piątek, 26 sierpnia 2016

Skrawek siedemnasty

          Nocą nie spałem prawie w ogóle. Wciąż w głowie miałem fragmenty książki, której podstaw łudząco przypominały moją znajomość z Aleksandrą. Czy to możliwe, że mnie wykorzystała? A może pod wpływem naszej znajomości coś natchnęło ją do napisania podobnej historii? Zastanawiałem się co jeszcze, prócz naszej znajomości było prawdą w tej powieści... 
          Kiedy zegar wybił siódmą rano nie mogłem już wytrzymać w łóżku. Wskoczyłem w dres i udałem się na przebieżkę po plaży.
          Gdy wybiegłem na dwór, owiało mnie lodowate powietrze, a z moich ust wydobył się obłoczek pary. Wykonując przed domem krótką, ale intensywną rozgrzewkę i rozciąganie ruszyłem w kierunku morza.
          W mojej głowie wciąż kotłowały się myśli odnośnie Aleksandry. Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem biegacza, pędzącego w moim kierunku. Zderzyliśmy się boleśnie i upadliśmy na odśnieżony chodnik. 
– Przepraszam, zamyśliłem się – powiedziałem szybko.
– Grzesiu? – usłyszałem, a kiedy spojrzałem na nieznajomego biegacza, okazało się, że nie jest nim a nią i wcale nie jest nieznajoma.
– Julka? – zdziwiłem się.
– Cześć! – wyraźnie się ucieszyła.
          Otrzepała dłonie odziane w rękawiczki i dźwignęła się na nogi, otrzepując ciemne dresowe spodnie od śniegu. Popatrzyłem na nią, a chwilę później sam podniosłem się na nogi. 
– Przyjechałeś do domu na święta? – spytała, kiedy doprowadziła się do ładu.
– Tak – odpowiedziałem cicho.
– Co powiesz na gorącą czekoladę? – spytała. – W naszej kawiarence? – kusiła.
– Nie wiem… Przepraszam, nie mam nastroju – westchnąłem.
– No przecież wiem – powiedziała lekko się uśmiechając. – Myślisz, że pozwolę ci tak po prostu odejść? Musisz mi opowiedzieć co cię trapi. Na pewno ci ulży. No dalej, Grzesiek! 
          Przestąpiłem z nogi na nogę. Naciągnąłem czapkę na uszy i rozejrzałem się dookoła. Tak naprawdę w ogóle nie interesowało mnie, co znajduje się w okolicy albo jak ona obecnie wygląda. Przedłużałem moment mojej odpowiedzi maksymalnie. Miałem nadzieję, że Julia odpuści i oboje rozejdziemy się w swoje strony. 
– Kryśka! – zdenerwowała się. – Nie znoszę sprzeciwy – chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku kawiarni.
– Julia, przepraszam cię, ale nie mam ochoty na plotkowanie – westchnąłem i stanąłem.
– Przestań marudzić i chodź – jęknęła, ciągnąc mnie z całej siły za obie ręce. 
          Skapitulowałem i nie ukrywając westchnienia irytacji poczłapałem za energiczną przyjaciółką. Patrząc jak promienieje, zastanawiałem się jak może być tak szczęśliwa i radosna. Przecież życie jest takie ciężkie…
          W kawiarence było niewiele ludzi. W rogu siedział jakiś nastolatek, pod oknem dwoje emerytów, a przy kominku siedziała kobieta czytająca gazetę, pijąca kawę i jedząca ciepłą jeszcze drożdżówkę.  
          Siedliśmy w ustronnym miejscu. Julka wstała, podeszła do lady, zamówiła dla nas kawy i wróciła do stolika. Rozpłaszczyła się, a kurtkę przewiesiła przez oparcie swojego krzesła. 
– Rozbierz się, zgrzejesz się i będziesz chory – powiedziała łagodnie.
– Nie, nie zabawię tutaj długo – powiedziałem krótko.
          Zauważyłem, że Julia poczuła się urażona. Spuściła głowę i przełknęła ślinę. 
– Przepraszam – jęknąłem, ukrywając twarz w dłoniach. Zachowywałem się jak totalny kretyn.
– Co cię trapi, Grzesiu? To nadal te problemy z Celią, o których wspominałeś mi, kiedy widzieliśmy się ostatni raz?
– Nie… Z Celią rozstaliśmy się jeszcze latem – wyznałem.
– Och… Chciałabym powiedzieć, że mi przykro, ale widziałam ostatnio, że czułeś się przytłoczonym tym związkiem, więc chyba zostawię to bez komentarza. Ale pozwól, że zapytam… Co się stało?
          Młoda kelnerka podeszła do nas z tacą, postawiła przed nami dwie czarne kawy i ciepłe, świeże drożdżówki, po czym odeszła. Popatrzyłem najpierw na słodką bułeczkę, a potem na Julkę.
– Jedz, jedz – zaśmiała się. – Albo nie! Najpierw odpowiedz mi na moje pytanie.
– Cóż… kiedy wróciłem do Sevilli zastałem ją w naszym domu z jej fotografem – powiedziałem chwytając uszko filiżanki.
– Nie mów, że zrobiłeś jej o to awanturę. Może to tylko przyjaciel, ja też czasem spotykam się z moimi znajomymi u mnie w domu. Karol nie robi mi z tego powodu jakichś wyrzutów – mówiła.
– Zastałem ją z nim w naszym domu, w naszym łóżku – powiedziałem spokojnie, a potem uniosłem filiżankę do ust.
          Jej mina była wtedy tak zabawna jak chyba jeszcze nigdy. Gdyby było to możliwe gałki oczne wyleciałyby jej z oczodołów. Zachciało mi się śmiać, ale się powstrzymałem. 
– I nie zrobiłem jej awantury. Wyszedłem z domu, ale nim to zrobiłem powiedziałem, że ma się z niego wynosić – powiedziałem rzeczowym tonem.
– Zareagowałeś na to tak spokojnie?! – zdziwiła się.
– Wiesz… Od naszej rozmowy dużo myślałem o Celii i… Muszę przyznać, że nie czułem nic z rzeczy, o których mi opowiadałaś. Kiedy mówiłaś, że jesteś szczęśliwa z Karolem, że oświadczył ci się w tak romantyczny sposób… Poczułem, że ja nie mam chęci na takie eskapady. Właściwie nie, źle to ująłem. Miałem ochotę, ale nie z Cellią.
– Rozumiem. Ale to nie jest chyba powód twojego złego nastroju, co? Opowiadasz o tym tak beznamiętnie
– To prawda. Jakiś czas po tym, jak kazałem jej się wynosić, spotkaliśmy się. Muszę przyznać, że nie miałem do niej żalu. Może o to, że mnie oszukiwała, ale na pewno nie miałem żalu, że była szczęśliwa. Nasze ognisko chyba już wtedy było wypalone – powiedziałem. – W moim życiu pojawiła się nowa kobieta… Kobieta, która namieszała mi w głowie i… chyba niejako mnie wykorzystała.
– Grzesiu, ileż się u ciebie dzieje. Chcesz o tym porozmawiać, chętnie cię wysłucham, a widzę, że rozmowa dobrze na ciebie robi – uśmiechnęła się lekko i pogładziła moją dłoń.
– Jeśli masz dużo czasu…
– Nigdzie się nie wybieram – uśmiechnęła się szerzej i ścisnęła moją rękę.
          Trzymając dziewczynę mocno za rękę opowiadałem jej o wszystkim, co wydarzyło się między mną i Olą. Jej oczy raz się rozszerzały, a raz malały. Słuchała mnie i przeżywała wszystko razem ze mną. Cieszyłem się, że jest tak empatyczna. To właśnie z nią zawsze lubiłem rozmawiać. Zawsze wysłuchiwała mnie do końca i nigdy nie oceniała moich czynów. Zawsze doradzała, ale nigdy nie oceniała. Za to ją kochałem. I nadal kocham.
         Gdy skończyłem mój wywód dziewczyna milczała. 
– I co? – odezwałem się, kiedy Julia wciąż siedziała cicho.
– Wybacz… Nie wiem, co powiedzieć – westchnęła. – Przykro mi. Myślisz, że nie czuła do ciebie nic, a że po prostu stałeś się przedmiotem jej machlojek?
– Zależy co masz na myśli mówiąc „machlojki” – powiedziałem, pijąc kawę. – Jeśli książkę to tak. Chyba tak.
– A może… może ona coś do ciebie czuje? Grzegorz, życie chyba cię nauczyło, że nie powinieneś oceniać ludzi przez to, co zrobili albo czego nie zrobili, prawda?
          Uśmiechnąłem się pod nosem. Właśnie to jest to o czym mówiłem. Julia jest Aniołem. Wspaniała kobieta, która nikogo nie ocenia pochopnie. 
– Tylko dlaczego sprzedała naszą historię? – zapytałem z żalem.
– A czy ktokolwiek wie, że opowiada ona o Grzegorzu Krychowiaku i Aleksandrze Lis? Czy cokolwiek co znajduje się na kartach tej powieści zdradza, że ty to Gabriel, a Anna to Aleksandra? – Niby nie..
–Właśnie – przerwała mi. – Dlatego nie oceniaj sytuacji w ciemno. Porozmawiaj z nią. Sam mówiłeś, że dziś jest spotkanie autorskie. Spotkaj się z nią. Porozmawiaj. Niech wszystko ci wyjaśni. Nie możesz patrzeć na tę całą sytuację tylko ze swojej perspektywy. 
          Westchnąłem.
          Wiedziałem, że ma rację. Wiedziałem, że powinienem z nią porozmawiać. Poczułem się winny, że już osądziłem Aleksandrę. To pewnie skutek tych nocnych rozważań i nieprzespanej nocy. Kiedy człowiek gorączkowo nad czymś rozmyśla, traci obiektywizm. 
– Dziękuję – powiedziałem, patrząc jej głęboko w oczy. – Dziękuję ci, Julka. Masz rację. Muszę z nią porozmawiać – powiedziałem, podnosząc się z krzesła.
– Cieszę się, że mogłam ci w jakiś sposób pomóc – podniosła się z miejsca.
          Podszedłem do niej i mocną ją przytuliłem. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę. Uśmiechnąłem się w duchu. Byłem wdzięczny Bogu, że zesłał ją na moją drogę. Że wprowadził ją do mojego życia. A zwłaszcza dziś. Ucałowałem ją w policzek, podszedłem do lady, zapłaciłem za nasze zamówienie i wyszedłem.


          Kiedy wszedłem na podwórko zza chmur wyłoniło się słońce. Rzuciło piękną poświatę na ogród. Niebo wyglądało jak w filmach, więc bez zbędnego zastanawiania się opadłem na ziemię i zanurzyłem się w zimnym śniegu. Uniosłem ręce ponad głowę i zacząłem tworzyć śnieżnego orła. 
          Jako dzieciak zawsze wyczekiwałem śniegu, by móc się w nim pobawić, jednakże znacznie bardziej niż lepienie bałwanów interesowały mnie śniegowe orły. Teraz grając w reprezentacji mogę śmiało nazwać się polskim orłem.
          Wlepiłem wzrok w niebo. Sprawiło, że z mojej głowy ulotniły się wszelkie myśli. Wpatrywałem się w obłoczki. Każdy był inny. Lubiłem doszukiwać się w nich jakichś kształtów. Znalazłem motyla, sępa, coś na kształt krzesła i… serce.
          Wtedy myśli o Aleksandrze powróciły. Przełknąłem głośno ślinę. Wiedziałem, że muszę się z nią skonfrontować, by móc wysnuć jakieś wnioski, ale bałem się, że znów mi ucieknie. Jest przecież specjalistką w tej dziedzinie…
          Leżałem na śniegu bardzo długo. Wizualizowałem nasze spotkanie. Układałem sobie wszystkie możliwe scenariusze. Te dobre, ale i te złe. Nie wiem jak dużo czas upłynęło, ale gdyby nie mama, która wybiegła z domu z krzykiem, chyba leżałbym w tym śniegu do momentu, aż moje ciało przypominałoby jeden wielki sopel lodu. 
– Jesteś chyba niepoważny – powiedziała rodzicielka podając mi kubek gorącej herbaty.
          Popatrzyłem na nią przepraszająco i wzruszyłem ramionami. Miała rację. Byłem przemoknięty i przemarznięty. Kiedy tylko wszedłem do domu, kazała mi iść pod gorący prysznic i włożyć ciepłe skarpety. Uśmiechnąłem się do niej, bo kto inny zająłby się mną tak dobrze jak nie moja mama? Poczułem się jak ten kilkuletni chłopiec, którego zawsze ganiła za to, że przesiaduje pół dnia na mrozie. 
– Przepraszam, mamuś – powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. – Masz rację, zachowałem się jak dzieciak, ale wiesz co? Warto było, bo teraz po tylu latach znów poczułem się jak mały chłopiec – przyznałem i po chwili wspiąłem się po schodach na górę. 
          Mama pokiwała przecząco głową, ale się uśmiechnęła i odprowadziła mnie wzrokiem po schodach. 
– Na stoliku obok łóżka masz herbatę. Wypij ją do dna i idź się połóż. Musisz się wygrzać. W innym razie będziesz chory.
          Byłem szczęściarzem mając tak wspaniałą kobietę u boku. Wiedziałem, że moja mama była, jest i będzie kobietą, która bezwarunkowo mnie kocha. Ja kochałem ją w ten sam sposób.


          Tak, jak kazała mi rodzicielka położyłem się zaraz po tym, jak wypiłem herbatę. Kiedy przyłożyłem głowę do poduszki niemal od razu odpłynąłem do krain Morfeusza. Nieprzespana noc zrobiła swoje. 
          Kiedy otworzyłem oczy była szesnasta siedem. Miałem szczęście, gdybym obudził się później, mógłbym nie zdążyć na spotkanie, o którym tak wiele myślałem.
          Wyskoczyłem z łóżka, włożyłem ciemne spodnie, jasny T-shirt i powędrowałem do łazienki. Ułożyłem włosy na żel i umyłem zęby. Nie zapomniałem również o skropieniu się perfumom najlepszą wodą, jaką posiadałem i którą bardzo lubiłem. Chciałem wyglądać nieskazitelnie.
          Opuściłem łazienkę, włożyłem kurtkę oraz buty i wyszedłem z domu, nie odpowiadając na pytania rodziców dokąd wychodzę. Powiedziałem im tylko, że nie wiem kiedy wrócę. Być może nie powinienem się tak zachowywać, ale naprawdę nie miałem ochoty na zbędne przesłuchiwania. Miałem wrażenie, że odkąd się wyprowadziłem rodzice chcą wiedzieć o mnie więcej, niż jest to im potrzebne.
           O szesnastej pięćdziesiąt dwie stanąłem przed drzwiami księgarni. Było w niej dość dużo osób.  Wziąłem głęboki oddech i pchnąłem drzwi. 
          Kilka par oczu zwróciło się w moim kierunku. Uśmiechnąłem się delikatnie i podszedłem do wieszaka na kurtki. Było jeszcze kilka wolnych miejsc, więc odwiesiłem okrycie wierzchnie i zająłem miejsce w kącie. Nie chciałem, żeby Aleksandra od razu mnie zobaczyła. Chciałem wtopić się w tłum.
          Z sekundy na sekundę mój oddech przyspieszał. Bawiłem się swoimi dłońmi. Chwilami chciało mi się z siebie spać, ponieważ zachowywałem się jak małolat. Wahałem się czy dobrze robię. Doszedłem do wniosku, że tylko się wygłupię i że Aleksandra pewnie nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Dopuszczałem również do siebie myśl, że może poprosić ochronę czy kogoś w tym rodzaju, by wyrzucili mnie z lokalu na zbity pysk.  Chciałem wstać, by opuścić pomieszczenie, ale w tamtym momencie rozbrzmiały oklaski. Obejrzałem się do tyłu i zobaczyłem ją.
          Wyszła z zaplecza księgarni. Słysząc aplauz lekko się uśmiechnęła. Włosy miała lekko podkręcone, jej twarz zdobił delikatny makijaż. Ubrana była  w białą, dopasowaną sukienkę, czarną kolię i czarne szpili. Wyglądała olśniewająco.
          Poczułem to znajome ciepło w brzuchu. 
          Konferansjerka przywitała Aleksandrę, opowiedział o niej kilka słów, których dowiedziałem się już wcześniej i przeszła do zadawania pytań. Pytała o to czy napisanie książki było kiedykolwiek w jej planach i podobne. Aleksandra odpowiadała, czasami rzucała żartami. Była naprawdę fantastyczna. Praktycznie nie mogłem skupić się na tym, co mówiła. Wciąż wpatrywałem się w jej usta podkreślone malinową szminką. Były tak samo piękne, jak ona.
          Po kilkudziesięciu minutowej rozmowie między konferansjerką, a Aleksandrą nadszedł czas na pytania od czytelników. Rudowłosa prowadząca powiedziała, że w sumie można zadać pięć pytań. Każdy komu coś wpadło do głowy podnosił rękę i wskazany przez Olę pytał. Padały pytania o bohaterów, ekranizację, czas tworzenia książki oraz o ulubione czytadła autorki.
          Gdy nadszedł czas na zadanie ostatniego pytania nie wytrzymałem. Podniosłem się z krzesła i powiedziałem: 
– Czy historia ukazana w pani książce wydarzyła się naprawdę?
          Wszystkie głowy skierowały się w moją stronę. Aleksandra wytrzeszczyła oczy i momentalnie pobladła. Przełknęła głośno ślinę. Wyglądała, jakby zobaczyła ducha.

☆☆☆☆☆☆☆☆ 
Cześć i czołem! :) 
Co sądzicie o tymże skrawku? 
Podoba się czy jesteście zawiedzione? 
Jestem ciekawa Waszych opinii. ♥ 

Co do komentarzy pod poprzednim rozdziałem (za które bardzo, bardzo Wam dziękuję ♥), okazało się, że wiele z Was zirytowało zachowanie Aleksandry. Co myślicie o tym, co powiedziała Grzesiowi Julka? Powinien ją osądzać nie znając jej racji w tym wszystkim?  :) 

Teraz mam kolejną prośbę... (Wiem, dużo ich ostatnio mam... :() 
Na dole bloga pojawiła się ankieta (JUŻ OSTATNIA! OBIECUJĘ!). 
Byłabym wdzięczna, gdyby każdy z Was wziął w niej udział. :) 
Chciałabym wiedzieć ilu Was tutaj jest, moje Skarny. ♥
No i jeszcze jedna rzecz. Na mojej podstronie ukazała się drobna informacja. Fajnie by było, gdybyście się z nią zapoznały. → KLIK

To chyba na dziś tyle. :) 
Ściskam mocno! ♥ 

PS. Nie odniosłam się jeszcze do Rio! :O Jak mogłam! >.< 
Jestem mega dumna z naszych olimpijczyków. Z każdego! Niezależnie od jaki kolor zdobi ich medal ani od tego, czy w ogóle takowy medal posiadają. Każdy z naszych sportowców dał z siebie maxa i nie możemy zrobić nic innego, jak tylko im podziękować. ♥ Nie ma sensu na krytykę... Taka impreza to naprawdę wielkie wydarzenie i udział w niej biorą sami najlepsi. :) 
Oczywiście są pewne kontrowersje typu. babochłopy (co mnie niesamowicie wkurza!!!), nieodpowiednio wyszkoleni sędziowie (bo czasami patrząc na ich decyzje miałam wrażenie, że są to sędziowie wyciągnięci z ulicy...) i inne, ale myślę, że teraz nie ma się co nad tym roztrząsać. Doceniajmy naszych sportowców, cieszmy się z ich udziału w tych igrzyskach, a także z ich osiągnięć. 
Dla mnie każdy z nich jest ZŁOTYM MEDALISTĄ. ♥ 

piątek, 19 sierpnia 2016

Skrawek szesnasty

        Minęło kilka miesięcy odkąd Aleksandra zniknęła. Pisałem do niej, wielokrotnie dzwoniłem, ale nie było odzewu z jej strony. Poczułem się przegrany.
          Co prawda w sferze sportowej byłem wielkim wygranym. Zaliczyłem zwyżkę formy. Nasz klub błyszczał na tle innych hiszpańskich drużyn i nieskromnie muszę przyznać, że była to moja zasługa. Nie spotykałem się z żadną kobietą, więc w całości oddałem się futbolowi i doskonaleniu moich umiejętności. Nie poszło to na marne, gdyż właśnie rozpocząłem urlop świąteczny, a za kilka dni miało otworzyć się okienko transferowe. Już jakiś czas temu otrzymałem kilka ofert, ale póki co nie zawracałem sobie tym głowy.
          Celia również się do mnie nie odzywała. Zapewne oddała się swojemu uczuciu. I dobrze. Zbyt długo byliśmy razem, bym mógł ją nienawidzić. Właściwie nie chciałbym, żebyśmy skończyli jako wrogowie numer jeden. Przecież po tylu latach staliśmy się również przyjaciółmi. 
          Rozmyślałem nad tym, co działo się w moim życiu przez ostatnie miesiące, pakując walizkę. Był dwudziesty grudnia, więc święta bożonarodzeniowe zbliżały się wielkimi krokami. Miałem wolne do połowy stycznia, mama zaprosiła mnie na ten czas do Polski, więc nie mogłem odmówić. Zwłaszcza, że teraz tutaj w Sevilli byłem sam jak palec. Nie licząc oczywiście kumpli z klubu, z którymi czasami wychodziłem coś zjeść.
          Pakując walizki nie mogłem wyzbyć się myśli, że może uda mi się ją zobaczyć.
          Tak, podczas tych kilku miesięcy nie było dnia, bym o niej nie myślał. To chore, prawda? Jak można aż tak zakochać się w dziewczynie, której prawie się nie zna? Otóż, ja byłem doskonałym przykładem na to, iż jest to możliwe.
          Fantazjowałem, jak to będzie, kiedy ją spotkam, ale przecież to wcale nie było przesądzone. A co jeśli Aleksandra znalazła sobie kogoś innego? Jeśli jest zakochana? Jeśli jest w szczęśliwym związku? A może spodziewa się dziecka? Na tę ostatnią myśl przeszedł mnie dreszcz. Bardzo tego nie chciałem, ale minęło wiele miesięcy odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Wszystko mogło zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. 


          Krzysiu przyjechał po mnie na lotnisko. Przywitał mnie radośnie. Nie widzieliśmy się przecież od ostatniego meczu reprezentacyjnego rozegranego w Polsce. Był wyraźnie szczęśliwy, że mnie widzi. Ja też nie kryłem radości. 
          Kiedy siedzieliśmy w samochodzie, jadąc do Mrzeżyna bezceremonialnie zapytał:
– Kiedy opowiesz mi o tobie i Celii?
– Wow, stary delikatny jesteś – zaśmiałem się i wsparłem głowę o dłoń.
– A ty małomówny. Myślisz, że nie pamiętam, co mi powiedziałeś? Że opowiesz mi wszystko, gdy się spotkamy. Widzieliśmy się wielokrotnie, ale przelotnie, nie chciałem wypytywać, ale teraz zjawiasz się na dłuższy czas, więc proszę, żebyś wypełnił obietnicę – nie odrywał wzroku od jezdni.
– Okay – westchnąłem i opowiedziałem mu wszystko dokładnie.

          Krzysiu to nie tylko mój brat, ale zarazem najlepszy przyjaciel, dlatego opowiedziałem mu również o Aleksandrze. Nie przerywał mi. Pozwolił, bym wyrzucił z siebie wszystko, jednakże widziałem na jego twarzy pewną konsternację. Myślę, że był zdziwiony, iż potrafię mówić o tym wszystkim tak spokojnie. 
          Miałem sporo czasu, by wszystko sobie poukładać. Sprawa z Celią nie wzbudzała już we mnie żadnych emocji, a do tęsknoty za młodą Polką zdążyłem się już przyzwyczaić.
          Opowiadałem bratu o wszystkim, co mnie spotkało przez całą drogę. 
– Musimy wyjść na piwo. Najlepiej dziś – powiedział, kiedy zaparkował na podjeździe.
          Przez boczną szybę zauważyłem mamę wybiegającą z domu. Ścigał ją tata z płaszczem w rękach. Uśmiechnąłem się na ich widok. Wglądali bardzo zabawnie. Poczułem szczęście, że spędzę z nimi choć kilka tygodni. 
– Myślisz, że dziś to się uda? – zapytałem śmiejąc się i wskazując na rodziców.
– Fakt, matka cię dziś nie wypuści – zawtórował mi. – A co powiesz na jutrzejszy wieczór?

– Chętnie – przytaknąłem i otworzyłem drzwi od samochodu.
          Mama powitała mnie jak zwykle radośnie szczebiocąc i przytulając mnie do piersi. Tata jak zawsze zaczął od pochwały mojej postawy podczas ostatniego meczu. Kochałem tę zwariowaną rodzinkę.


          Ten ranek był naprawdę mroźny. Ja jednak postanowiłem udać się do mojej ulubionej księgarni. Mimo że w Sevilli miałem dużo czasu na oddanie się lekturze właściwie nie czytałem.
          
Byłem już zaledwie dziesięć metrów od sklepu z książkami, gdy przed nim zobaczyłem duży stojak, a na nim zdjęcie Aleksandry.
          Stanąłem gwałtownie, a pewna młoda dziewczyna wpadła na moje plecy. Odwróciłem się i rzuciłem jej szybkie „przepraszam”. Momentalnie wróciłem wzrokiem do zdjęcia ciemnowłosej. Wyglądała tak samo jak ją zapamiętałem. Była olśniewająca.
          Wziąłem kilka uspokajających oddechów i niepewnie podszedłem bliżej. Stanąłem niespełna krok od ogromnego plakatu. Na zdjęciu miała białą, elegancką bluzkę, włosy zaczesane na bok i delikatny makijaż. Wyglądała bardzo dostojne. Jej usta były wykrzywione w subtelnym uśmiechu. Jak zwykle zaparło mi dech w piersiach.
          Stałem wpatrując się w nią dobrą chwilę, ale kiedy się opamiętałem zacząłem czytać wszystko, co było napisane na plakacie.
          Wytłuszczonymi literami napisane było: Spotkanie z młodą debiutantką! 
          Zaintrygowało mnie to, więc rozpocząłem lekturę.

Aleksandra Lis – dziennikarka, która dzięki swojej wyobraźni oczarowała setki tysięcy czytelników. 
Wydała swoją pierwszą powieść, która jeszcze przed premierą okazała się bestsellerem.

          Przełknąłem ślinę. Zaczęło mi się robić gorąco. Czytałem dalej. 

Powieść „Przez trudy do miłości” opowiada o losie dwójki młodych ludzi, którzy poznają się na plaży w dość nietypowych okolicznościach. Dziewczyna – Anna – skrywa swoje sekrety, które za wszelką cenę pragnie odgadnąć młody chłopak – Gabriel. Kiedy dwójka stopniowo się do siebie zbliża na drodze do ich szczęścia staje jego kariera i jej przeszłość. Czy ich uczucie przezwycięży przeszkody?  

          Kiedy skończyłem czytać spanikowałem. Czy Aleksandra przedstawiła ich znajomość na stronach swojej powieści? Anna… Aleksandra… Grzegorz… Gabriel… Inicjały imion się zgadzały. I ta plaża…
          Dokończyłem czytać:

Spotkanie z młodą autorką odbędzie się 22.12 o godzinie 17 w księgarni „Dobra książka”. Zapraszamy!


          Otrząsnąłem się z szoku i pospiesznie otworzyłem drzwi księgarni. Starsza pani jak zwykle siedziała za pulpitem. Uśmiechnęła się na mój widok. 
– Czyżbyś przyszedł kupić prezent? – powitała mnie, wstając z siedziska. 
– Nie… Właściwie… Przepraszam, kim jest ta autorka? – zapytałem. 
– To młoda dziennikarka. Pisała artykuły dla naszej gazety. Wydała książkę, którą śmiało mogę ci polecić – powiedziała, wskazując stosik książek na stoliku. – O ile dasz radę przeczytać romans – zaśmiała się. 
          Podszedłem do stolika i chwyciłem książkę. Miała piękną okładkę. Na czarnym tle widniały tytuł, zapisany złotymi literami. Nad nim znajdowały się imię i nazwisko autorki, zapisane kolorem srebrny. Na środku zaś widniała piękne wzgórze, a na jej szczycie ogromne serce ze znakiem zapytania w środku.
          Pogładziłem palcem litery ułożone w imię dziewczyny. Poczułem te dziwnie znajome ciepło w brzuchu. 
– Skuszę się – powiedziałem cicho, podchodząc do lady. 
– Cieszę się. Przyjdź na spotkanie To naprawdę ciepła osoba. Przychodziła tutaj nieraz. Uwielbia czytać. Naprawdę nie pożałujesz, gdy się tutaj zjawisz – mówiła radośnie pakując mój zakup. 
          Kolejny aspekt z życia Oli, o którym się dowiedziałem. Mamy wspólną pasję. Wtedy mnie olśniło. Przecież już raz się tutaj spotkaliśmy. Tego pamiętnego dnia, kiedy udało mi się ją zaprosić na kawę… Poczułem ukłucie w żołądku i swego rodzaju złość. Nie wiedziałem o niej prawie nic, choć wcześniej wydawało mi się, że wiem więcej...
          Lubiła czytać, pisała książkę i nie powiedziała mi o tym.
          Podejrzewałem, że stałem się nawet przedmiotem realizacji pisania tej powieści. 
          Zapłaciłem za książkę i wyszedłem. Musiałem jak najszybciej przeczytać tę historię.



          Była druga trzydzieści dziewięć, kiedy skończyłem czytać książkę. W między czasie Krzysiek chciał wyciągnąć mnie na piwo, ale nie dałem się oderwać od lektury.
          Było tak, jak myślałem.
          Aleksandra nieco zmodyfikowała naszą znajomość, ale to na niej oparta była ta powieść.
          Poczułem się wykorzystany.

Młody Gabriel spotyka Annę na plaży. Jest nieprzytomna. Chce jej pomóc, ale ona reaguje na jego pomocną dłoń agresywnie. Ucieka. Okazuje się, że jest narkomanką. Dzień wcześniej była na imprezie, która wymknęła się spod kontroli, zażyła zbyt wiele używek i  nie wiedząc jak, młoda kobieta znalazła się na plaży. Następnego dnia dostaje telefon od jednego ze swoich dilerów. Ma do spłaty ogromny dług w wysokości kilkuset tysięcy złotych. Mężczyzna grozi Annie, oczekuje spłaty pieniędzy w ciągu najbliższego miesiąca. Zaczyna się odliczanie… Młoda kobieta szuka w głowie pomysłów na zdobycie pieniędzy. Jednocześnie jest na głodzie. Pewnego dnia idąc alejką w parku ponownie napotyka Gabriela, ale ucieka, ponieważ boi się pytań, na które nie chciałaby odpowiadać. Rozmyśla o nim. Spodobał jej się od pierwszego spotkania, jednakże zbyt wiele komplikuje się w jej życiu. Po kolejnych kilku dniach odkrywa, że jest w ciąży. Jest przekonana, że doszło do tego w noc, kiedy znalazła się na plaży. Diler nie przestaje nękać Anny telefonami. Anna wyjeżdża do Włoch, by spotkać się ze swoim ojcem, który zostawił ją, matkę i jej rodzeństwo. Jest dobrze sytuowanym biznesmenem, dlatego Anna chce prosić go o pożyczkę. Wszystko komplikuje się, gdy w samolocie ponownie spotyka młodego Gabriela. Okazuje się, że jest piłkarzem i gra we włoskim klubie. W tym samym mieście, w którym mieszka ojciec Anny. Akcja się rozkręca. Gabriel i Anna wpadają na siebie w jednym z barów. Zaczynają się spotykać.  Anna nie chce by doszło między nimi do czegoś więcej, bo wie, że kiedy urodzi dziecko wszystko się zmieni. Jednocześnie jest rozdarta między swoim uzależnieniem, o którym nie może zapomnieć i z który nie może dać sobie rady, a grożącym jej młodym mężczyzną. Jest świadoma, że jak najszybciej musi mu zapłacić. Jednakże sytuacja wymyka się spod kontroli. Anna zakochuje się w Gabrielu.. Ucieka przed nim, a skoro nie podała mu żadnych szczegółowych informacji, chłopak nie może jej znaleźć. Udaje jej się spotkać z ojcem i po pewnym czasie przekonuje go o tym, by udzielił jej pożyczki. W ten sam dzień dzwoni telefon, a po drugiej stronie słuchawki znajduje się Gabriel. Spotykają się, ale Anna kończy to, co między nimi zaszło. Wie, że musi wracać do Polski i że niemożliwe jest, by mogli być razem. Kiedy wraca do Polski chłopak nie przestaje się z nią kot katować. Próbuje się od niego odciąć, ale jest to bardzo bolesne. Spłaca dług wraz z odsetkami i ma nadzieję, że raz na zawsze odcina się od świata narkomanii. Żyje z dnia na dzień, a wewnątrz niej rozwija się mały człowiek. Pracuje, by jak najszybciej spłacić gigantyczny dług u ojca. Kiedy jest w szóstym miesiącu ciąży do jej drzwi puka Gabriel. Podejrzewa, że to jego dziecko. Pod naciskami młodego piłkarza opowiada mu o wszystkim, co ją spotkało. Gabriel obiecuje, że dowie się kim  jest mężczyzna, który ją wykorzystał. Anna pyta, go dlaczego zjawił się dopiero teraz. Tłumaczy, że dopiero teraz skończył się jego kontrakt. Tłumaczy, że nie wiedział, jak zidentyfikować uczucie, które do niej żywi. Przyznaje, że dopiero teraz, kiedy ją zobaczył przekonał się, że jest to czysta miłość. Dziewczyna z płaczem wyznaje, że przez te sześć miesięcy kochała go bezustannie i codziennie zasypiała z marzeniem, by to on okazał się ojcem jej dziecka. Niespodziewanie Anna zostaje porwana i przetrzymywana w ciemnym pokoju. Ma związane kończyny i opaskę na oczach. Domyśla się, że to ten sam mężczyzna, u którego miała dług. Jest przetrzymywana przez kilka dni. Mimo jej stanu, jest karmiona raz dziennie suchym chlebem i wodą. Porywacz codziennie kreśli nożem cienkie linie na jej rękach. Anna jest u kresu wytrzymałości psychicznej oraz fizycznej, i właśnie wtedy do pomieszczenia wkraczają policjanci, a za nimi Gabriel.  Powieść kończy cię na tym, iż diler zostaje skazany na długie lata więzienia, a Gabriel prosi dziewczynę, by wyjechała z nim do Hiszpanii, gdzie dostał ofertę z jednego z tamtejszych klubów. Zaręcza, że będzie się nią opiekował. Prosi, by zgodziła się, by został ojcem jej dziecka i prosi ją o rękę. Anna zgadza się na wszystko.

          Historia brzmi znajomo?
          Tak, jest łudząco podobna do mojej i Aleksandry. Z pewnymi modyfikacjami.
          Byłem zły, ale jednocześnie po mojej głowie krzątały się różne pytania. 
          Postanowiłem, że muszę spotkać się z Aleksandrą…

Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam!
 Nawaliłam... Wiem. :( 
Miałam być jak zawsze wcześniej, ale czas wysmyknął mi się spod kontroli... :/ 
Mam nadzieję, że mi wybaczycie. :( 
Ale jest piątek? :D
Jest! :P 

Jak Wam się podoba? 
Trochę zaczyna się robić gorąco, co? ;)
Nie wliczając, że jest końcówka sierpnia, a nasi bohaterowie mają przygotowania do świąt. ;)  
Jesteście zaskoczone? :D 

Czekam na Wasze reakcje. ^^
Ściskam mocno! ♥♥♥

PS. Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. ♥ 
Jesteście najlepsze! ♥ 
Dziękuję również z całego serduszka anonimkom! ^^ :* 

piątek, 12 sierpnia 2016

Skrawek piętnasty

         Skończyłem notować i odezwałem się. 
– Dzięki, stary! Nie wiem jak ci się odwdzięczę!
– Obiecałeś coś – przypomniał mi śmiejąc się. – Ale powinieneś paść mi do stóp. To nie było łatwe. Karolina jest twardą zawodniczką – przyznał.
– Domyślam się. Zawsze lubiłeś inne dziewczyny – zaśmiałem się.
– I mówi to ten, który szuka laski, która przed nim uciekała – zripostował.
– No dobra – westchnąłem. – Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, bracie. Idę działać – uśmiechnąłem się do siebie.
– Powodzenia. A! I nie myśl, że przejdzie ci to koło nosa. Jak tylko zjawisz się w Polsce przesłucham cię od „A” do „Z”.
– W to nie wątpię. Do zobaczenia!
– Na razie.
          Rozłączyłem się.
          Wpatrywałem się w karteczkę, na której napisałem koślawe cyferki, układające się w numer telefonu. Wahałem się czy zadzwonić. Zastanawiałem się, czy odbierze, co powiem jej, gdy odbierze. W głowie miałem miszmasz. Ostatecznie drżącymi palcami wybrałem numer, wcisnąłem zieloną słuchawkę i przystawiłem telefon do ucha.
          Czekałem kilka sygnałów, a gdy chciałem zrezygnować, usłyszałem jej głos: 
– Słucham?
          Moje oczy rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówek. To była o n a… W gardle stanęła mi wielka klucha, a dłonie zaczęły się pocić. Co ta kobieta ze mną wyprawiała?
– Aleksandra? – zapytałem niepewnie. 
          Usłyszałem jak gwałtownie wciąga powietrze. W eterze nastała cisza. 
– Jesteś? – spytałem niepewnie. – Proszę, nie rozłączaj się! – dodałem pospiesznie.
– Skąd masz mój numer? – zapytała drżącym głosem.
– Mam swoje sposoby – odpowiedziałem wymijająco. Nie chciałem, żeby Karolina miała konflikt z Olą. – Proszę, spotkajmy się. Szukałem cię w każdym możliwym hotelu, ale nigdzie cię nie ma. Wróciłaś już do Polski? 
          Wyczułem jej wahanie. To była naprawdę dziwna, krępująca i niezwykle stresująca rozmowa. 
– Nie, do końca tygodnia jestem jeszcze tutaj – odpowiedziała po chwili.
– Możemy się spotkać? Proszę – powiedziałem nieco pewniej, niż jeszcze chwilę wcześnie.
– Grzegorz – ton jej głosu sprawił, że posmutniałem – jestem przekonana, że to nie jest dobry pomysł.
– Dlaczego? – nie byłem pewny, jak odczytać jej determinację, ale nagle wpadła mi do głowy pewna myśl. – Masz kogoś – bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
– Nie, nie mam – dodała pospiesznie.
– To o co chodzi? 
          Między nami znów nastała ta znienawidzona przeze mnie cisza. Nie odzywałem się, bo nie chciałem jej się narzucać, a tym bardziej nie chciałem jej spłoszyć, jednakże korciło mnie, by wymusić na niej odpowiedź. 
– Właściwie… Dobrze, spotkajmy się. Może być za godzinę? – powiedziała mozolnie.
– Pewnie. Gdzie?
– Znasz jakąś kawiarenkę? Nie poznałam na tyle tego miasta, by zaproponować coś dobrego – wyznała.
– Dorze, prześlę ci wiadomością adres. Podasz go taksówkarzowi i bez problemu trafisz. 
          Nie wiem dlaczego dawałem jej tak dokładne wskazówki. Chyba narodziła się we mnie chęć zaopiekowania tą kobietą. 
– Dziękuję – powiedziała. – Do zobaczenia.
– Do zobaczenia – odpowiedziałem.
          Z szerokim uśmiechem na twarzy wystukałem wiadomość z adresem mojej ulubionej kawiarni. W SMS-ie zaznaczyłem też, jak bardzo się cieszę, że zgodziła się na to spotkanie. Następnie poszedłem do garderoby, pospiesznie wybrałem ubranie, a zaraz potem wskoczyłem pod prysznic.


          Siedziałem w kawiarence i czekałem na dziewczynę. Z ledwością się wyrobiłem, jednakże lokal znajdował się niedaleko mojego domu, więc samochodem w pięć minut dojechałem na miejsce. 
          Czekałem na Aleksandrę dobre dziesięć minut. Była spóźniona tylko pięć, więc nie mogłem mieć do niej jakichś wygórowanych pretensji.
          Kiedy drzwi kawiarni się otworzyły, zauważyłem, że do pomieszczenia weszła ciemnowłosa dziewczyna. Ciemne włosy opadały jej na ramiona. Ubrana była w błękitną sukienkę na ramiączkach i złote sandałki. Przez lewe ramię przewieszoną miała torebkę na złotym łańcuszku. Wyglądała przepięknie. Jej widok zaparł mi dech w piersi.
          Podniosłem się z miejsca, by mnie zobaczyła. Gdy odwróciła głowę w moja stronę na jej usta wdrapał się mimowolny uśmiech. Poczułem ciepło w okolicach serca. Pomachałem jej delikatnie. Skierowała się w moją stronę.
          Stanąłem obok jej krzesełka i lekko je odsunąłem. 
– Cieszę się, że przyszłaś – powiedziałem lekko się uśmiechając. 
– Ja chyba też – powiedziała przelotnie patrząc mi w oczy i siadając na krześle. 
          Wróciłem na swoje miejsce i zapytałem czy ma ochotę na coś do picia. Pokręciła przecząco głową. 
– Powiedz mi to, co chciałeś powiedzieć – od razu przeszła do konkretów, splatając dłonie na stole.
          Wyglądała jakby przyszła na ważną, biznesową rozmowę, a nie spotkanie z chłopakiem, z którym się przespała i nie chce mieć nic więcej do czynienia, a który oszalał na jej punkcie.
          Odchrząknąłem.
– Nie chcę, żeby tak to wyglądało – powiedziałem. 
– Tak wyglądało? Co? – albo udawała, albo naprawdę nie wiedziała, co mam na myśli. 
          Westchnąłem i pochyliłem się ku niej, opierając łokcie o blat stolika.
– Chciałem, żeby tamten poranek wyglądał inaczej. A przede wszystkich nie chciałem, żebyś potem wyszła w takim popłochu. Nie chciałem, żebyś żałowała. Bo ja nie żałuję. Uwierz mi, że odkąd wyszłaś z mojego domu myślę tylko o tobie…
          Patrzyła na mnie, a jej szare tęczówki błyszczały. Widziałem, że chłonęła każde moje słowo. 
– Grzesiu… – powiedziała w końcu. – Właśnie tego się bałam. Bałam się, że poczujesz do mnie coś więcej, a ja nie mogę oferować ci… więcej. 
– Dlaczego? – nie kontrolowałem tego, że głos podniósł mi się o pół tonu. 
– Bo to wszystko jest skomplikowane – jej głos zadrżał. 
          Nie sądziłem, że aż tak przeżywa tę rozmowę, ale ja też ją przeżywałem… Przymknąłem powieki i postarałem się uspokoić rozkołatane serce. 
– Przepraszam – powiedziałem w końcu. – Nie powinienem być tak impulsywny. Przepraszam. 
– Nie szkodzi – powiedziała niepewnie, wbijając wzrok w swoje dłonie. – Ta noc dla mnie też nie była bez znaczenia – powiedziała w końcu.
          Moje serce znów przyspieszyło, oddech stał się płytki, ręce zaczęły się pocić, a w uszach mi szumiało. Zacząłem zastanawiać się czy się nie przesłyszałem. Czy ona wyznała, że ta noc coś dla niej znaczyła? Poczułem niekontrolowane szczęście i coś na wzór motyli w brzuchu. 
– Naprawdę? – zapytałem, starając się nie okazywać napadu radości. 
– Tak  - powiedziała i uniosła wzrok ku mnie. – I… pewnie to zabrzmi dziwnie, ale… byłam świadoma co robimy. Wiedziałam, że na rano będę miała cholernego moralniaka, ale chciałam tego. 
          Przełknąłem ślinę. Musiałem zacisnąć pieści, by nie podskoczyć i nie rzucić się na nią. Tak bardzo chciałem pocałować jej piękne usta…
– Ale kiedy tylko się obudziłam – kontynuowała – poczułam się jak szmata. Przecież tyle razy ci powtarzałam, że nie jestem łatwa, a właściwie sama wparowałam ci do łóżka. Zachowałam się jak kretynka. Poczułam się też, jakbym ciebie wykorzystała… 
– Nie wykorzystałaś mnie – przerwałem jej i nakryłem jej dłonie swoimi. – Też tego chciałem. To ja poczułem się, jakbym wykorzystał ciebie. Myślałem, że pomyślałaś, iż czekałem na odpowiedni moment, by tylko się z tobą przespać. Uwierz mi, że jeśli mogłoby to nastąpić w innych warunkach i bez alkoholu również bym tego chciał. To nie alkohol. To nie chęć odreagowania po wszystkich stresach. To ty. Ty  liczyłaś się tamtej nocy. Teraz możesz mi nie wierzyć, ale tak było – mówiłem. 
          W jej oczach zaszkliły się łzy. 
– Właśnie. Teraz będzie jeszcze gorzej. Nie chciałam, żebyś poczuł do mnie cokolwiek. Nie chciałam nawet, żebyśmy byli przyjaciółmi. 
– Dlaczego? – wciąż nie rozumiałem jej toku myślenia. 
– Jesteśmy z innych sfer, Grzesiu – powiedziała. 
– I tylko to cię martwi? Masz mnie za zapatrzonego w siebie dupka? Myślisz, że patrzę na to z jakiej rodziny pochodzisz czy jaką pracę wykonujesz? Nie, Olu. Interesujesz mnie tylko ty. Ty. Nie twoja matka, ojciec, babcia, czy wujek. Nie obchodzi mnie jaki masz zawód. Chcę tylko, żebyś była szczęśliwa. 
– Tak mało o mnie wiesz – szepnęła, a spod jej powieki wypłynęła słona łza. 
          Spuściła wzrok, ale chwyciłem jej brodę, podniosłem w górę i kciukiem otarłem kropelkę cieczy. Poczułem, że zadrżała. Działałem na nią. I to bolało. Tak cholernie bolało mnie to, że działałem na nią tak, jak ona na mnie, a mimo to istniała między nami blokada. 
– To pozwól mi się poznać – szepnąłem, gładząc kciukiem jej policzek. 
– Gdybym opowiedziała ci wszystko… Znienawidziłbyś mnie – powiedziała. 
          Poczułem ukłucie. Co miała na myśli? Co to miało znaczyć? Patrzyłem na nią zrozpaczony. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, ale ona chwyciła moją dłoń, wciąż spoczywającą na jej policzku i opuściła ją delikatnie na stolik. Popatrzyła mi w oczy jeszcze intensywniej i zaczęła przecząco kiwać głową.
– Muszę już iść. Proszę, nie dzwoń do mnie więcej. Przepraszam… – wstała i pospiesznie udała się do wyjścia. 
          Wybiegłem za nią. Chwyciłem za nadgarstek i odwróciłem ku sobie. 
– O czym ty mówisz? – spytałem. 
          Płakała i kręciła głową. 
– O  czy ty mówisz? – powtórzyłem pytanie głośniej i bardziej stanowczo. 
– Grzesiu, tak będzie lepiej. Zapomnij o mnie i o tym, co działo się tutaj – łkała patrząc w ziemię.
– Nie mogę – powiedziałem. 
         Podniosła gwałtownie głowę i zatopiła swoje oczy w moich. 
– Nie mogę, bo się w tobie zakochałem – wyznałem. 
          W jej tęczówkach zauważyłem smutek. Zaniosła się jeszcze większym płaczem. Pokiwała głową i biegiem ruszyła w przeciwnym kierunku.
          Stałem osłupiały, patrząc jak moje szczęście ponownie wymyka mi się z rąk.
          Podniosłem wzrok ku górze. Bezchmurne jak dotąd niebo przysłoniły chmury. Znowu odzwierciedlały moje samopoczucie. A jak się czułem? Jak śmieć. Nic nieznacząca zabawka.

Witam serdecznie! :* 
Jak nietrudno było się domyślić, w tym skrawku Ola is back. ;) 
Jak oceniacie przebieg tej rozmowy? :) 
Jak oceniacie zachowanie bohaterów? 
Jestem szalenie ciekawa Waszych ocen. :) 

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i wyświetlenia pod ostatnim rozdziałem. ♥ 
Jesteście niesamowite! :*
A może i niesamowici... ;)

Bez zbędnego przedłużania...
Do przyszłego piątku. :* 
Ściskam!