– Mogę? – zapytała cicho.
Przełknąłem ślinę i poczułem piekący ból. Pokiwałem głową, by nie
nadwyrężać obolałego gardła.
– Chciałam z tobą porozmawiać… Wszystko wyjaśnić – powiedziała, gdy zamknęła za
sobą drzwi.
Patrzyłem na nią. Nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć ani jak się
zachować. Byłem tylko zdolny do gapienia się na nią jak przysłowiowa sroka w
gnat.
– Jeśli nie masz ochoty na rozmowę ze mną... w porządku. Pójdę sobie – była zbita z tropu moim zachowaniem.
– Nie, nie… – ożywiłem się. – Przepraszam, nie czuję się najlepiej – powiedziałem, podnosząc się do pozycji półsiedzącej.
– Nic mi nie będzie – zapewniłem.
– Jeśli nie masz ochoty na rozmowę ze mną... w porządku. Pójdę sobie – była zbita z tropu moim zachowaniem.
– Nie, nie… – ożywiłem się. – Przepraszam, nie czuję się najlepiej – powiedziałem, podnosząc się do pozycji półsiedzącej.
Aleksandra popatrzyła na mnie i zmrużyła oczy. Przekręciła głowę w lewo
i zagryzła policzek od środka. Podeszła do mnie bliżej, pochyliła się nade mną
i dotknęła dłonią mojego czoła. Przeszył mnie dreszcz, a serce znowu
zwariowało.
– Grzesiu, jesteś rozpalony – powiedziała zmartwiona. – Masz gorączkę! – Nic mi nie będzie – zapewniłem.
Chyba jej nie przekonałem, bo wyraz niepokoju wcale nie zniknął z jej
twarzy. Postanowiłem się uśmiechnąć, co po chwili odwzajemniła.
– Usiądź – wskazałem skraj łóżka.
Zrobiła, jak powiedziałem.
Była zakłopotana. Poznałem to po tym, jak wyginała swoje palce. Chciała
zacząć rozmowę, ale nie wiedziała jak. Doskonale ją rozumiałem, bo ja też nie
wiedziałem, co powinienem powiedzieć. Jakimś cudem moja złość i rozczarowanie
zelżało. Zapewne przez to, że czułem się fatalnie i nie miałem siły, by się
wściekać, ale mimo wszystko nadal jakiś pierwiastek goryczy pałętał się po mojej głowie.
– Grzesiu – powiedziała w końcu, ale nadal na mnie nie patrzyła – wiem, że to
był dla ciebie szok. Doskonale to rozumiem. Myślę, że powinnam ci wszystko
wytłumaczyć. – Nie zmuszam cię do tego – powiedziałem chyba zbyt szorstko, bo Aleksandra wstrzymała oddech. – Skoro nie powiedziałaś mi o Jasiu wcześniej, musiałaś mieć powód – dopowiedziałem.
Westchnęła i pokiwała głową.
– Pozwól mi wszystko wyjaśnić – szepnęła, wciąż wyginając palce.– Powiedz mi tylko, dlaczego chcesz mi wszystko wyjaśnić teraz? – byłem ciekaw, dlaczego właśnie w tamtym momencie mogła powiedzieć mi o wszystkim, a wcześniej, latem w Sevilli nie.
– Bo chyba dopiero dziś zrozumiałam, jak ważny dla mnie jesteś… – przyznała cicho, a po kilku sekundach podniosła wzrok.
Nasze spojrzenia się skrzyżowane. Jej błyszczące tęczówki były skryte za
cienką warstwą łez. Zakuło mnie w sercu. Niesamowite. Ta kobieta właśnie
wyznała, że nie jestem jej obojętny? Moje serce zaczęło walić jak młot. Nie
powiedziałem nic, ale pokiwałem głową na znak, że może mówić.
– Zacznę od naszego pierwszego spotkania… Kiedy podszedłeś do mnie na
plaży… byłam w rozsypce. Dzień wcześniej
dowiedziałam się, że wyniki Jaśka się pogorszyły i że nie obejdzie się bez
operacji… – pierwsze, co dotarło do mojego mózgu to myśl: jej synek jest chory.
– Poprosiłam przyjaciółkę, Blankę, tę którą mogłeś dziś spotkać u mnie w
mieszkaniu, żeby zaopiekowała się Jaśkiem. Musiałam wyjść i dać upust
wszystkiemu temu, co we mnie buzowało. Możesz powiedzieć, że jestem złą matką,
że po takiej diagnozie zostawiam dziecko z przyjaciółką, ale po prostu zabrakło
mi siły – mówiła, a z jej oczu zaczęły ściekać łzy.
Chwyciłem jej dłoń i ścisnąłem. Chciałem, żeby wiedziała, że ją
wspieram, po czym powiedziałem:
– Nie myślę tak.
Pokiwała głową, wzięła głęboki oddech, a potem zaczęła kontynuację.
– Poszłam do baru. Wypiłam kilka drinków. Wystarczyło, żebym się upiła. Barman
nie chciał sprzedać mi więcej alkoholu, więc wyszłam i poszłam kupić więcej
wódki do sklepu. Było chwilę przed północą, a ja byłam kompletnie pijana…
Pijana z bezsilności – łkała. – Kiedy kupiłam alkohol, usiadłam w parku i
zaczęłam go pić. Każdy łyk sprawiał, że czułam się jednocześnie lepiej i
gorzej. Było mi lepiej, bo pijąc alkohol mogłam dać upust bezsilności, poddać
się jej… ale zarazem czułam się gorzej, bo zdawałam sobie sprawę, jak złą matką
i wątłą kobietą jestem.
Przestała mówić i otarła twarz wierzchem wolnej dłoni. Puściłem rękę,
którą ściskałem i splotłem jej palce z moimi. Miał być to gest otuchy.
– Kiedy wypiłam tę butelkę poszłam na plażę. Nic więcej nie pamiętam. Musiałam
zasnąć. Kolejną rzeczą jaką mam przed oczami to twoja zmartwiona twarz. Kiedy
mnie obudziłeś byłam wystraszona. Nie od razu wiedziałam skąd wzięłam się na
tej plaży. Nie chciałam, żebyś kogokolwiek zawiadamiał, nie chciałam też, żebyś
dzwonił po policję czy pogotowie… Przyznam, że byłam troszkę zdezorientowana i
wystraszona biegiem wydarzeń. Chciałam tylko, żebyś dał spokój i poszedł. Znasz
powiedzenie: najlepszą obroną jest atak? Chyba właśnie zadziałałam w ten sposób
– po tych słowach, lekko się uśmiechnęła. Nie potrafiłem nie odpowiedzieć tym
samym.
Wzięła kolejny głęboki oddech. Widziałem, że powiedzenie mi tego
wszystkiego kosztuje ją naprawdę wiele.
– A spotkanie w parku? Szłam z pracy do domu. Chciałam jak najszybciej znaleźć
się u boku synka… i wtedy pojawiłeś się ty. Zawołałeś mnie, a ja… wpadłam w
osłupienie. Nawet nie wiesz jak fatalnie czułam się z myślą o tym, że widziałeś
mnie na plaży w takim stanie… Najzwyczajniej w świecie było mi głupio. Głupio,
że pozwoliłam sobie na coś takiego i że byłeś tego świadkiem. Kiedy odwróciłeś
się, by sięgnąć po coś, co leżało na ławce, szybko uciekłam. Wiedziałam, że
zaczną się pytania, a ja nie chciałam na nie odpowiadać. Wiem, to było głupie –
popatrzyła na mnie ze zmarszczonym czołem. – Teraz wydaje mi się to zabawne, ale wtedy… wtedy byłem zaintrygowany i trochę zły – przyznałem lekko się uśmiechając.
Uśmiechnęła się do mnie lekko. Pociągnąłem ją i wskazałem by usiadła
obok mnie. Nie była przekonana, ale kiedy odrzuciłem kołdrę do boku, wsunęła
się obok mnie. Zamknąłem ja w uścisku, okryłem kołdrą i czekałem na kolejny
bieg wydarzeń.
– Uwierz mi, że nie mogłam wybaczyć sobie tak dziecinnego zachowania –
zaśmiała się pod nosem. – Chyba Jaś zachowałby się mądrzej niż ja. Myślałam o
tobie. Dużo. I wiesz… już wtedy chyba mnie zauroczyłeś. Byłam zdziwiona, że
ktoś taki jak ja, mógł zwrócić na siebie uwagę kogoś takiego jak ty –
uśmiechnęła się, patrząc przed siebie. – I potem znów na siebie wpadliśmy.
Chciałam iść do księgarni i kupić jakąś książeczkę dla Jasia. Uwielbiał kiedy
mu czytałam, więc chciałam zrobić mu troszkę przyjemności. No i wpadłam na
ciebie. Ostatecznie zgodziłam się na kawę, bo pomyślałam, że to jednak
nieprzeciętne wpadać wciąż na tego samego człowieka. Ale to spotkanie nie było
najlepszym… Wciąż cię atakowałam, bo… inaczej nie potrafiłam. Nie chciałam,
żebyś zbyt wiele o mnie wiedział, bo w głowie wciąż miałam dwie blokady. Po
pierwsze mój chory synek, a po drugie: ty – piłkarz i różnica naszych sfer –
westchnęła. – Teraz wiem, że ta druga blokada była bezsensowna.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
– Przez grzeczność nie zaprzeczę – przyznałem, za co dostałem kuksańca w bok. – Następnym naszym przypadkowym spotkaniem był samolot. Och, nawet nie wiesz jaka zła wtedy byłam
– Wiem – wciąłem się. – Widziałem.
– Ale to była raczej złość na los, niżeli na ciebie… Tobie się tylko obrywało – przyznała, lekko się uśmiechając i zerkając na mnie niepewnie.
– Hej, to nie fair – udałem oburzonego.
– Życie nie jest fair, Grzesiu – powiedziała, a w jej oczach widziałem pełną świadomość i przekonanie do wypowiedzianych słów.
– Masz racje. Nie zawsze jest sprawiedliwe. Ale jest dobre – powiedziałem
cytując słowa Reginy Brett.
Przełknęła ślinę.
– Jechałam do Hiszpanii, bo tam mieszka mój ojciec. Chciałam żeby udzielił mi
pożyczki. Chciałam przekonać go, że naprawdę potrzebuję tych pieniędzy dla
Jaśka. Kiedy samolot wylądował, od razu udałam się do jego firmy. Nie miał dla
mnie czasu. Potraktował mnie jak przedmiot. Powiedział, że gdy tylko znajdzie
trochę czasu, z pewnością się do mnie odezwie. Byłam załamana. Wydałam
wszystkie swoje oszczędności, by pojechać do Hiszpanii i wrócić z niczym.
Zakwaterowałam się w schronisku, bo na żaden hotel nie było mnie stać –
powiedziała, a wtedy mnie zapaliła się w głowie lampka. Dlatego nie mogłem
znaleźć jej w żadnym hotelu! Że też nie wpadłem na pomysł, żeby przeszukać inne
miejsca! – A potem udałam się w miasto… Chciałam troszkę odreagować… Znowu… Wtedy pojawiłeś się ty. Ponownie – uśmiechnęła się. – Przestałam się wówczas bronić przed tobą i losem. Chciałam tylko choć na chwilę zdjąć ciężar z barków. Okazałeś się całkiem sympatycznym chłopakiem. Trochę okaleczonym, ale uwierz, że z usztywnieniem na nodze tańczyłeś lepiej niż niejeden w pełni sprawny facet – zaśmiała się.
– Dziękuję – zawtórowałem jej.
– A kiedy się mną zaopiekowałeś… Pamiętałam wszystko z tamtej nocy. Wszystko,
Grzesiu. Pamiętam jak zaniosłeś mnie do pokoju i jak… i jak cię pocałowałam – wyznała.
Zrobiło mi się gorąco, a serce znowu zaczęło szaleć. Zacząłem się
modlić, żeby tego nie usłyszała.
– Zdziwiłam się – kontynuowała – że nie wspomniałeś o tym ani słowem następnego
ranka – popatrzyła na mnie, jakby czekała na wyjaśnienia. – Byłaś pijana, więc pomyślałem, że nie warto poruszać tego tematu – przyznałem zgodnie z prawdą.
– Wiesz, że to właśnie tamtej nocy i tamtego ranka skradłeś część mojego serca – wyznała. – Pocałowałam cię, bo nie mogłam się powstrzymać. Miałam na to ochotę, już kiedy cię zobaczyłam w tym barze. Spodobałeś mi się już na plaży, a każde nasze kolejne spotkanie sprawiało, że myślałam o tobie więcej. I chyba ten alkohol i to, że nie zostawiłeś mnie na pastwę losu na ulicy, sprawiły, że się ośmieliłam.
Uśmiechnąłem się pod wpływem jej wyznań. Zatem nie tylko ona zadziałała
na mnie w ten sposób…
– Potem wspólnie zwiedzaliśmy Sevillę i liczyłam każdy uśmiech, który pojawił
się na twoich ustach. Wiesz ile ich było?
Wiesz ile ich było?
Pokiwałem przecząco głową. – Sześćdziesiąty trzy – wyznała, a mnie zaparło dech. Naprawdę liczyła ile razy się uśmiechnąłem? – Wiem, pomyślisz, że jestem głupia – mówiła dalej – ale nie potrafiłam się powstrzymać. Uśmiechnąłeś się do mnie sześćdziesiąt trzy razy w ciągu kilku godzin. Potem znów wyszliśmy na drinka i… wtedy wydarzyło się coś najpiękniejszego, poza narodzinami Jasia, w moim życiu. Spędziliśmy razem noc. Już wtedy wiedziałam, że to złe, bo ja wrócę do Polski, a ty zostaniesz tam, bo ja mam swoje problemy, których ty nie powinieneś znać i… już podczas tamtej nocy wiedziałam, że jeśli ojciec odmówi mi pożyczki… napiszę o nas książkę. Uwierz mi, że nie chciałam, by tak wyszło. Na pomysł z książką wpadłam dopiero przed wspólnym zwiedzaniem miasta. Kiedy dochodziłam do siebie, byś oprowadził mnie po Sevilli wciąż myślałam o Jaśku i o tym, jak mogę zebrać pieniądze na operację. Bałam się, że ojciec się nie zgodzi. Bałam się, że zostanę z niczym. I wtedy narodził się pomysł na powieść, ale uwierz mi, że nie chciałam robić niczego wbrew tobie czy twoim kosztem… Liczył się dla mnie tylko ten maluszek – pisnęła i znów zaczęła płakać.
Zagarnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. Jej ciałem wstrząsał
szloch, a ja nie potrafiłem jej uspokoić. Musiałem jej powiedzieć, że już jej
nie obwiniam. O nic. Zupełnie o nic.
– Cii… – gładziłem jej plecy. – To moja wina, źle zareagowałem. Już wszystko
rozumiem – mówiłem przyciszonym głosem. – Nie mam o nic żalu czy pretensji.
Robiłaś wszystko dla syna… Rozumiem. Nie płacz. Nie płacz, proszę…
Oderwała się ode mnie. Popatrzyła mi głęboko oczy i pociągnęła nosem. Wyglądała jak mała
bezbronna dziewczynka. Otarłem jej policzki od łez i uśmiechnąłem się
delikatnie. Odwzajemniła gest.
– Potem uciekłam, bo… bo tak jak mówiłam, ty jesteś piłkarzem, ja zwykłą
dziewczyną. Ty miałeś swoje życie, a ja swoje problemy. Wiedziałam, że ni mogę
zrzucać na ciebie tego wszystkiego. Wiedziałam, że sama muszę sobie poradzić z
tym wszystkim. Kilka dni później spotkałam się z ojcem, wyjaśniłam mu wszystko,
a on… zachował się jak ostatni dupek i powiedział, że powinien mi pomóc ojciec
Janka… Wkurzyłam się i wybiegłam z restauracji, w której siedzieliśmy. Przekonałam się, że muszę wcielić mój plan w życie. I wtedy zadzwoniłeś.
Spotkałam się z tobą, ale nie robiłam sobie żadnych nadziei. I w sumie dlatego
spotkałam się z tobą. Żeby wszystko wyjaśnić i zakończyć. – Wiesz, że wtedy poczułem się strasznie? – wyznałem. – Przez całe te miesiące myślałem o tobie. Zastanawiałem się czy jesteś szczęśliwa, czy masz faceta i czy kiedykolwiek jeszcze cię spotkam. A kiedy przyjechałem do Polski i zobaczyłem plakat… Kupiłem książkę, bo byłem ciekaw. Okazało się, że wiele elementów się zgadza. To prawda, poczułem się oszukany, a nawet i wykorzystany. Ale moja przyjaciółka Julia – ta, którą wzięłaś za moją nową dziewczynę, przekonała mnie, bym cię nie oceniał bez wysłuchania twoich argumentów. I miała rację. A za moje zachowanie, kiedy dowiedziałem się o małym, przepraszam. Zachowałem się jak pajac, ale… znowu pomyślałem, że masz mnie za nikogo, bo nie powiedziałaś mi o tak ważnej osobie w twoim życiu. Poczułem się oszukany. Ale już wszystko rozumiem i… nie mam do ciebie żalu, Olu– powiedziałem najłagodniej jak potrafiłem i pocałowałem ją w czoło.
– Mogłeś się tak poczuć. Miałeś do tego pełne prawo – powiedziała. – Ja nie mogę zrobić nic innego, jak tylko cię przeprosić i prosić o wybaczenie.
– Cii, już w porządku – powiedziałem i przytuliłem ją do siebie. – Mogę o coś jeszcze zapytać?
Odwzajemniła uścisk po czym odpowiedziała:
– O co tylko zechcesz. – Dlaczego twój tata mieszka w Hiszpanii, mama w Szczecinie, a ty tutaj?
Odsunęła się ode mnie, ale wsparła na mojej klatce piersiowej i splotła
nasze dłonie.
– Tata zostawił nas, kiedy miałam trzynaście lat. Mama wpadła w nałóg. Zaczęła
pić. Nim przerodziło się to w prawdziwe uzależnienie minął ponad rok. Wtedy
zorientowałam się, że te wieczorne kieliszki wina dwa razy w tygodniu,
przestały być kieliszkami wina i tylko dwa razy w tygodniu… Zaczęło się piekło.
Wiele czasu spędzałam z babcią, która za wszelką cenę chciała pomóc mamie, ale
mama nie chciała, a wiesz… jak człowiek czegoś nie chce, to drugi człowiek nic
nie zdziała. Niby chodziła na spotkania anonimowych alkoholików, ale to
wszystko okazało się niczym… Po co chodzić na terapię, kiedy nie chce się, by
przyniosła skutki? Kiedy miałam siedemnaście lat babcia umarła. I wtedy
wszystko stało się jeszcze gorsze… Mama stoczyła się już na kompletne dno.
Postanowiłam się wyprowadzić. Moja babcia zapisała mi mieszkanie i tam się
przeprowadziłam. Nie wiedziałam, że babcia miała oszczędności i że wszystkie
zapisała mnie. Chciałam utrzymywać się z nich do osiemnastego roku życia, ale
ten okres nieco się przedłużył, bo pojawił się Jaś i nie mogłam podjąć pracy.
Przeszłość tej dziewczyny była naprawdę przygnębiająca… ale jednocześnie
pokazała mi, jak silną kobietą była Aleksandra. Kiedy analizowałem to, co
powiedziała… olśniło mnie.
– Ojcem Jasia jest jakiś piłkarz, tak? – wypaliłem.
Popatrzyła na mnie zdziwiona, ale przytaknęła.
– Skąd wiesz?
– Twoje sceptyczne nastawienie do piłkarzy cię zdradziło – powiedziałem
wzruszając ramionami. – Tak… Okazał się draniem. Kiedy powiedziałam mu, że
jestem w ciąży… Powiedział, że nie chce tego dziecka. Dał mi pieniądze na
aborcję, ale… nie zrobiłam tego. Zostawiłam te pieniądze, bo wiedziałam, że
będą mi potrzebne, na pokrycie kosztów: wózka, łóżeczka i innych. Bardzo pomogła m i wtedy Blanka i jej babcia Kiedy urodziłam, chodziłam do
szkoły, a babcia Blanki zajmowała się małym. W weekendy pracowałam, żeby móc
choć częściowo pokryć koszty. Zapisałam się na studia… i gdyby nie Blanka i jej
babcia byłoby mi naprawdę ciężko. Sprzedałam mieszkanie babci w Szczecinie.
Dostałam za nie dobrą sumkę, bo było bardzo duże. Kupiłam to tutaj w Mrzeżynie,
spakowałyśmy się z Blanką i jesteśmy tutaj – wyjaśniła. – Ta dziewczyna jest
dla mnie jak siostra, a jej najbliżsi jak moja rodzina. To do nich jeździmy na
święta… A wracając do piłkarza… Dlatego nie mogłam poprosić go o pomoc z
Jasiem. Bo myśli, że Jaśka nie ma.
Poczułem złość na tego kolesia. Jak mógł okazać się tak bezduszny? Gdyby
Jaś był moim synkiem bardzo bym się cieszył. Gdyby Ola powiedziała mi, że jest
w ciąży na pewno nie kazałbym jej usunąć dziecka.
Zagarnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.
– Udało ci się uzbierać pieniądze? – zapytałem, bo było to kolejne pytanie,
które nasunęło mi się na myśl. – Tak – westchnęła, a ja usłyszałem ulgę. – Pieniądze z książki pokryły wszystkie wydatki związane z operacją i pobytem w Stanach.
– A na co choruje Jaś? – spytałem niepewnie, ale zarazem najdelikatniej, jak potrafiłem.
– Ma wrodzoną wadę serca i… jeśli ta operacja nie odbędzie się w najbliższych dniach… Jaś może nie dożyć czwartych urodzin.
– A ile ma lat?
– Trzy. Urodziłam go, gdy miałam osiemnaście. Uwierz mi, że jest moim życiem.
Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w głowę.
– Tylko w Stanach dokonują tej operacji, więc teraz kiedy mam pieniądze, możemy
tam pojechać. – Kiedy jedziecie? – spytałem.
– Wylatujemy jutro nad ranem.
– Jadę z wami – powiedziałem bez wahania.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Hej! :*
BUM! BUM! BUUM! :D
Jestem w piątkowe popołudnie, a wraz ze mną - dwudziesty (i ostatni) skrawek! ^^
Jak Wam się podoba? :)
Czy Grześ się zrehabilitował? :P
Tylko jedna z Was w poprzednich komentarzach zgadła, dlaczego Ola napisała książkę... ;)
Co sądzicie o jej zachowaniu? Czy zaistniała sytuacja w jakiś sposób ją usprawiedliwia? ^^
Kochane, przepraszam za wszelkie błędy...
Doszły mnie słuchy, że ostatnio trochę się ich pojawiło...
Przyznam się, że od rozpoczęcia roku skrawki dodaję w niemałym pośpiechu (dziś też w biegu, bo dopiero co wróciłam z Festiwalu Humanistycznego) i mimo że staram się je sprawdzać na bieżąco, czasami przeoczę małą literówkę... Mam nadzieję, że reszty nie razi to aż tak w oczka. :( Jeśli tak - bardzo przepraszam. :(
Tutaj możecie przeczytać moje wyjaśnienia, co do Waszych blogów. Musiałam je napisać, bo czuję się mega winna z takimi zaległościami... :(
Życzę Wam udanego weekendu! :* Wypoczywajcie, jeśli możecie! ;)