem ślinę i poczułem piekący ból. Pokiwałem głową, by nie nadwyrężać obolałego gardła. 
– Chciałam z tobą porozmawiać… Wszystko wyjaśnić – powiedziała, gdy zamknęła za sobą drzwi.
          Patrzyłem na nią. Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć ani jak się zachować. Byłem tylko zdolny do gapienia się na nią jak przysłowiowa sroka w gnat.
– Jeśli nie masz ochoty na rozmowę ze mną... w porządku. Pójdę sobie – była zbita z tropu moim zachowaniem.
– Nie, nie… – ożywiłem się. – Przepraszam, nie czuję się najlepiej – powiedziałem, podnosząc się do pozycji półsiedzącej. 


           Aleksandra popatrzyła na mnie i zmrużyła oczy. Przekręciła głowę w lewo i zagryzła policzek od środka. Podeszła do mnie bliżej, pochyliła się nade mną i dotknęła dłonią mojego czoła. Przeszył mnie dreszcz, a serce znowu zwariowało. 
– Grzesiu, jesteś rozpalony – powiedziała zmartwiona. – Masz gorączkę!
– Nic mi nie będzie – zapewniłem.
          Chyba jej nie przekonałem, bo wyraz niepokoju wcale nie zniknął z jej twarzy. Postanowiłem się uśmiechnąć, co po chwili odwzajemniła. 
– Usiądź – wskazałem skraj łóżka.
          Zrobiła, jak powiedziałem.
          Była zakłopotana. Poznałem to po tym, jak wyginała swoje palce. Chciała zacząć rozmowę, ale nie wiedziała jak. Doskonale ją rozumiałem, bo ja też nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Jakimś cudem moja złość i rozczarowanie zelżało. Zapewne przez to, że czułem się fatalnie i nie miałem siły, by się wściekać, ale mimo wszystko nadal jakiś pierwiastek goryczy pałętał się po mojej głowie.
– Grzesiu – powiedziała w końcu, ale nadal na mnie nie patrzyła – wiem, że to był dla ciebie szok. Doskonale to rozumiem. Myślę, że powinnam ci wszystko wytłumaczyć.
– Nie zmuszam cię do tego – powiedziałem chyba zbyt szorstko, bo Aleksandra wstrzymała oddech. – Skoro nie powiedziałaś mi o Jasiu wcześniej, musiałaś mieć powód – dopowiedziałem. 

           Westchnęła i pokiwała głową. 
– Pozwól mi wszystko wyjaśnić – szepnęła, wciąż wyginając palce.
– Powiedz mi tylko, dlaczego chcesz mi wszystko wyjaśnić teraz? – byłem ciekaw, dlaczego właśnie w tamtym momencie mogła powiedzieć mi o wszystkim, a wcześniej, latem w Sevilli nie.
– Bo chyba dopiero dziś zrozumiałam, jak ważny dla mnie jesteś… – przyznała cicho, a po kilku sekundach podniosła wzrok.

           Nasze spojrzenia się skrzyżowane. Jej błyszczące tęczówki były skryte za cienką warstwą łez. Zakuło mnie w sercu. Niesamowite. Ta kobieta właśnie wyznała, że nie jestem jej obojętny? Moje serce zaczęło walić jak młot. Nie powiedziałem nic, ale pokiwałem głową na znak, że może mówić.
– Zacznę od naszego pierwszego spotkania… Kiedy podszedłeś do mnie na plaży…  byłam w rozsypce. Dzień wcześniej dowiedziałam się, że wyniki Jaśka się pogorszyły i że nie obejdzie się bez operacji… – pierwsze, co dotarło do mojego mózgu to myśl: jej synek jest chory. – Poprosiłam przyjaciółkę, Blankę, tę którą mogłeś dziś spotkać u mnie w mieszkaniu, żeby zaopiekowała się Jaśkiem. Musiałam wyjść i dać upust wszystkiemu temu, co we mnie buzowało. Możesz powiedzieć, że jestem złą matką, że po takiej diagnozie zostawiam dziecko z przyjaciółką, ale po prostu zabrakło mi siły – mówiła, a z jej oczu zaczęły ściekać łzy.
          Chwyciłem jej dłoń i ścisnąłem. Chciałem, żeby wiedziała, że ją wspieram, po czym powiedziałem: 
– Nie myślę tak.
          Pokiwała głową, wzięła głęboki oddech, a potem zaczęła kontynuację. 
– Poszłam do baru. Wypiłam kilka drinków. Wystarczyło, żebym się upiła. Barman nie chciał sprzedać mi więcej alkoholu, więc wyszłam i poszłam kupić więcej wódki do sklepu. Było chwilę przed północą, a ja byłam kompletnie pijana… Pijana z bezsilności – łkała. – Kiedy kupiłam alkohol, usiadłam w parku i zaczęłam go pić. Każdy łyk sprawiał, że czułam się jednocześnie lepiej i gorzej. Było mi lepiej, bo pijąc alkohol mogłam dać upust bezsilności, poddać się jej… ale zarazem czułam się gorzej, bo zdawałam sobie sprawę, jak złą matką i wątłą kobietą jestem.
           Przestała mówić i otarła twarz wierzchem wolnej dłoni. Puściłem rękę, którą ściskałem i splotłem jej palce z moimi. Miał być to gest otuchy. 
– Kiedy wypiłam tę butelkę poszłam na plażę. Nic więcej nie pamiętam. Musiałam zasnąć. Kolejną rzeczą jaką mam przed oczami to twoja zmartwiona twarz. Kiedy mnie obudziłeś byłam wystraszona. Nie od razu wiedziałam skąd wzięłam się na tej plaży. Nie chciałam, żebyś kogokolwiek zawiadamiał, nie chciałam też, żebyś dzwonił po policję czy pogotowie… Przyznam, że byłam troszkę zdezorientowana i wystraszona biegiem wydarzeń. Chciałam tylko, żebyś dał spokój i poszedł. Znasz powiedzenie: najlepszą obroną jest atak? Chyba właśnie zadziałałam w ten sposób – po tych słowach, lekko się uśmiechnęła. Nie potrafiłem nie odpowiedzieć tym samym.

          Wzięła kolejny głęboki oddech. Widziałem, że powiedzenie mi tego wszystkiego kosztuje ją naprawdę wiele. 
– A spotkanie w parku? Szłam z pracy do domu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się u boku synka… i wtedy pojawiłeś się ty. Zawołałeś mnie, a ja… wpadłam w osłupienie. Nawet nie wiesz jak fatalnie czułam się z myślą o tym, że widziałeś mnie na plaży w takim stanie… Najzwyczajniej w świecie było mi głupio. Głupio, że pozwoliłam sobie na coś takiego i że byłeś tego świadkiem. Kiedy odwróciłeś się, by sięgnąć po coś, co leżało na ławce, szybko uciekłam. Wiedziałam, że zaczną się pytania, a ja nie chciałam na nie odpowiadać. Wiem, to było głupie – popatrzyła na mnie ze zmarszczonym czołem.
– Teraz wydaje mi się to zabawne, ale wtedy… wtedy byłem zaintrygowany i trochę zły – przyznałem lekko się uśmiechając.

          Uśmiechnęła się do mnie lekko. Pociągnąłem ją i wskazałem by usiadła obok mnie. Nie była przekonana, ale kiedy odrzuciłem kołdrę do boku, wsunęła się obok mnie. Zamknąłem ja w uścisku, okryłem kołdrą i czekałem na kolejny bieg wydarzeń. 
– Uwierz mi, że nie mogłam wybaczyć sobie tak dziecinnego zachowania – zaśmiała się pod nosem. – Chyba Jaś zachowałby się mądrzej niż ja. Myślałam o tobie. Dużo. I wiesz… już wtedy chyba mnie zauroczyłeś. Byłam zdziwiona, że ktoś taki jak ja, mógł zwrócić na siebie uwagę kogoś takiego jak ty – uśmiechnęła się, patrząc przed siebie. – I potem znów na siebie wpadliśmy. Chciałam iść do księgarni i kupić jakąś książeczkę dla Jasia. Uwielbiał kiedy mu czytałam, więc chciałam zrobić mu troszkę przyjemności. No i wpadłam na ciebie. Ostatecznie zgodziłam się na kawę, bo pomyślałam, że to jednak nieprzeciętne wpadać wciąż na tego samego człowieka. Ale to spotkanie nie było najlepszym… Wciąż cię atakowałam, bo… inaczej nie potrafiłam. Nie chciałam, żebyś zbyt wiele o mnie wiedział, bo w głowie wciąż miałam dwie blokady. Po pierwsze mój chory synek, a po drugie: ty – piłkarz i różnica naszych sfer – westchnęła. – Teraz wiem, że ta druga blokada była bezsensowna.
          Uśmiechnąłem się pod nosem. 
– Przez grzeczność nie zaprzeczę – przyznałem, za co dostałem kuksańca w bok.
– Następnym naszym przypadkowym spotkaniem był samolot. Och, nawet nie wiesz jaka zła wtedy byłam
– Wiem – wciąłem się. – Widziałem.
– Ale to była raczej złość na los, niżeli na ciebie… Tobie się tylko obrywało – przyznała, lekko się uśmiechając i zerkając na mnie niepewnie.
– Hej, to nie fair – udałem oburzonego.
– Życie nie jest fair, Grzesiu – powiedziała, a w jej oczach widziałem pełną świadomość i przekonanie do wypowiedzianych słów.

– Masz racje. Nie zawsze jest sprawiedliwe. Ale jest dobre – powiedziałem cytując słowa Reginy Brett.
          Przełknęła ślinę. 
– Jechałam do Hiszpanii, bo tam mieszka mój ojciec. Chciałam żeby udzielił mi pożyczki. Chciałam przekonać go, że naprawdę potrzebuję tych pieniędzy dla Jaśka. Kiedy samolot wylądował, od razu udałam się do jego firmy. Nie miał dla mnie czasu. Potraktował mnie jak przedmiot. Powiedział, że gdy tylko znajdzie trochę czasu, z pewnością się do mnie odezwie. Byłam załamana. Wydałam wszystkie swoje oszczędności, by pojechać do Hiszpanii i wrócić z niczym. Zakwaterowałam się w schronisku, bo na żaden hotel nie było mnie stać – powiedziała, a wtedy mnie zapaliła się w głowie lampka. Dlatego nie mogłem znaleźć jej w żadnym hotelu! Że też nie wpadłem na pomysł, żeby przeszukać inne miejsca!
– A potem udałam się w miasto… Chciałam troszkę odreagować… Znowu… Wtedy pojawiłeś się ty. Ponownie – uśmiechnęła się. – Przestałam się wówczas bronić przed tobą i losem. Chciałam tylko choć na chwilę zdjąć ciężar z barków. Okazałeś się całkiem sympatycznym chłopakiem. Trochę okaleczonym, ale uwierz, że z usztywnieniem na nodze tańczyłeś lepiej niż niejeden w pełni sprawny facet – zaśmiała się.
– Dziękuję – zawtórowałem jej.

– A kiedy się mną zaopiekowałeś… Pamiętałam wszystko z tamtej nocy. Wszystko, Grzesiu. Pamiętam jak zaniosłeś mnie do pokoju i jak…  i jak cię pocałowałam – wyznała.
          Zrobiło mi się gorąco, a serce znowu zaczęło szaleć. Zacząłem się modlić, żeby tego nie usłyszała. 
– Zdziwiłam się – kontynuowała – że nie wspomniałeś o tym ani słowem następnego ranka – popatrzyła na mnie, jakby czekała na wyjaśnienia.
– Byłaś pijana, więc pomyślałem, że nie warto poruszać tego tematu – przyznałem zgodnie z prawdą.
– Wiesz, że to właśnie tamtej nocy i tamtego ranka skradłeś część mojego serca – wyznała. – Pocałowałam cię, bo nie mogłam się powstrzymać. Miałam na to ochotę, już kiedy cię zobaczyłam  w tym barze. Spodobałeś mi się już na plaży, a każde nasze kolejne spotkanie sprawiało, że myślałam o tobie więcej. I chyba ten alkohol i to, że nie zostawiłeś mnie na pastwę losu na ulicy, sprawiły, że się ośmieliłam. 

          Uśmiechnąłem się pod wpływem jej wyznań. Zatem nie tylko ona zadziałała na mnie w ten sposób… 
– Potem wspólnie zwiedzaliśmy Sevillę i liczyłam każdy uśmiech, który pojawił się na twoich ustach. Wiesz ile ich było?
            Wiesz ile ich było? 
            Pokiwałem przecząco głową.
– Sześćdziesiąty trzy – wyznała, a mnie zaparło dech. Naprawdę liczyła ile razy się uśmiechnąłem? – Wiem, pomyślisz, że jestem głupia – mówiła dalej – ale nie potrafiłam się powstrzymać. Uśmiechnąłeś się do mnie sześćdziesiąt trzy razy w ciągu kilku godzin. Potem znów wyszliśmy na drinka i… wtedy wydarzyło się coś najpiękniejszego, poza narodzinami Jasia, w moim życiu. Spędziliśmy razem noc. Już wtedy wiedziałam, że to złe, bo ja wrócę do Polski, a ty zostaniesz tam, bo ja mam swoje problemy, których ty nie powinieneś znać i… już podczas tamtej nocy wiedziałam, że jeśli ojciec odmówi mi pożyczki… napiszę o nas książkę. Uwierz mi, że nie chciałam, by tak wyszło. Na pomysł z książką wpadłam dopiero przed wspólnym zwiedzaniem miasta. Kiedy dochodziłam do siebie, byś oprowadził mnie po Sevilli wciąż myślałam o Jaśku i o tym, jak mogę zebrać pieniądze na operację. Bałam się, że ojciec się nie zgodzi. Bałam się, że zostanę z niczym. I wtedy narodził się pomysł na powieść, ale uwierz mi, że nie chciałam robić niczego wbrew tobie czy twoim kosztem… Liczył się dla mnie tylko ten maluszek – pisnęła i znów zaczęła płakać. 

          Zagarnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. Jej ciałem wstrząsał szloch, a ja nie potrafiłem jej uspokoić. Musiałem jej powiedzieć, że już jej nie obwiniam. O nic. Zupełnie o nic.
– Cii… – gładziłem jej plecy. – To moja wina, źle zareagowałem. Już wszystko rozumiem – mówiłem przyciszonym głosem. – Nie mam o nic żalu czy pretensji. Robiłaś wszystko dla syna… Rozumiem. Nie płacz. Nie płacz, proszę…

          Oderwała się ode mnie. Popatrzyła mi głęboko  oczy i pociągnęła nosem. Wyglądała jak mała bezbronna dziewczynka. Otarłem jej policzki od łez i uśmiechnąłem się delikatnie. Odwzajemniła gest. 
– Potem uciekłam, bo… bo tak jak mówiłam, ty jesteś piłkarzem, ja zwykłą dziewczyną. Ty miałeś swoje życie, a ja swoje problemy. Wiedziałam, że ni mogę zrzucać na ciebie tego wszystkiego. Wiedziałam, że sama muszę sobie poradzić z tym wszystkim. Kilka dni później spotkałam się z ojcem, wyjaśniłam mu wszystko, a on… zachował się jak ostatni dupek i powiedział, że powinien mi pomóc ojciec Janka… Wkurzyłam się i wybiegłam z restauracji, w której siedzieliśmy. Przekonałam się, że muszę wcielić mój plan w życie. I wtedy zadzwoniłeś. Spotkałam się z tobą, ale nie robiłam sobie żadnych nadziei. I w sumie dlatego spotkałam się z tobą. Żeby wszystko wyjaśnić i zakończyć.
– Wiesz, że wtedy poczułem się strasznie? – wyznałem. – Przez całe te miesiące myślałem o tobie. Zastanawiałem się czy jesteś szczęśliwa, czy masz faceta i czy kiedykolwiek jeszcze cię spotkam. A kiedy przyjechałem do Polski i zobaczyłem plakat… Kupiłem książkę, bo byłem ciekaw. Okazało się, że wiele elementów się zgadza. To prawda, poczułem się oszukany, a nawet i wykorzystany. Ale moja przyjaciółka Julia – ta, którą wzięłaś za moją nową dziewczynę, przekonała mnie, bym cię nie oceniał bez wysłuchania twoich argumentów. I miała rację. A za moje zachowanie, kiedy dowiedziałem się o małym, przepraszam. Zachowałem się jak pajac, ale… znowu pomyślałem, że masz mnie za nikogo, bo nie powiedziałaś mi o tak ważnej osobie w twoim życiu. Poczułem się oszukany. Ale już wszystko rozumiem i… nie mam do ciebie żalu, Olu– powiedziałem najłagodniej jak potrafiłem i pocałowałem ją w czoło.
– Mogłeś się tak poczuć. Miałeś do tego pełne prawo – powiedziała. – Ja nie mogę zrobić nic innego, jak tylko cię przeprosić i prosić o wybaczenie.
– Cii, już w porządku – powiedziałem i przytuliłem ją do siebie. – Mogę o coś jeszcze zapytać? 

          Odwzajemniła uścisk po czym odpowiedziała: 
– O co tylko zechcesz.
– Dlaczego twój tata mieszka w Hiszpanii, mama w Szczecinie, a ty tutaj?

          Odsunęła się ode mnie, ale wsparła na mojej klatce piersiowej i splotła nasze dłonie. 
– Tata zostawił nas, kiedy miałam trzynaście lat. Mama wpadła w nałóg. Zaczęła pić. Nim przerodziło się to w prawdziwe uzależnienie minął ponad rok. Wtedy zorientowałam się, że te wieczorne kieliszki wina dwa razy w tygodniu, przestały być kieliszkami wina i tylko dwa razy w tygodniu… Zaczęło się piekło. Wiele czasu spędzałam z babcią, która za wszelką cenę chciała pomóc mamie, ale mama nie chciała, a wiesz… jak człowiek czegoś nie chce, to drugi człowiek nic nie zdziała. Niby chodziła na spotkania anonimowych alkoholików, ale to wszystko okazało się niczym… Po co chodzić na terapię, kiedy nie chce się, by przyniosła skutki? Kiedy miałam siedemnaście lat babcia umarła. I wtedy wszystko stało się jeszcze gorsze… Mama stoczyła się już na kompletne dno. Postanowiłam się wyprowadzić. Moja babcia zapisała mi mieszkanie i tam się przeprowadziłam. Nie wiedziałam, że babcia miała oszczędności i że wszystkie zapisała mnie. Chciałam utrzymywać się z nich do osiemnastego roku życia, ale ten okres nieco się przedłużył, bo pojawił się Jaś i nie mogłam podjąć pracy.
          Przeszłość tej dziewczyny była naprawdę przygnębiająca… ale jednocześnie pokazała mi, jak silną kobietą była Aleksandra. Kiedy analizowałem to, co powiedziała… olśniło mnie. 
– Ojcem Jasia jest jakiś piłkarz, tak? – wypaliłem.
          Popatrzyła na mnie zdziwiona, ale przytaknęła. 
– Skąd wiesz?
– Twoje sceptyczne nastawienie do piłkarzy cię zdradziło – powiedziałem wzruszając ramionami. – Tak… Okazał się draniem. Kiedy powiedziałam mu, że jestem w ciąży… Powiedział, że nie chce tego dziecka. Dał mi pieniądze na aborcję, ale… nie zrobiłam tego. Zostawiłam te pieniądze, bo wiedziałam, że będą mi potrzebne, na pokrycie kosztów: wózka, łóżeczka i innych. Bardzo pomogła m i wtedy Blanka i jej babcia Kiedy urodziłam, chodziłam do szkoły, a babcia Blanki zajmowała się małym. W weekendy pracowałam, żeby móc choć częściowo pokryć koszty. Zapisałam się na studia… i gdyby nie Blanka i jej babcia byłoby mi naprawdę ciężko. Sprzedałam mieszkanie babci w Szczecinie. Dostałam za nie dobrą sumkę, bo było bardzo duże. Kupiłam to tutaj w Mrzeżynie, spakowałyśmy się z Blanką i jesteśmy tutaj – wyjaśniła. – Ta dziewczyna jest dla mnie jak siostra, a jej najbliżsi jak moja rodzina. To do nich jeździmy na święta… A wracając do piłkarza… Dlatego nie mogłam poprosić go o pomoc z Jasiem. Bo myśli, że Jaśka nie ma. 
          Poczułem złość na tego kolesia. Jak mógł okazać się tak bezduszny? Gdyby Jaś był moim synkiem bardzo bym się cieszył. Gdyby Ola powiedziała mi, że jest w ciąży na pewno nie kazałbym jej usunąć dziecka.
          Zagarnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. 
– Udało ci się uzbierać pieniądze? – zapytałem, bo było to kolejne pytanie, które nasunęło mi się na myśl.
– Tak – westchnęła, a ja usłyszałem ulgę. – Pieniądze z książki pokryły wszystkie wydatki związane z operacją i pobytem w Stanach.
– A na co choruje Jaś? – spytałem niepewnie, ale zarazem najdelikatniej, jak potrafiłem.
– Ma wrodzoną wadę serca i… jeśli ta operacja nie odbędzie się w najbliższych dniach… Jaś może nie dożyć czwartych urodzin.
– A ile ma lat?
– Trzy. Urodziłam go, gdy miałam osiemnaście. Uwierz mi, że jest moim życiem.

          Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w głowę. 
– Tylko w Stanach dokonują tej operacji, więc teraz kiedy mam pieniądze, możemy tam pojechać.
– Kiedy jedziecie? – spytałem.
– Wylatujemy jutro nad ranem.

– Jadę z wami – powiedziałem bez wahania.

Hej! :*
BUM! BUM! BUUM! :D 
Jestem w piątkowe popołudnie, a wraz ze mną - dwudziesty (i ostatni) skrawek!  ^^ 
Jak Wam się podoba? :) 
Czy Grześ się zrehabilitował? :P 

Tylko jedna z Was w poprzednich komentarzach zgadła, dlaczego Ola napisała książkę... ;) 
Co sądzicie o jej zachowaniu? Czy zaistniała sytuacja w jakiś sposób ją usprawiedliwia? ^^ 

Kochane, przepraszam za wszelkie błędy...
Doszły mnie słuchy, że ostatnio trochę się ich pojawiło... 
Przyznam się, że od rozpoczęcia roku skrawki dodaję w niemałym pośpiechu (dziś też w biegu, bo dopiero co wróciłam z Festiwalu Humanistycznego) i mimo że staram się je sprawdzać na bieżąco, czasami przeoczę małą literówkę... Mam nadzieję, że reszty nie razi to aż tak w oczka. :( Jeśli tak - bardzo przepraszam. :( 

Tutaj możecie przeczytać moje wyjaśnienia, co do Waszych blogów. Musiałam je napisać, bo czuję się mega winna z takimi zaległościami... :(  

Życzę Wam udanego weekendu! :* Wypoczywajcie, jeśli możecie! ;) 

sobota, 17 września 2016

Skrawek dziewiętnasty

          Kiedy tu usłyszałem uderzyła mnie fala gorąca. Mam poznać najważniejszą osobę w jej życiu? Czyli jednak kogoś ma! Dlaczego nie zadałem jej tego pytania wcześniej? Wyszedłem na totalnego kretyna!
          Przełknąłem ślinę i zacisnąłem ręce w pięść. 
– Nie jestem pewien czy to dobry pomysł – wydusiłem przez zaciśnięte zęby.
– Grzesiu, zastanów się czego chcesz – powiedziała łagodnie.

          Miałem się zastanowić czego chcę? A może to ona powinna się zastanowić? Napisała książkę o naszej przygodzie i żyje sobie szczęśliwa u boku jakiegoś faceta? To nie było  normalne. Nie było normalne zwłaszcza, że… Ja bez niej nie byłem szczęśliwy.
          Zdziwiłem się, że tak szybko o mnie zapomniała. Pomyślałem wtedy, że dla niej to był tylko krótki, nic nieznaczący epizod. Zabolało mnie to, bo wiedziałem, że ja ją… kocham. 
– Chciałeś poznać prawdę… Poznasz ją, jeśli pójdziesz ze mną – mówiła. 
          Zawahałem się. Ale kierując się myślą: czy może być jeszcze gorzej?, skinąłem głową. Doszedłem do wniosku, że jeśli teraz nie pójdę za Aleksandrą, mogę tego żałować.
          Podszedłem do wieszaka i narzuciłem na ramiona kurtkę. Aleksandra zniknęła na zapleczu, a kiedy wyszła, miała na sobie futrzany płaszcz. Wyglądała olśniewająco i mimo tego, że czułem się przez nią pokrzywdzony, nie potrafiłem się nie uśmiechnąć na jej widok. 
– Chodźmy – powiedziała lekko unosząc kąciki swoich ust i wciągając na dłonie skórzane rękawiczki. 
          Otworzyłem przed nią drzwi i pozwoliłem, by poszła przodem. Skręciła w lewo, a ja szedłem za nią. Nie odzywałem się do niej nie dlatego, że nie miałem na to ochoty, ale dlatego, że nie wiedziałem, co mogę jej powiedzieć. Sama też nie była chętna do rozmowy, więc nie rozpoczynałem żadnego tematu. Poza tym, co miałbym jej powiedzieć? O czym miałbym z nią rozmawiać? O pogodzie? Banał! 
– To niedaleko – odezwała się po chwili marszu.
          Pokiwałem głową na znak, że przyjąłem to do wiadomości, ale nie odezwałem się ani słowem.          Byłem w takich emocjach, że nawet nie wiedziałem jak doszedłem z Aleksandrą do jej mieszkania. Jednocześnie głowę miałem pełną obaw. Kiedy stanęliśmy na korytarzy jednej ze starszych kamienic Ola się zatrzymała. 
– Nie chcę, żebyś o mnie źle myślał – powiedziała w końcu. – I proszę, żebyś nie reagował zbyt emocjonalnie i gwałtownie.
          Czy ona siebie słyszała? Jak miałem nie reagować emocjonalnie? Przecież za chwilę miała przedstawić mnie swojemu partnerowi! Po drodze wyobrażałem sobie jego facjatę i fantazjowałem o tym, jak siedzę na nim i okładam go pięściami za to, że zabrał mi kobietę, na której naprawdę mi zależało.
          Bez zbędnych komentarzy przytaknąłem głową i przełknąłem ślinę. W gardle pojawiła mi się olbrzymich rozmiarów gula. Aleksandra uśmiechnęła się ciepło i skierowała w stronę schodów.
          Wdrapywałem się za nią, a pokonywanie każdego kolejnego stopnia wydawało mi się wiecznością. Chciałem zobaczyć tego mężczyznę i mieć to za sobą.
          Gdy w duchu zacząłem przeklinać tego faceta, Ola zatrzymała się przy jednych z drzwi. 
– Pamiętasz, co mi obiecałeś? Nie reaguj zbyt gwałtownie, okay? – patrzyła na mnie wielkimi oczami, a jej ton przypominał taki, jakim mówi się do dziecka. Za kogo ona mnie uważała? Za pięciolatka?
– Okay – odpowiedziałem krótko.
          Przekręciła klucz w drzwiach, a kiedy je otworzyła, krzyknęła: 
– Już jestem! 
          Zawahałem się i zatrzymałem przed drzwiami. Miałem jeszcze okazję by uciec, jednakże dziewczyna odwróciła się i widząc moją konsternację, chwyciła mnie za rękę i wciągnęła do wnętrza mieszkania. 
– Rozbierz się – powiedziała. 
          Ponownie pokiwałem głową i zacząłem się rozpłaszczać.
          Z pomieszczenia obok wyszła szczupła blondynka. 
– Cześć – przywitała się z Olą i spojrzała na mnie nieco zawstydzona.
– Cześć, jest u siebie? – zapytała Aleksandra.
– Tak – odpowiedziała.
– Ja już będę lecieć, okay?

– W porządku, dziękuję ci Blanka.
          Blondynka uśmiechnęła się i odpowiedziała, że nie ma za co. Wciągnęła na stopy trapery, włożyła ciepłą, puchową kurtkę i wyszła.
          Nie wiedziałem jak się zachować. Wydawało mi się, że byłem w tym momencie za jakąś szklaną szybką i wszystko co działo się w tym momencie, działo się poza mną. Kiedy chciałem się odezwać, że powinienem iść, Ola jakby wiedziała, co chcę powiedzieć i odezwała się: 
– Gotowy?
– Chyba tak – szepnąłem.
          Ola machnęła ręką, bym poszedł za nią. Uśmiechała się pod nosem. Wyglądała naprawdę uroczo. Podeszła do drzwi obok. Uchyliła je i włożyła głowę do pomieszczenia. 
– Mogę ci kogoś przedstawić? – zapytała łagodnym głosem.
          Ciśnienie podskoczyło mi chyba do dwustu pięćdziesięciu. Miałem poznać jej partnera. O cholera!
          Nie usłyszałem odpowiedzi. Było to skutkiem albo mojego strasznie głośno kołaczącego serca albo brakiem odpowiedzi tego człowieka. Ostatecznie Ola odwróciła się do mnie i z ogromnym uśmiechem otworzyła szerzej drzwi. 
– Chodź – powiedziała, pociągając mnie za sobą do pokoju. 
          Pierwsze co zobaczyłem to pokój oklejony granatową tapetą w gwiazdki. Ciemne meble i mnóstwo misiów dookoła. Zdziwiłem się, ale kiedy wyjrzałem przez ramię dziewczyny, niemalże zemdlałem.
          
Tego bym się nigdy nie spodziewał.
          Na małym łóżku, pod grubą pościelą ze spidermanem leżał mały chłopiec. Wyglądał na trzy może cztery lata. Miał takie same oczy jak Aleksandra. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem. Czekał chyba aż coś powiem, ale mnie kompletnie zamurowało. 
– To jest najważniejsza osoba w moim życiu. Poznaj proszę Jasia – powiedziała radosna, wskazując na chłopca.
          Zastanawiałem się co powinienem zrobić. Czy powinienem pomachać? Może coś powiedzieć? A może w ogóle bez słowa wyjść za drzwi? 
          Aleksandra widząc moje zdziwienie, podeszła do chłopca i usiadła na skraju jego łóżka. 
– Jasiu to jest wujek Grzesiu – powiedziała wskazując dłonią mnie.
– Cześć wujku – powiedział radośnie, wyswobadzając się z pościeli i siadając Oli na kolanach.

          Nie do końca wiedziałem kim on jest. To był jej braciszek tak? Kuzyn? 
          Wszystko się wyjaśniło, kiedy powiedział to jedno zdanie:
– Czy wujek Grzesiu będzie mógł się ze mną pobawić samochodami, mamo?
          M a m o...
          Czyli kolejny punkt z książki. 
          Ma dziecko.
          Pokiwałem z niedowierzaniem głową. Jak mogła ukryć przede mną tak ważny fakt? Zaschło mi w gardle, a przed oczami pojawiło się mnóstwo ciemnych plamek. Musiałem z tamtą wyjść. 
– Prze… Przepraszam, ale muszę już iść – powiedziałem pospiesznie i niemalże wybiegłem z mieszkania dziewczyny.
          Biegłem ile sił w nogach, by rozładować wszystkie negatywne emocje, jakie we mnie siedziały. Poczułem się oszukany. A tego nienawidziłem najbardziej na świecie. Po co to ukrywała? Dziecko to nie przedmiot, który można ukryć w kącie szafy czy w szufladzie. I tak prędzej czy później wyszłoby to na jaw.
          Znalazłem się przed moim domem. Byłem zdyszany i spocony, ale złość nadal we mnie buzowała. Poszedłem na tyły ogrodu i opadłem na zimny śnieg. Leżałem na plecach, a dłonie miałem splecione pod głową. Niebo zaszło chmurami i nie było widać żadnych gwiazd. Było puste.  Cóż, tak też się czułem. Jakbym był pusty, bo wszystko, co mnie wypełniało właśnie się ulotniło…
          Kiedy wróciłem do domu od razu zamknąłem się w pokoju. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Wszedłem do domu tak wkurzony, że nawet mama widząc moją złość zrezygnowała z jakiegokolwiek komentarza. Siedziała na kanapie w salonie wraz z tatą i przyglądała się temu, jak cisnąłem butami w kąt i od niechcenia zawiesiłem kurtkę na wieszaku, a potem wbiegłem po schodach na piętro i trzasnąłem drzwiami mojego pokoju. Na szczęście nie widziała tego, co działo się wewnątrz mojej sypialni.
          Zrzuciłem z biurka wszystkie książki, jakie na nim leżały. Z szafy wyrzuciłem ubrania, a telefonem cisnąłem przed siebie i na całe szczęście okazało się, że wpadł na łóżko, bo inaczej rozpadłby się na miliard kawałków.  
          Poczułem się jak śmieć. Nic nieznaczący śmieć.  Chłopiec ma kilka lat, więc był już świecie, kiedy po raz pierwszy spotkałem się z Aleksandrą. Dlaczego mi o nim nie powiedziała? Okay, nie musiała mówić tego na pierwszym spotkaniu. Nie musiała powiedzieć tego nawet na drugim spotkaniu. Ale dlaczego nie powiedziała o tym w ogóle?
          Byłem w stanie znieść naprawdę wiele, ale nie oszustwa… To zawsze mnie brzydziło. Nigdy nie wiedziałem dlaczego, ale zawsze odpychało mnie od ludzi, którzy nie mieli czystych intencji, od ludzi którzy maniakalnie kłamali i nie mówili tego, co mieli na myśli… Teraz ból był podwójny, bo zraniła mnie dziewczyna, na której bardzo mi zależało, na punkcie której oszalałem.
          Rzuciłem się na łóżko i myślałem. Myślałem o wszystkim. Wspominałem to, co działo się jeszcze przed kilkoma miesiącami. Jak było nam dobrze w swoim towarzystwie. W Sevilli spędziliśmy tylko kilka dni razem, ale każdy z tych dni sprawiał, że czułem do niej coś więcej. Znacznie więcej. A kiedy odeszła? Wtedy poczułem, że to nie jest zwykłe zauroczenie. Poczułem, że ją kocham. I co? I teraz, kiedy nasze drogi ponownie się skrzyżowały dostaję obuchem w łeb! Dowiaduję się, że napisała o nas książkę. A na dodatek, co najważniejsze, ma kilkuletniego syna! 
          Od tych wszystkich myśli rozbolała mnie głowa. Nawet nie wiem kiedy Morfeusz objął mnie swoimi ramionami i zagarnął do swojej krainy.


          Kiedy otworzyłem oczy za oknem było już całkowicie ciemno. Spojrzałem na zegarek. Wskazywał dwudziestą pierwszą. Spałem Półtora godziny. Przeciągnąłem się i poczułem, że przy każdym ruchu, głowa nadal mnie boli, dlatego postanowiłam się niepotrzebnie nie ruszać, by nie prowokować moich skroni. Było mi zimno, więc okryłem się szczelniej kołdrą. Poczułem ból gardła i trudności z oddychaniem przez nos. To był początek przeziębienia. Skarciłem się wtedy w myślach. Co za idiota wyleguje się w śniegu godzinami? Już wiedziałem, co powie matka, kiedy zobaczy w jakim jestem stanie.
          Popatrzyłem na stolik obok mojego łóżka. Znajdował się na nim kubek z gorącą, parującą jeszcze herbatą i talerz z kanapkami. Wiedziałem, że to mama. Mimowolnie uśmiechnąłem się do niej. Chciałem się podnieść, żeby wziąć łyk ciepłego napoju, ale poczułem ból w mięśniach. Ojojoj, to chyba nie będzie lekki przeziębienie – pomyślałem.
          Zrezygnowałem z kolejnych ruchów i wgapiłem się w sufit. Czułem się teraz jakby wszystko to, co działo się wcześniej wydarzyło się jakoś poza mną. Jakbym był w mydlanej bańce. Dreszcze przechodziły mnie od karku po lędźwie.
          Zacząłem w duchu przeklinać własną głupotę, gdyż tylko i wyłącznie przez nią czułem się jak wrak człowieka, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Nie było to charakterystyczne dla mamy pukanie. Zaintrygowany powiedziałem ciche „proszę” i wyczekiwałem gościa, schowanego za drzwiami.
          Nigdy bym się nie spodziewał tego, kogo zobaczyłem. Przez uchylone drzwi wyglądała o n a.

Witam! :*
Na samym starcie chcę Was przeprosić, że zjawiam się dopiero dziś. :(
Wczoraj tak się zakręciłam, że uświadomiłam sobie, że pora dodać rozdział przed północą, a byłam tak wypompowana, że nie miałam siły palcem ruszyć... 
Przepraszam. :( 

Podoba się Wam powyższy skrawek? :) 
Podejrzewałyście, że taką tajemnicę skrywała Ola? :D
Niektóre z Was tak, bo swoimi domysłami trafiły w dziesiątkę. :D 
Macie jakieś spekulacje na ciąg dalszy? ^^ 

No właśnie... Ciąg dalszy... 
Zostaje nam następny rozdział i epilog...
Tak... strasznie szybko ten czas zleciał. :)  

Ściskam Was mocno! :* 

PS. Kilka z Was zauważyła pewnie moją aktywność w tygodniu, a jeszcze inne wczoraj. Obiecuję, że postaram się w ten weekend nadrobić najwięcej jak się da, ale wczoraj okazało się, że więcej niż osiem rozdziałów (osiem długich rozdziałów) nie jestem w stanie przeczytać za jednym razem, poza tym na ten weekend też mam dość sporo nauki zaplanowane, więc proszę Was o łaskawość i cierpliwość. :( Czuję się fatalnie z takimi zaległościami, bo Wasze opowiadania są genialne i zasługują na regularne czytanie, ale niestety szkoła uniemożliwia mi czytanie na bieżąco. :( 
Najczęściej będę zaglądać do Was z weekend, bo w tygodniu z czasem naprawdę krucho. :( 
Przepraszam raz jeszcze...
I za opóźnienie...
I za zaległości... 
:( 

piątek, 2 września 2016

Skrawek osiemnasty

          Tłum oczu wpatrywał się w nią, więc nie mogła nie odpowiedzieć na zadane przeze mnie pytanie. Przełknęła ślinę, wyprostowała się i patrząc mi prosto w oczy powiedziała: 
– Nie. To wytwór mojej wyobraźni.
          W jej szarych tęczówkach lśniła determinacja. Chciała pokazać swoją wyższość nade mną, ale ja wiedziałem, że to tylko gra pozorów. Mimo wszystko skinąłem głową i usiadłem na miejsce.
          Konferansjerka podziękowała czytelnikom za przybycie i oznajmiła, że nastąpił czas na podpisywanie książek i zdjęcia z Aleksandrą. Nie ruszyłem się z miejsca. Siedziałem w kącie i cierpliwie czekałem na moment, gdy młoda autorka będzie już sama.
          Zajęło mi to sporo czasu, ale w końcu się udało. Ola podpisała książkę każdej osobie, zapolowała do wielu zdjęć, a wszystko to robiła z gracją, godną angielskiej królowej. Dziewczyna pożegnała się z kobietą, która prowadziła to spotkanie, a starsza właścicielka lokalu zamknęła za nią drzwi. Żadna z nich, ani starsza pani, ani Ola, nie zauważyły, że jestem jeszcze w środku. Znalazłem sobie dobrą miejscówkę. 
– I jak kochana? – zapytała starsza pani, pocierając dłonią ramię Aleksandry. Wiem, że to głupie, ale poczułem ukłucie zazdrości, że ta kobieta może ją dotknąć, a ja nie.
– Emocje jeszcze nie opadły. Nie sądziłam, że przyjdzie tak wiele ludzi – mówiła z przejęciem. Jej głos był taki piękny. 
– Większość przyszła na ostatnią chwilę, jak zawsze – zaśmiała się – ale jak już przyszli! Chryste, myślałam, że się tutaj nie pomieszczą – zrobiła zamach ręką, wskazując na wnętrze księgarni. Aleksandra wiodąc wzrokiem za ręką kobiety, spostrzegła mnie.
          Ponownie wstrzymała oddech.
          Widząc jej reakcję, kobieta popatrzyła  w moim kierunku. 
– Grzesiu – powiedziała ciepło – nie zauważyłam cię. Przepraszam, ale już zamknięte.
– Chcę z tobą porozmawiać – zwróciłem się do Aleksandry, wstając z krzesła i niegrzecznie ignorując starszą z pań.
– O czym? – zapytała szybko.
– Nie wiesz? – zmrużyłem oczy. Poczułem falę złości.
– To może ja zostawię was samych – powiedziała kobieta i zniknęła za drzwiami zaplecza.           
          Nie znałem za dobrze tej kobiety, ale wiedziałem, że nie jest z tych starych bab, które podsłuchują cudze rozmowy, a potem plotkują o tym, co usłyszały na lewo i prawo.
          Kiedy byliśmy sami, podszedłem do niej najbliżej jak mogłem. Jej zapach niemal zwalił mnie z nóg. Pachniała pięknie. Cała była piękna, charyzmatyczna. W jednej chwili cała złość na nią nagle się ulotniła.
– Czy nie sądzisz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia? – zapytałem ciepło.
– Wyjaśnienia? Nie rozumiem, co masz na myśli – odpowiedziała marszcząc czoło. 
          Wiedziała. To była jej kolejna gra. Gra, która sprawiała, że irytacja choć niechciana powracała do mnie i to ze zdwojoną siłą. Westchnąłem. 
– Aleksandro, nie udawaj, proszę. Wiem o czym jest twoja powieść. Czytałem ją. Jest o nas – powiedziałem, a na te słowa, moja rozmówczyni głośno wciągnęła powietrze do płuc.
          Zamrugała kilkakrotnie i odwróciła wzrok. Odchrząknęła i władczym tonem, odparła: 
– Być może niektóre fragmenty rzeczywiście są łudząco podobne, ale nie pisałam tej książki z myślą o tobie czy… o nas.
– Kłamiesz – skwitowałem.
– Znowu ta gra? – jęknęła.
– Jeśli nie powiesz mi prawdy, będziemy w nią grali do nieskończoności – zagroziłem.
          Jęknęła, spojrzała na sufit, podparła się w boki i odwróciła do mnie tyłem. Nie do końca wiedziałem, jak odczytać to zachowanie, ale cierpliwie czekałem na kolejne jej słowa, choć adrenalina niemiłosiernie buzowała w moim ciele. 
– Czego ty ode mnie chcesz, Grzesiek? – spytała, nie odwracając się w moją stronę.
– Prawdy.
– Ale mówię prawdę – szepnęła.
– Oboje wiemy, że tak nie jest – powiedziałem cicho, zbliżając się do niej.
– Widzisz? – powiedziała i gwałtownie się odwróciła. – Dlatego uciekłam. Nie chciałam, żeby skończyło się to w ten sposób. Minęło tak wiele czasu, nie masz dziewczyny? Nie jesteś szczęśliwy? Nie masz swoich problemów? Albo… swojego szczęścia? Musisz zjawiać się tutaj i wszystko rujnować? – jej oczy lśniły od łez.
– Nie. Nie mam dziewczyny. Nie jestem szczęśliwy. Owszem mam problemy, jak każdy. I odpowiedź na ostatnie pytanie również brzmi: nie. Moje szczęście zniknęło, kiedy ty zniknęłaś. Olu, uwierz, że przez te kilka miesięcy nie było dnia, bym o tobie nie myślał. Nie ma kobiety, której bym do ciebie nie porównywał. Uwierz mi, oszalałem. Oszalałem na twoim punkcie. Nie chcę, żebyś znów uciekła – wyznałem, gładząc kciukiem jej policzek. Działałem na nią! Czułem jak drżała pod moim dotykiem!
– Nie masz dziewczyny? Akurat – prychnęła.
          Jej reakcja mnie zdziwiła. O co jej chodziło? 
– Nie, nie mam.
– A ta kobieta, z którą widziałam cię dziś w kawiarni? Najpierw czule trzymaliście się za ręce, a później równie czule się żegnaliście – wydawała się być zdenerwowana.
          Czy ona robiła mi wyrzuty z powodu Julii? Zachciało mi się śmiać. 
– Masz namyśli Julię? – spytałem.
          Zmarszczyła czoło, jakby nie wiedziała o czym mówię. 
– Ta kobieta, z którą mnie dziś widziałaś. To była Julia. Moja przyjaciółka z dzieciństwa – wyjaśniłem.
          Z twarzy Aleksandry zniknęła irytacja. Pojawił się za to rumieniec. Chyba ją zawstydziłem. 
– Rozumiem – powiedziała cicho, odwracając głowę.           
          Chciałem skorzystać z okazji, że była speszona i zadać jej kilka pytań. Myślałem, że zmięknie. 
– Możesz udzielić mi kilka odpowiedzi? – zapytałem.
– Zależy jakich…
– Czy ta książka to… opis naszej historii? – zapytałem niepewnie. 
– Tak – przyznała w końcu.
– Czy w tej książce coś jeszcze jest rzeczywistością? Coś oprócz naszej znajomości, coś co wydarzyło się naprawdę? – szeptałem.
– Nie. 
          Jej odpowiedzi choć krótkie wydawały się szczere.
          Wtedy wpadłem na pomysł.
          To ona! Ona mnie śledziła! Zaplanowała to wszystko. Spotkanie na plaży, w parku, w samolocie… Wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość. Polowała na to, bym stał się przedmiotem jej eksperymentu. 
– Czy… zaplanowałaś to? – powiedziałem w końcu.
– Co? – wydawała się być poirytowana.
– Nasze spotkanie na plaży, w parku, w samolocie… To, co wydarzyło się w Hiszpanii?
          Z każdym kolejnym pytaniem serce waliło mi jak młot, a ręce się pociły. W kącikach wezbrały się łzy. Patrzyłem na kobietę, w której bezgranicznie się zakochałem, a która okazała się wyrachowaną oszustką. 
– Co?! – pisnęła. – Jak możesz tak myśleć?!
– A jak mam myśleć?! – krzyknąłem. 
          Cofnęła się o krok. Wystraszyłem ją. Nie taki miałem zamiar, ale buzowały we mnie takie emocje, że nie potrafiłem nad nimi zapanować. 
          Uniosłem dłonie do twarzy, przetarłem ją nimi, a następnie splotłem dłonie na karku. 
– Przepraszam – szepnąłem, zaciskając powieki. – Zrozum, co innego miałem sobie pomyśleć?
– W porządku – powiedziała cicho.
– Proszę… Wytłumacz mi to jakoś, bo zwariuję – mówiłem, starając się brzmieć twardo, ale mój głos się załamywał. 
– Kiedy ciebie poznałam wcale nie chciałam zrobić z tego jakiejś wielkiej sensacji, a tym bardziej nie chciałam pisać o nas książki – przyznała.
– To dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego napisałaś o nas?
– Musiałam. Nie miałam innego wyjścia.
– Możesz jaśniej? – powiedziałem opadając na krzesło nieopodal.
– Mogę powiedzieć ci tylko tyle, że na początku naszej znajomości nie wiedziałam, że napiszę o nas…
– Ale wiedziałaś, że wydasz książkę.
– Tak, temu nie mogę zaprzeczyć – powiedziała smutno.
– Kiedy narodził się pomysł na opisanie naszej znajomości? – pytałem zszokowany.
– Uznasz mnie za bezduszną kreaturę, ale… Po naszej wspólnej nocy.
          Usiadła obok mnie. Owiał mnie jej słodki zapach. Uspokoił mnie nieco, choć nadal nie mogłem wyjść z zadumy. 
– Nie mogę w to uwierzyć – szeptałem.
– Wiem… Wiem, jak to brzmi – odwróciła się w moim kierunku i chwyciła mnie za przedramię – ale wtedy chciałam opisać to dokładnie tak, jak było. Chciałam napisać powieść o… nieudanej miłości. Ale nie potrafiłam. Cały czas w głowie miałam nas… Szczęśliwych… Kroczących razem przez życie. 
– To dlaczego uciekłaś?! – uniosłem się i wyszarpnąłem ramię z jej objęć. 
– Musiałam – powiedziała ze szlochem.
– Wciąż te niedomówienia. Powiedz mi wprost, dlaczego ode mnie odeszłaś? Wtedy powiedziałaś, że to różnica klas. Okazało się, że wydałaś książkę na podstawie naszej znajomości… Popatrz jak to wygląda. Czuję się oszukany! – mówiłem tak, jak było.
– Na pewno nie odeszłam z powodu książki! – warknęła.
– To z jakiego?! – zirytowałem się. 
          Nie czułem się w ogóle winny. Powinna wiedzieć, jak się czuję. Powinna widzieć, jakie emocje mną targają. 
– Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytała podnosząc się z krzesła.
          
Spojrzała mi głęboko  oczy. Jej tęczówki lśniły. Nie umiałem rozpoznać czego był to efekt, ale wydawały się jeszcze piękniejsze niż wcześniej. Oddychałem szybko, bo emocje nadal mną władały. Zaciskając mocno szczękę, skinąłem głową.
– Zatem chodź, poznasz najważniejszą osobę w moim życiu – powiedziała w końcu.

Hello! 
Tak, jak obiecałam, przybywam do Was z nowiutkim skrawkiem. :) 
Jak Wam się podoba? :D 
Co sądzicie o końcówce? :D 

Dziękuję Wam za tak piękne komentarze po dostatnim. ♥ 
Niestety następnym razem, tak, jak mówiłam skrawek ukaże się dopiero za dwa tygodnie czyli 16.09. :) 

A jak szkoła? :D 
Jak rozpoczęcie roku? Jak pierwszy dzień? ^^
Niektóre z Was nie mają jeszcze wolnee... Nie za dobrze? :P 

Przypominam o ankiecie na dole. Jeśli ktoś jeszcze nie wziął w niej udziału, bardzo Was proszę, aby to zrobić. ♥ 

Ściska, tulę i całuję! :*