piątek, 24 czerwca 2016

Skrawek ósmy

         Siedziałem na kanapie w salonie rodziców i bezmyślnie wpatrywałem się w ekran telewizora. Emitowana była właśnie jakaś polska opera mydlana. Nigdy nie interesowało mnie nic podobnego, dlatego zwróciłem uwagę rodzicielki. 
– Wszystko w porządku, Grzesiu? – zapytała.
– Tak – odpowiedziałem machinalnie.
– Jesteś pewien?
– Tak – odpowiedziałem w ten sposób, co poprzednim razem.
– Słuchasz mnie?
– Tak.
– Zostałeś utytułowany najgorzej ubranym piłkarzem w Europie – powiedziała.
          
Odwróciłem gwałtownie głowę w jej stronę. Przymrużyłem powieki i spojrzałem na nią z żalem.
– Doprawdy? – wycedziłem.
– Wybacz, syneczku. Myślałam, że mnie nie słuchasz…. Przecież widzę. Widzę, że coś cię gryzie. Opowiedz mi o tym, proszę – powiedziała, siadając obok mnie.
– Czy wy wszyscy możecie dać mi święty spokój?! – zdenerwowałem się.
          Nigdy nie odważyłem się podnieść głosu na matkę. Zawsze bardzo ją szanowałem, bo to ona mnie urodziła, ona wpajała we mnie wszystkie wartości, to ona była moim największym kibicem. 
          Miotały mną takie emocje, że nie chcąc powiedzieć kolejnych niemiłych słów, chwyciłem moje kule i pokuśtykałem do swojego pokoju. 
          Zacząłem się zastanawiać, czy faktycznie to ze mną jest coś nie tak? Przecież to śmieszne, a wręcz niemożliwe, żeby wszyscy zwrócili się przeciwko mnie, prawda?
          Chwyciłem telefon. Wybrałem numer Celii.
          Nie odbierała.
          W głowie zabrzmiały mi słowa: Jesteś dupkiem.
          Brawo, Krycha! Jesteś niesamowitym dupkiem!
          Rzuciłem się wściekły na łóżko, wydając z siebie odgłos irytacji. Dlaczego zawsze muszę wszystko spieprzyć? Wyżyłem się na mojej matce, która jest Bogu ducha winna wszystkiemu, co mnie ostatnio spotyka. A Celia? Miała rację. To ja jestem nie do zniesienia. Nie ona. To ja mam jakieś urojenia i widzę problemy, których nie ma! Tamte słowa, którymi mnie uraziła… Myślę, że chciała przez to powiedzieć, że jako piłkarz jestem narażony na kontuzję i muszę liczyć się z tym, że coś podobnego niejednokrotnie może mnie jeszcze spotkać.
          Sięgnąłem po laptop leżący na stoliczku obok łóżka. Sprawdziłem najbliższe loty do Hiszpanii. Cellia dwa dni temu powinna wrócić do Sevilli z sesji. Chcę zrobić jej niespodziankę i wynagrodzić wszystkie przykrości, które jej sprawiłem. Samolot wylatywał za trzy godziny ze szczecińskiego lotniska. Zarezerwowałem jeden z kilku wolnych biletów i zacząłem się pakować.
          Po niecałych trzydziestu minutach byłem już całkowicie spakowany. Zszedłem powolnie po schodach w jednej ręce, trzymając bagaż, a w drugiej kule. Matka, która siedziała na fotelu i trzymała w dłoni gazetę pospiesznie wstała i podbiegła do progu schodów, widząc moją spakowaną walizkę. 
– Grzesiu, jeżeli cię uraziłam to bardzo przepraszam. Nie musisz wyjeżdżać – mówiła szybko, a w jej zazwyczaj spokojnym tonie słyszałem nutkę paniki. 
          Położyłem walizkę na ziemi, a zaraz obok niej moje kule. Chwyciłem ramiona matki. Popatrzyłem jej głęboko w oczy i delikatnie się uśmiechnąłem. 
– Nie mamuś, nie przepraszaj. To ja powinienem cię przeprosić za to, że tak się zachowałem. Nie powinienem był się unosić. Przepraszam – powiedziałem skruszony. – I muszę ci podziękować, bo dzięki tobie zrozumiałem, że jestem kretynem. Jadę do domu…
– Tu jest twój dom – przerwała mi szybko.
          Uśmiechnąłem się szerzej. 
– Muszę jechać do Sevilli. Do Celii. Jeśli wszystko się ułoży obiecuję, że za jakiś czas przyjadę, dobrze? 
          Mama westchnęła i wzruszyła ramionami. Biła się z myślami. Wiedziałem, że będzie to dla niej ciężki wieczór. Brat opowiadał mi, że wielokrotnie po moim wyjeździe z domu mama wieczorami ukradkiem płakała, ale nigdy nie chciała się do tego przyznać. 
          Ostatecznie przytaknęła głową. Kamień spadł mi z serca. Zagarnąłem ją mocno do mojej klatki piersiowej i ucałowałem w czubek Głowy. 
– Kocham cię, mamo – powiedziałem.
– Ja ciebie też, Grzesiu. Nawet nie wiesz jak bardzo…. 


          Siedziałem w samolocie. Za kilkanaście minut miał wzbić się w niebo. Myślałem o tym, co powiem Celii. Zastanawiałem się, jak zareaguje, gdy pojawię się niezapowiedziany. Ucieszy się? Będzie chciała ze mną rozmawiać? 
          Oderwałem wzrok od małego okienka, kiedy poczułem, że na miejscu obok mnie ktoś siada. Spojrzałem na ciemnowłosą dziewczynę i nie mogłem uwierzyć, że to ona. 
          Popatrzyła na mnie i zamarła. 
– To znowu Ty? – szepnęła, a jej piękne oczy miały wielkość pięciozłotówek.
          Tak, to była ta dziewczyna z plaży. Ta, która przede mną uciekała. Ta, która nakrzyczała na mnie w kawiarni. Ta dziewczyna, której za nic nie mogę rozgryźć. 
– O to samo mogę zapytać ciebie – odparłem.
– Śledzisz mnie?! – zarzuciła.
– Ja? Skąd!
– W takim razie dlaczego lecisz do Hiszpanii? – była bardzo zdenerwowana.
– Ponieważ tam mieszkam? – sarknąłem.

          Spuściła wzrok. Chyba zrozumiała, że to pytanie było niestosowne. Opuszkami palców chwyciła górną część swojego nosa. Westchnęła, złożyła dłonie jak do modlitwy, przyłożyła je do ust i popatrzyła na mnie.
          Obserwowałem ją bacznie. Zacząłem się zastanawiać, czy właśnie nie zaczęła się modlić. Była urocza, kiedy była tak zakłopotana. 
– Okay, zapytam stewardessę czy znajdzie się dla mnie jakieś inne miejsce – wycedziła i odeszła.
           Widziałem, że rozmawia z kobietą, która wyglądała na bardzo niemiłą. Bezustannie kręciła z dezaprobatą głową. Dziewczyna gestykulowała, ale ostatecznie wróciła na miejsce obok mnie. Opadła na nie z westchnieniem irytacji. 
– Nie zadziałało? – zapytałem ledwo mogąc powstrzymać się od śmiechu.
– Co za cholerna służbistka – wycedziła przez zęby.

– W takim razie musisz się przemęczyć przez ten czas ze mną.
          Spojrzała na mnie takim wzrokiem, że gdyby wzrok zabijał to na pewno padłbym trupem.
          Odwróciłem wzrok, a ona wyciągnęła jakiś magazyn dla pań i pogrążyła się w lekturze. Wiedziałem, że to nie będzie łatwy lot.


          Siedziałem obok niej. Cicho. To już ponad trzydzieści minut lotu, a ani ona, ani ja nie odezwaliśmy się do siebie nawet słowem. Dziewczyna zdążyła skończyć czytać magazyn i teraz siedziała wpatrując się przed siebie. 
– To… powiesz mi w końcu jak masz na imię? – zapytałem, niepewnie patrząc na nią z ukosa.
          Zmarszczyła brwi, jakby sam mój głos ją irytował. Westchnęła. 
– Aleksandra – powiedziała lekko, nie patrząc na mnie.
          Swoim zachowaniem chciała chyba pokazać, że w jej oczach jestem nikim. Żadnym wyjątkowym człowiekiem. Zwykłym pospolitym chłopakiem, jakich na ulicy jest mnóstwo.
          Jednak kiedy usłyszałem jej imię oczarowało mnie. Aleksandra… Ola… Piękne… Doskonale do niej pasowało. 
– Ładnie – powiedziałem, unosząc lewy kącik ust. Nie chciałem, żeby zauważyła, że przypadło mi do gustu. 
          Nie zareagowała na mój komplement. 
– A dlaczego lecisz do Hiszpanii? – zagadnąłem. Chciałem kontynuować rozmowę.
– Nie, nie mam zamiaru cię śledzić – sarknęła. – Już od dawna planowałam ten wyjazd – nadal nie zaszczyciła mnie ani jednym spojrzeniem. Nie powiem, intrygowało mnie to.
– Wakacje?

– Powiedzmy – ucięła.
          Westchnąłem i cmoknąłem ze zniecierpliwieniem. Zwróciłem się w jej kierunku i oparłem lewe przedramię o oparcie jej fotela. 
– Słuchaj – powiedziałem stanowczo. – Dlaczego taka jesteś?
           Odwróciła się pospiesznie w moją stronę. Spojrzała mi w oczy. Jej szare tęczówki były pełne determinacji, ale wyraz jej twarzy mówił, że nieco ją przytłoczyłem sobą, opierając się o zagłówek jej fotela. 
– Jaka? – była zła o ile nie wściekła.
          Patrzeliśmy sobie w oczy. Jej tęczówki mnie zahipnotyzowały.  Również i jej nie spieszyło się, by oderwać wzrok od moich.
          Mój oddech przyspieszył. Dawno nie czułem czegoś takiego.
          Ona zagryzła dolną wargę i pierwsza odwróciła spojrzenie.
          Zamrugałem i ułożyłem lewą rękę na podłokietniku mojego fotela. Odchrząknąłem. 
– Niedostępna. Nie chciałaś mi nawet powiedzieć jak masz na imię – rzuciłem tonem pełnym wyrzutu.
– Nie uważałam, by było ci ono do czegoś potrzebne – westchnęła, wzruszając ramionami. 
– Imię to nic wielkiego – powiedziałem wysokim tonem.
– Masz rację – ucięła, nie patrząc na mnie.

– A powiesz, co wydarzyło się wtedy na  plaży? – dodałem pospiesznie.
          Odwróciła wzrok na mnie i przymrużyła powieki. Wyglądała uroczo. Dookoła jej oczu pojawiły się malutkie zmarszczki. Musiałem się powstrzymać, by nie uśmiechnąć się na ten widok. 
– Za dużo chciałbyś wiedzieć… – szepnęła przez zaciśnięte zęby.
– Hej, wyglądałaś jakby coś ci się stało. Chciałem tylko pomóc, a ty na mnie naskoczyłaś – zauważyłem.
– Jestem indywidualistką. Nie potrzebuję twojej pomocy.
– A gdyby naprawdę stało się coś złego?! – zdenerwowałem się.

– Ale się nie stało! – uniosła głos. – Dlatego zostaw to – dodała ciszej. – Nie gdybaj.
          Westchnąłem i przetarłem włosy dłonią. 
– Dobra – powiedziałem. – Skoro czeka nas jeszcze dość długa chwila lotu to może postaramy się nie zabić i normalnie porozmawiać?
– Chętnie, ale mam sporo pracy – powiedziała i chwyciła dość dużych rozmiarów skórzaną torebkę i wyciągnęła z niej notes kołowy.
– Olewasz mnie? – uniosłem pytająco brew.

– Tłumacz sobie to jak chcesz. Ja muszę z czegoś żyć – odpowiedziała, otwierając notes.
          Uniosłem z niedowierzaniem brwi? Czy ona mnie obraziła? Celowo? A może nieświadomie palnęła te słowa? Ja też ciężko pracuję, żeby żyć. Wylewam siódme poty, by móc żyć. By opłacić mieszkanie, wszystkie rachunki, by kupić jedzenie. Czy ona uważa, że to nie jest praca? Oczywiście, że jest. 
– Czy ty sugerujesz, że ja dostaję pieniądze za nic? – odezwałem się po chwili, gdy otrząsnąłem się z szoku. 
          Nie byłem zaskoczony tylko jej słowami, ale też moją reakcją. W sieci spotykałem się z wieloma słowami krytyki, między innymi takimi, że dostaję pieniądze za nic, ale nigdy jakoś nadzwyczajnie się tym nie przejmowałem. Jednakże ta dziewczyna sprawiała, że każde, nawet najmniejsze słówko odbierałem dosłownie i osobiście.
          Upuściła długopis na notes i wydała z siebie kolejny odgłos irytacji. 
– Dasz mi popracować?! – podniosła głos.
– Odpowiesz mi? – ja również się zirytowałem.

          Jęknęła i spojrzała na mnie spod powiek. 
– Słuchaj. Nie sugeruję niczego. Wybacz, jeśli tak to zabrzmiało, ale terminy mnie gonią, a ja mam dużo pracy – westchnęła i poprawiła się na siedzeniu.
– Jesteś dziennikarką?
– Powiedzmy – szepnęła.
– W jakiej gazecie pracujesz?
– Za dużo chcesz wiedzieć.  
– No dobra. Pracuj sobie – powiedziałem, zakładając słuchawki na uczy.

          Do końca podróży nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, a kiedy wyszliśmy z samolotu, każde z nas ruszyło w inną stronę. Muszę przyznać, że byłem nieco rozczarowany. 


          Taksówkarz podwiózł mnie pod sam dom. 
          Kiedy wyszedłem z samochodu owiał mnie ciepły wietrzyk. Wziąłem haust czystego powietrza, a na moje usta wdrapał się mimowolny uśmiech. Sevilla… Zaaklimatyzowałem się tutaj. Czuję się jak w domu. Cieszę się, że wróciłem.
          Chwyciłem kule w prawą rękę, a walizkę w lewą i niezdarnie pokuśtykałem w stronę frontowych drzwi. Nieco trudności sprawiło mi kilka stopni, które musiałem pokonać, ale ostatecznie dość szybko znalazłem się pod drzwiami.
          Chwyciłem za klamkę. Drzwi były zamknięte. Zdziwiłem się. Celia powinna być w  domu, a wówczas nigdy nie zamyka drzwi. Wyjąłem klucze z kieszeni i otworzyłem dom.
          Wszedłem do przedpokoju, gdzie zostawiłem walizkę i pognałem do kuchni, by napić się wody.
          Pomyślałem, że może Celia miała coś do załatwienia na mieście i niebawem zjawi się w domu. Dochodziła przecież dwudziesta pierwsza.
          Kiedy siedziałem przy barku, piłem wodę i sprawdzałem jeden z portali społecznościowych w moim telefonie usłyszałem śmiech mojej dziewczyny. Dobiegał on z naszej sypialni. Pewnie rozmawiała przez telefon z jedną ze swoich koleżanek. Z uśmiechem na ustach powędrowałem w górę schodów. Starałem się, by nie usłyszała moich kroków. Chciałem ją zaskoczyć.
          Gdy stanąłem pod drzwiami usłyszałam jej szepty, ale… Usłyszałem też szepty głosu męskiego. Zdziwiłem się. Co ona może robić z jakimś facetem w naszej sypialni? Nie musiałem długo czekać, by moja wyobraźnia zaczęła funkcjonować tak, jak trzeba.
          Z impetem otworzyłem drzwi i oniemiałem. Celia leżała w łóżku z jakimś mężczyzną. Byli nadzy, okryci kołdrą. Kiedy mnie zobaczyła pobladła. 
– Grzesiu?! Co ty tutaj robisz?! – pisnęła.
          Moje usta przypominały literę „o”. Nie sądziłem, że ona może mi zrobić coś takiego. Mrugałem powiekami, jakbym miał nadzieję, że za chwilę ten obrazem się rozmyje i okaże się, że było to tylko przewidzenie.
          Niestety nic takiego nie miało miejsca. Nadal byłem w mojej sypialni, a w moim łóżku leżała moja dziewczyna z jakimś obcym mężczyzną. Pokiwałem z niedowierzaniem głową. Odzyskałem zdolność racjonalnego myślenia i od razu się odezwałem: 
– Nie przedstawisz mnie swojemu przyjacielowi? – zapytałem beznamiętnie.
– Nie, nie! To nie jest tak jak myślisz – usłyszałem, ale odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z pomieszczenia.

          Bałem się, że jeśli jeszcze chwilę patrzyłbym na tę dwójkę, zrobiłbym temu mężczyźnie coś, co mogłoby pociągnąć za sobą niechciane konsekwencje.
          Byłem w połowie schodów, gdy Celia mnie dogoniła. 
– Grzegorz! – chwyciła mnie za nadgarstek. 
          Wyrwałem go, a ona wyglądała, jakby ktoś ją właśnie spoliczkował. Co za ironia, nieprawdaż? Ona wydaje się być pokrzywdzona, mimo że to ja właśnie nakryłem ją z jakimś obcym facetem w naszym łóżku. 
– Masz godzinę, żeby się spakować i zniknąć z tego domu i z mojego życia! – krzyknąłem. – Jak wrócę ma cię już nie być. 

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Hej Kochane! :* 
I takim oto akcentem witamy wakacje! :D 
Jak Wam się podoba? :) 
Spodziewałyście się tego po Celii? ;) 
W komentarzach (za które bardzo Wam dziękuję ♥) pod ostatnim rozdziałem wszystkie jednogłośnie doszłyście do wniosku, że nasza nieznajoma jest dziwna. Chyba i w tym rozdziale nie jest do końca normalna... Macie może jakieś podejrzenia, co do jej osoby? ^^ 

Bardzo chciałabym Was również przeprosić za to, że tak haniebnie zaniedbałam Wasze historie. Natłok szkolnych obowiązków, a co gorsza praca nad lepszymi ocenami pochłonęła maximum mojego wolnego czasu, dlatego jeszcze w ubiegłym tygodniu nadrabiałam zaległości z maja... Tak, wiem - jestem beznadziejna. :( Mam nadzieję, że mimo wszystko wybaczycie i nadal będziecie zapraszać mnie na kolejne rozdziały u Was. :) 
Jakby ktoś nie wiedział - udało mi się wszystko nadrobić! :D 

Kochane, a jak tam szkoła? :)  A raczej WAKACJE!
Ja powiem szczerze, że udało mi się poprawić średnią z zeszłego semestru i jestem nawet zadowolona, choć zawsze mogło być lepiej. :) A u Was paseczki są? ^^ Chwalić się, chwalić! :D 

Życzę Wam udanych, ciepłych, radosnych i niezapomnianych wakacji, Kochane! ♥

Buziaki ;*

PS. No właśnie! A jak wrażenia po meczach Euro? ^^ Nie wiem jak Wy, ale ja jestem niesamowicie dumna z naszych orłów! ♥ W głowie mam nawet myśl, że jutrzejszy mecz może okazać się dla nas zwycięski. :) Mocno trzymam kciuki za naszych! ♥ 
POLSKA! 


piątek, 10 czerwca 2016

Skrawek siódmy

          Przełknęła głośno ślinę. Wyprostowała się i poprawiła, przewieszoną przez ramię torebkę na cienkim paseczku. 
– Przepraszam, ale muszę już iść – bąknęła, a jej oczy były pełne przerażenia.
          Ponownie chwyciłem ją za nadgarstek. Nie chciałem, żeby znów uciekła, ale chyba tylko przestraszyłem ją tym ruchem, bo rozszerzyła oczy, a jej oddech przyspieszył. 
– Chciałaś chyba wejść tutaj – wskazałem na wnętrze sklepiku.
– Rozmyśliłam się… – szepnęła.
          Pokiwałem powolnie głowa. Jej urok nie przestał robić na mnie wrażenia. Stałem jak zaczarowany. Odjęło mi mowę. Patrzyliśmy chwilę na siebie, a kiedy ponownie zluźniłem uścisk, wyrwała rękę. 
– W takim razie – wyrwałem się z zamysłu. – Odprowadzę cię, dokąd zmierzasz? – uśmiechnąłem się najładniej jak potrafiłem.
– Nie, nie sądzę bym potrzebowała pomocy – powiedziała pewnie, ale jej oczy nadal mówiły coś zupełnie przeciwnego. – Ale ty chyba tak – wskazała na moje kule. 

          Poczułem się jak żałosny dupek. 
– Dam radę – zapewniłem.
– Nie znamy się – mówiła pozornie pewnie. – Dlatego lepiej rozejdźmy się w swoje strony.
          Grałem na zwłokę. Nie chciałem, by znowu zniknęła. 
– W takim razie – wysunąłem pospiesznie prawą dłoń w jej kierunku – jestem Grzesiek.
– Wiem kim jesteś – wycedziła, patrząc na mnie spod długich rzęs.
– Naprawdę? – wyglądała uroczo, kiedy była tak nachmurzona.

– Każdy zna Grzegorza Krychowiaka.
          Uśmiechnąłem się na jej słowa. Nie była świadoma tego, jaki wielki ma w sobie urok. 
– Lubisz piłkę? – zapytałem automatycznie.
– Słuchaj! – zniecierpliwiła się. – O co ci chodzi?
– Mnie? O nic!

– Zatrzymujesz mnie na ulicy i… co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! – uniosła głos.
          Kiedy krzyczała była jeszcze bardziej urocza. Czoło nieco jej się marszczyło, a barwa głosu stawała się jeszcze bardziej melodyjna. Byłem ciekawy czy potrafi śpiewać, a jeśli tak, to jak brzmiał jej głos? Do głowy od razu przyszła mi myśl, że mogłaby śpiewać kołysanki, a wówczas człowiek bez jakichkolwiek problemów odszedłby do krainy Morfeusza.  
– Ja? Ja.. nic, naprawdę – jąkałem się jak nastolatek w szkole, który boi się zagadać do swojej koleżanki z klasy.
– W takim razie daj mi święty spokój! – uniosła głos i odwróciła niepewne spojrzenie.
          Było mi jej szkoda. Jej oczy mówiły, że była pełna obaw i przerażenia, dlaczego więc udawała taką silną i pewną siebie? Nie chciałem, żeby znowu uciekła.  Była jedyną osobą, która za pierwszym razem zrobiła na mnie tak piorunujące wrażenie. To była nasza pierwsza dłuższa rozmowa. Była zniecierpliwiona i zestresowana, ale ja nie chciałem rezygnować. Raz się żyje. 
– Może pójdziemy na kawę? Tutaj obok jest świetna kawiarenka – wskazałem na róg ulicy. 
          Popatrzyła za moją ręką i wpatrywała się w tamtym kierunku przez dłuższą chwilę. Kiedy się ocknęła, popatrzyła na mnie niepewnie. Cała złość i irytacja jakby zniknęła, jednakże strach i niepewność pozostały w jej pięknych szarych tęczówkach. 
– Nie. Myślę, że to nie jest dobry pomysł – szepnęła.
– Dlaczego?
– Nie znamy się – w jej głosie znów pobrzmiewało zdenerwowanie.
– Poprawka. Ty mnie znasz – zauważyłem radośnie. – To ja nie znam ciebie. Zatem nie musisz się martwić, że jestem seryjnym mordercą. 
– Jesteś piłkarzem – mruknęła pod nosem przewracając oczyma.

– Słucham?
          Wydawała się zdziwiona, że to usłyszałem. Chyba nie taki miała zamiar. 
– Nic – pokiwała głową.
– Nie daj się dłużej prosić – lamentowałem. 

          Ponownie spojrzała w moje oczy. Po kilku sekundach wytworzyło się między nami swego rodzaju napięcie. Nie mogłem oderwać wzroku od jej pięknych, lśniących oczu. Były tak urokliwe, że tylko na nich mogłem się skupić. Miałem wrażenie, że to moje spojrzenie wywierało nacisk, by uległa.
– Nie jestem pewna – powiedziała odrywając ode mnie wzrok i zagryzając dolną wargę.
– Proszę, zgódź się.  
         Spojrzała w niebo. Westchnęła, a następnie popatrzyła na mnie. Po kilku sekundach otworzyła usta: 
– Zgoda.


          Zasiedliśmy w małej kawiarence. Jej wnętrze było bardzo przytulne. Dominowały odcienie zieleni. Okrągłe mahoniowe stoliki, okryte zielonymi serwetami w odcieniu koloru ścian, rozmieszczone były po całym lokalu w idealnych odstępach.
          
My siedzieliśmy w kącie lokalu. Chciałem stać się niedostrzegalny, ponieważ zawsze, gdy tylko zjawiam się w rodzinnym mieście wszyscy mnie rozchwytują i chcą chwilkę porozmawiać. Nie chodzi tutaj o autografy i zdjęcia, ale o normalną, ludzką rozmowę. Przeważnie na temat piłki. Nie przeszkadzało mi to, co to, to nie, ale w takiej chwili, wolałem pobyć sam na sam z dziewczyną, którą udało mi się zatrzymać przed kolejną ucieczką.
          Siedziała naprzeciw mnie. Próbowała stwarzać pozory, ale widziałam, że była zestresowana. Jej sylwetka była nieco zgarbiona, dłonie miała splecione pomiędzy swymi udami i starała się uciekać wzrokiem przed moim spojrzeniem. Wyglądała ślicznie.
          Złożyliśmy zamówienie na nasze kawy u miłej kelnerki w zielonym fartuszku. Okazało się, że nie tylko ja pijam latte macchiato. 
– Zatem… powiesz mi, jak masz na imię? – rzuciłem, odprowadzając kelnerkę wzrokiem.
          Uniosła wzrok i w końcu na mnie popatrzyła. Wyprostowała się, chcąc dodać sobie pewności siebie. 
– Nie wiem czy mogę powiedzieć to komuś nieznajomemu – powiedziała cicho.
– Ale jak mamy się poznać, jeśli nie chcesz powiedzieć jak masz na imię? – zaśmiałem się.


          Na jej twarzy ukazało się lekkie zdziwienie moją bezpośredniością, ale zaraz potem skarciła mnie wzrokiem. 
– Okay. Posłuchaj. Ty znasz mnie. Wiesz jak mam się nazywam, wiesz skąd jestem i co robię. Teraz czas na ciebie – dodałem. 
– Skąd pewność, że chcę, byśmy się poznali? – powiedziała twardo.

          Udawała pewną siebie. Podobało mi się to. Już miałem się odezwać, ale obok nas wyrosła kelnerka, która przyniosła nasze zamówienie. Kiedy tylko odeszła, bez wahania zadałem pytanie:
– W takim razie, dlaczego nie chcesz, żebyśmy się poznali?
          Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i założyła nogę na nogę. Wbiła spojrzenie, które wcale nie było tak niepewne, jak jeszcze chwilę wcześniej we mnie i odpowiedziała: 
– Piłkarze są nic nie warci.

          Wytrzeszczyłem oczy, a usta nieznacznie mi się rozchyliły. Skąd ta teoria? Dlaczego tak uważa? Potrząsnąłem delikatnie głową, by pozbyć się pytań, które się w niej pojawiły.
– Dlaczego tak uważasz? – zapytałem.
– A nie jest tak?
– O ile wiem, nie odpowiada się pytaniem na pytanie – zauważyłem.

          Jej powieki zawęziły się tak, że patrzyła na mnie przez małe szparki. 
– Widzisz? Między innymi o tym mówię – wycedziła.
– O czym? – nie ukrywałem zdziwienia.
– O tej zarozumiałości – odpowiedziała z lekko uniesionym głosem. – Chyba lepiej będzie jak już pójdę – chwyciła torebkę, wiszącą na oparciu jej krzesła.
– Nie! – uniosłem się lekko z krzesła. – Zostań. Przepraszam, nie chciałem cię urazić.

          Popatrzyła na mnie i zawahała się. 
– Proszę – szepnąłem.
          Znów zmrużyła powieki. 
– Tak właściwie… Dlaczego, aż tak bardzo zależy ci na tym spotkaniu? – spytała.
          Zmieszałem się. Naprawdę tak to wyglądało? Naprawdę mogła pomyśleć sobie, że mi zależy? Czy powinna tak myśleć? Czy faktycznie tak było? Przecież mam kobietę… 
– Wiesz, nikt nigdy nie naskoczył na mnie tak, jak ty, kiedy starałem się mu pomóc – obróciłem odpowiedź w żart. 

          Zesztywniała. Wyprostowała się jeszcze bardziej, odwróciła wzrok w lewą stronę i zagryzła policzek od środka. Milczała.
          Wziąłem łyk stojącej na stoliku przede mną kawy i czekałem na jej reakcję.
          Myślała. Intensywnie myślała, a ja zastanawiałem się o czym.
          W końcu wyrwała się z zamysłu i spojrzała na mnie. 
– Wybacz, ale chyba naprawdę powinnam już iść – powiedziała szybko.
– Znowu uciekasz? – westchnąłem. – Dlaczego reagujesz… tak?
– Jak?! – zdenerwowała się.
– No, właśnie tak! – wskazałem na nią ręką. – Nic złego nie robię, a ty wciąż na mnie naskakujesz. O co ci chodzi? – byłem poirytowany.

– Po co mnie tu zaprosiłeś? Dlaczego mnie prześladujesz? Jesteś zwykłym dupkiem – powiedziała, chwytając torebkę.  
– A wywnioskowałaś to, po…? – przymrużyłem oczy.
– Twoim głupkowatym wyrazie twarzy – mruknęła, kładąc pieniądze za nienaruszoną kawę na stół i jak pershing wyszła z lokalu. 
          Westchnąłem i ukryłem głowę w dłoniach. Ajajaj, co to ma być? Grzesiu, ogarnij się chłopie!

Cześć Kochane! :*
Tak jak i obiecałam, jest więcej naszej nieznajomej. ;) 
Poznałyście ją teraz nieco lepiej, choć zdaję sobie sprawę, że jeszcze nie na tyle dobrze, by wyrobić sobie o niej jakieś konkretne zdanie, ale jestem ciekawa Waszych odczuć, co do dziewczyny. :) 
Podoba Wam się jej osobowość? :D 

Wciąż uświadamiam sobie, że jestem beznadziejna. 
W zeszły weekend nie miałam szansy do Was zajrzeć... Miałam nadzieję, że nadrobię to w ten weekend, ale również nie jest mi to dane. Muszę jeszcze troszkę popracować, ale obiecuję, że od poniedziałku sukcesywnie będę nadrabiać wszelkie zaległości. 
Proszę Was tylko o kolejną dawkę cierpliwości. ♥  

Dziękuję, że mimo iż od dawna nie było mnie u Was, Wy zaglądacie do mnie. 
Dziękuję Wam wszystkim i każdej z osobna za każdy nawet najmniejszy komentarz. ♥ 

Jeszcze raz przepraszam i mocno Was ściskam! ;*

PS. Przepraszam także za wszelkie literówki, które mogłam przeoczyć. :( 

czwartek, 2 czerwca 2016

Skrawek szósty

          Leżałem na trawie w ogrodzie. Ciepłe promienie słońca muskały moja twarz. Oczy miałem zamknięte, a w głowie wciąż obraz spotkania z Julią. 


Poszliśmy do parku, żeby móc porozmawiać na neutralnym gruncie. Julia miała mi tyle do opowiedzenia. Mówiła o tym, w jaki sposób oświadczył się jej Karol. 

Byli we Francji. Siedzieli w restauracji, z której doskonale widać było wieżę Eiffla. Po deserze delikatna muzyka, która grała w tle ucichła. Podszedł do nich kelner, który w ręku trzymał kwiaty. Karol przyklęknął przed nią, wyjął pudełeczko z pierścionkiem z wewnętrznej kieszeni swojej marynarki i poprosił ją o rękę. 
Kiedy o tym mówiła zapragnąłem, by moja kobieta, także opowiadała o momencie, w którym jej się oświadczyłem z takim przejęciem, jak robiła to Julia. Poczułem chęć założenia rodziny. Pytanie tylko czy założenie rodziny z Celią wchodzi w grę…
Siedzieliśmy, a ja cały czas słuchałem. Julia zrozumiałą, że coś jest nie tak. 
– Co się dzieje? Nic nie mówisz, a to do ciebie niepodobne, Grzesiu – powiedziała. 
– Wiesz, chyba jeszcze nie doszedłem do siebie po tym – wskazałem na moją usztywnioną nogę. 
Popatrzyła na mnie spod przymrużonych powiek. Czuła, że ściemniam. Wiedziała, że na moje złe samopoczucie nie działała tylko kontuzja, ale coś jeszcze. 
– Dlaczego myślisz, że w to uwierzę? 
         Popatrzyłem na nią i kilkakrotnie zamrugałem. Nie do końca rozumiałem, o co jej chodzi. 
– Przecież kontuzja to nie koniec świata. Nigdy nie podchodziłeś do żadnej z kontuzji tak poważnie. Musiało stać się coś jeszcze. Powiedz mi, Grzesiu. Wiesz, że ze mną możesz porozmawiać o wszystkim – położyła rękę na moim ramieniu. 
Westchnąłem i zwiesiłem ramiona. Przejrzała mnie. a ja nie potrafiłem jej okłamywać. Ona, tylko Julia potrafiła wyciągnąć ze mnie więcej, niż inni. Kiedy wyjechałem widziała we mnie większy potencjał niż wszyscy inni. Może nie większy od moich rodziców, ale porównywalny. 
– Masz rację. To nie tylko przez kontuzję, ona po prostu mnie dobiła… – szepnąłem. 
– Co się stało? – spojrzała mi w oczy. 
– Po pierwsze to kontuzja przed sezonem. Chciałem wypracować sobie formę, żeby od samego początku pomóc drużynie zdobywaniu punktów w lidze, a tym czasem… – westchnąłem i wskazałem moją kontuzjowaną nogę. – Ale to nie wszystko. Ostatnio między mną, a Celią nie jest najlepiej. 
Zwróciła się w moją stronę i zatopiła swoje tęczówki w mych oczach. Czekała na więcej. 
Opowiedziałem jej, że czuję, iż dla mojej dziewczyny kariera jest ważniejsza ode mnie. Opowiedziałem o naszej kłótni, po której wyjechałem i nie miałem z nią kontaktu. Kiedy skończyłem mój tkliwy i pełen żalu monolog, Julia nadal na mnie patrzyła. 
– Co? – odezwałem się w końcu. – Teraz będziesz tak na mnie patrzeć? Czy może powiesz mi, jakim to jestem dupkiem i bezwartościowym chamem, który zostawia swoją kobietę, a sam wyjeżdża do mamusi? 
Byłem zły. Byłem zły, że Julia może tak o mnie myśleć. Kto jak kto, ale ona powinna zrozumieć, że w związku zdarzają się kłótnie. Kiedy wylałem przed nią swoje żale, a ona tylko na mnie patrzyła, poczułem, że od pewnego czasu duszę się w moim związku. Co dziwniejsze zaczęło mi to przeszkadzać, gdy spotkałem na swojej drodze tę dziewczynę. Tę nieznajomą dziewczynę. 


– Nie, Grzesiu. Nie myślę tak. Skoro wyjechałeś… to znaczy, że Cię to wszystko przerosło – powiedziała delikatnie z rzeczowym tonem po kilku dobrych minutach. Zrozumiałem, że chciała dać mi chwilę, bym ochłonął. 

– Myślę jednak, że chyba powinieneś się zastanowić, co jest dla ciebie ważne. Czy Celia jest dla ciebie ważna. Czy teraz, pod wpływem chwili, byłbyś w stanie się jej oświadczyć? Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie ciebie z nią za dziesięć lat? 

         Właśnie. W tym problem. Nie jestem w stanie. Nie potrafię wyobrazić sobie siebie u boku Celii za tydzień, a co dopiero za dziesięć lat? Nie byłbym wstanie oświadczyć jej się w tej chwili. Ale to nie znaczy, że nie jest dla mnie ważna, bo jest. Przecież jesteśmy ze sobą już tak długo… Byłbym bezwartościowym gnojem, jeśli po tych czterech latach, które w większości były sielanką, nie uważałbym Celii za naprawdę ważną osobę w moim życiu.
          
To przecież przy niej kształtował się mój charakter. To przy niej doskonaliłem się jako człowiek i jako piłkarz. W naszym związku nie zawsze było dobrze, ale tych dobrych momentów było zdecydowanie więcej. Dlaczego, więc teraz jest tak, jak jest? Jak wyjaśnić to, co dzieje się w tym momencie między nami?
          
Dlaczego to wszystko był takie skomplikowane? Niby pytania Julii wcale nie były trudne, ale mnie przyprawiały o zawrót głowy.
          
To chyba czas, bym poważnie porozmawiał z moją dziewczyną.
          
Wyjąłem telefon z kieszeni spodenek i wsparłem się na łokciu. Wybrałem numer modelki. 
– Tak? – po kilku sygnałach usłyszałem jej głos.
          
W eterze słychać było jakieś szumy, jakby była na jakiejś plaży. Zaintrygowało mnie to.
– Możesz rozmawiać? – zapytałem, unosząc lewą brew.
– Nie jestem pewna, czy po moich dwóch słowach się nie rozłączysz. Skoro wolałeś uciec, niż ze mną porozmawiać…
– Jak zapewne zauważyłaś, jeszcze się nie rozłączyłem.
– Zatem słucham.
– Musimy poważnie porozmawiać. Oboje się pogubiliśmy, nie uważasz? – mówiłem szybko.
– Być może, ale to nie ja zostawiłam ciebie w domu. Z wyrzutami sumienia– skwitowała.
– Rozumiem, że teraz będziemy obrzucać siebie nawzajem winą, tak?
– Nie, Grzesiu. Chcę tylko wiedzieć, co się stało… Dlaczego taki jesteś? Dlaczego od jakiegoś czasu nie idzie się z Tobą porozumieć?
– Chyba żartujesz?! – uniosłem się.
– Nie rozumiem?
– To ja się zmieniłem? Ja?! To dla Ciebie od jakiegoś czasu praca jest ważniejsza ode mnie. To Ty masz gdzieś moje uczucia i moją kontuzję!
– Widzisz? – szepnęła. – Tylko ty i ty. A gdzie w tym wszystkim jestem ja? Myślisz tylko o sobie. I nieprawda. Praca nie jest dla mnie ważniejsza. Godziny mojej pracy wcale się nie zmieniły. Pracuję tak samo dużo jak wcześniej, tylko tobie nagle zaczęło to przeszkadzać! – uniosła się. – 
Wytykasz mi to, że jeden jedyny raz źle ubrałam słowa.
 
         Nie odpowiedziałem na to. Dlaczego? Odpowiedź jest banalna. Poczułem wyrzuty sumienia.
– Gdzie jesteś? – zapytałem zmieniając temat.
– Mówiłam ci, że mam sesję.
– A ta woda w tle? – zapytałem.
– Jaka woda? Grzesiu, ty masz już chyba jakieś urojenia… Przepraszam cię, ale moja przerwa właśnie się kończy.

          Rozłączyła się.
          Znów jedno z nas pozostało samo. Z wyrzutami sumienia. I dla odmiany nie była to Celia.
          Czy ja naprawdę myślę tylko o sobie? Skoro jej grafik wcale nie stał się bardziej napięty, to dlaczego zaczęło mi to tak przeszkadzać? Może ona ma rację? Może powinienem dostrzec też problem u siebie, a nie tylko wytykać wszystko innym?
          Opadłem na trawę i wpatrywałem się w biały obłoczek na błękitnym niebie. Do głowy znów wróciło wspomnienie spotkania z Julią.

– Grzesiu… Musisz wziąć się w garść. Nie przypominasz tego chłopaka, z którym skakałam po drzewach. Musisz uwierzyć, że po kontuzji wrócisz silniejszy. To przykre doświadczenie, które spotyka wielu piłkarzy. Każdy z nich uczy się przez to czegoś innego. Potraktuj to jako naukę, ale nie zamykaj się na świat. Weź się w garść!

          Ona ma chyba rację.
          
Czas wyjść do ludzi. 


          Szedłem ulicą w kierunku małej księgarenki, którą od zawsze uwielbiałem. Miała swój klimat. W kąciku znajdowało się kilka stolików, przy których można było usiąść i poczytać świeżo zakupioną lekturę.
          
Wszedłem do środka. Kilka malutkich dzwoneczków nad drzwiami zadzwoniło radośnie, obwieszczając sprzedawcy moje przybycie. Za ladą jak zwykle siedziała miła, starsza pani w okularach, a w dłoni dzierżyła grubą książkę. Na dźwięk dzwoneczków uniosła błękitne oczy, a kiedy zorientowała się, że to ja, uśmiechnęła się szeroko. 

– Witaj, Grzesiu! – wstała, odkładając książkę na bok. – Miło cię widzieć! 
– Dzień dobry, panią również – odpowiedziałem równie uprzejmie. 
– Widzę, że nie poszczęściło ci się po powrocie do Hiszpanii? – wskazała ruchem głowy na moją usztywnioną nogę. 
– Niestety – moje usta wygięły się w półuśmiechu. – Mam przedłużony urlop, więc wróciłem, a żeby się nie nudzić pomyślałem, że wpadnę i kupię jakąś książkę.
          
Kobieta uśmiechnęła się i ruchem wskazała na pełne regały książek. 
– Od koloru, do wyboru. Wybieraj.
          Po ponad trzydziestu przeglądania ogromnych regałów, wybrałam kilka książek, które wydawały mi się ciekawe. Do sięgnięcia po daną książkę zawsze zachęca mnie okładka. Niby „nie ocenia się książek po okładce”, ale wydaje mi się, że to stwierdzenie odnosi się chyba bardziej do ludzi, bo okładka jest przecież bardzo ważna. To ona zachęca lub odrzuca. Zawsze irytowały mnie te książki, które na okładce miały twarze bohaterów. Jak miałem sobie ukształtować obraz postaci, gdy na okładce był jej portret?
          Znalazłem mnóstwo książek z pięknymi okładkami, ale tylko kilka szczególnie zwróciło moją uwagę, zatem trzymając je w dłoni, powolnie pokuśtykałem ku starszej kobiecie. 
– O! Widzę, że spodobała ci się twórczość pani Brett, syneczku – uśmiechnęła się. 
– Chyba tak – odpowiedziałem tym samym gestem. – Mądrze pisze, jestem ciekaw czy te książki będą równie dobre. 
– Mam nadzieję, że wpadniesz podzielić się wrażeniami po przeczytaniu – powiedziała, starannie pakując każdą książkę w seledynowy papier, a następnie w papierową torbę.
          Po zakończeniu zakupów, pożegnałem się z kobietą, i otworzyłem drzwi, by wyjść na zewnątrz.
          
W progu zderzyłem się z ciemnowłosą dziewczyną. Omal nie straciła równowagi, więc chwyciłam ją za nadgarstek, by nie upadła. 
– Przepraszam, nie zauważyłem cię – powiedziałem pospiesznie. 
– Nie, nie, to ja przepraszam – odpowiedziała równie szybko.
          
Kiedy podniosła wzrok, zauważyłem te ciemne oczy i krągłe malinowe usta. To była ona. Dziewczyna z plaży. Pobladła, a ja zluźniłem uścisk. 
– To ty… – szepnąłem z niedowierzaniem.  

☆☆☆☆☆☆Hej Kochane! :*
Dziś znów zjawiam się nieco wcześniej, ale nie z tego powodu rekompensaty, ale raczej z takiego powodu, że w weekend wyjeżdżam oraz z tego powodu, że mam do wyciągnięcia kilka ocen, więc mimo "przyjemności" nie ucieknę od szkoły. :( 

Podoba się Wam powyższy rozdział? :) 
Teraz będą one nieco dłuższe. Połączyłam nieco te rozdziały tak, by działo się więcej. :) W innym wypadku musiałybyście czytać chyba milion tych rozdziałów. :P 

Obiecałam, więc jest nasza nieznajoma. ^^ 
Co prawda na samym końcu i właściwie niewiele jej w tym rozdziale, ale nie możecie powiedzieć, że Was okłamałam. :) 
Obiecuję, że w kolejnym skrawku będzie jej jeszcze więcej. :D 
Czekam na Waszą reakcję. :) 

Całuję Was gorąco! :*