Kiedy zegar wybił siódmą rano nie mogłem już wytrzymać w łóżku. Wskoczyłem w dres i udałem się na przebieżkę po plaży.
Gdy wybiegłem na dwór, owiało mnie lodowate powietrze, a z moich ust wydobył się obłoczek pary. Wykonując przed domem krótką, ale intensywną rozgrzewkę i rozciąganie ruszyłem w kierunku morza.
W mojej głowie wciąż kotłowały się myśli odnośnie Aleksandry. Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem biegacza, pędzącego w moim kierunku. Zderzyliśmy się boleśnie i upadliśmy na odśnieżony chodnik.
– Przepraszam, zamyśliłem się – powiedziałem szybko.
– Grzesiu? – usłyszałem, a kiedy spojrzałem na nieznajomego biegacza, okazało się, że nie jest nim a nią i wcale nie jest nieznajoma.
– Julka? – zdziwiłem się.
– Cześć! – wyraźnie się ucieszyła.
Otrzepała dłonie odziane w
rękawiczki i dźwignęła się na nogi, otrzepując ciemne dresowe spodnie od
śniegu. Popatrzyłem na nią, a chwilę później sam podniosłem się na nogi.
– Przyjechałeś do domu na święta? – spytała, kiedy doprowadziła się do ładu.– Tak – odpowiedziałem cicho.
– Co powiesz na gorącą czekoladę? – spytała. – W naszej kawiarence? – kusiła.
– Nie wiem… Przepraszam, nie mam nastroju – westchnąłem.
– No przecież wiem – powiedziała lekko się uśmiechając. – Myślisz, że pozwolę ci tak po prostu odejść? Musisz mi opowiedzieć co cię trapi. Na pewno ci ulży. No dalej, Grzesiek!
Przestąpiłem z nogi na
nogę. Naciągnąłem czapkę na uszy i rozejrzałem się dookoła. Tak naprawdę w
ogóle nie interesowało mnie, co znajduje się w okolicy albo jak ona obecnie
wygląda. Przedłużałem moment mojej odpowiedzi maksymalnie. Miałem nadzieję, że
Julia odpuści i oboje rozejdziemy się w swoje strony.
– Kryśka! – zdenerwowała się. – Nie znoszę sprzeciwy – chwyciła mnie za rękę i
pociągnęła w kierunku kawiarni. – Julia, przepraszam cię, ale nie mam ochoty na plotkowanie – westchnąłem i stanąłem.
– Przestań marudzić i chodź – jęknęła, ciągnąc mnie z całej siły za obie ręce.
Skapitulowałem i nie
ukrywając westchnienia irytacji poczłapałem za energiczną przyjaciółką. Patrząc
jak promienieje, zastanawiałem się jak może być tak szczęśliwa i radosna.
Przecież życie jest takie ciężkie…
W kawiarence było niewiele
ludzi. W rogu siedział jakiś nastolatek, pod oknem dwoje emerytów, a przy
kominku siedziała kobieta czytająca gazetę, pijąca kawę i jedząca ciepłą
jeszcze drożdżówkę.
Siedliśmy w ustronnym
miejscu. Julka wstała, podeszła do lady, zamówiła dla nas kawy i wróciła do
stolika. Rozpłaszczyła się, a kurtkę przewiesiła przez oparcie swojego krzesła.
– Rozbierz się, zgrzejesz się i będziesz chory – powiedziała łagodnie. – Nie, nie zabawię tutaj długo – powiedziałem krótko.
Zauważyłem, że Julia
poczuła się urażona. Spuściła głowę i przełknęła ślinę.
– Przepraszam – jęknąłem, ukrywając twarz w dłoniach. Zachowywałem się jak
totalny kretyn.– Co cię trapi, Grzesiu? To nadal te problemy z Celią, o których wspominałeś mi, kiedy widzieliśmy się ostatni raz?
– Nie… Z Celią rozstaliśmy się jeszcze latem – wyznałem.
– Och… Chciałabym powiedzieć, że mi przykro, ale widziałam ostatnio, że czułeś
się przytłoczonym tym związkiem, więc chyba zostawię to bez komentarza. Ale
pozwól, że zapytam… Co się stało?
Młoda kelnerka podeszła do
nas z tacą, postawiła przed nami dwie czarne kawy i ciepłe, świeże drożdżówki,
po czym odeszła. Popatrzyłem najpierw na słodką bułeczkę, a potem na Julkę.
– Jedz, jedz – zaśmiała się. – Albo nie! Najpierw odpowiedz mi na moje pytanie.
– Cóż… kiedy wróciłem do Sevilli zastałem ją w naszym domu z jej fotografem – powiedziałem chwytając uszko filiżanki.
– Nie mów, że zrobiłeś jej o to awanturę. Może to tylko przyjaciel, ja też czasem spotykam się z moimi znajomymi u mnie w domu. Karol nie robi mi z tego powodu jakichś wyrzutów – mówiła.
– Zastałem ją z nim w naszym domu, w naszym łóżku – powiedziałem spokojnie, a
potem uniosłem filiżankę do ust.
Jej mina była wtedy tak
zabawna jak chyba jeszcze nigdy. Gdyby było to możliwe gałki oczne wyleciałyby
jej z oczodołów. Zachciało mi się śmiać, ale się powstrzymałem.
– I nie zrobiłem jej awantury. Wyszedłem z domu, ale nim to zrobiłem
powiedziałem, że ma się z niego wynosić – powiedziałem rzeczowym tonem. – Zareagowałeś na to tak spokojnie?! – zdziwiła się.
– Wiesz… Od naszej rozmowy dużo myślałem o Celii i… Muszę przyznać, że nie czułem nic z rzeczy, o których mi opowiadałaś. Kiedy mówiłaś, że jesteś szczęśliwa z Karolem, że oświadczył ci się w tak romantyczny sposób… Poczułem, że ja nie mam chęci na takie eskapady. Właściwie nie, źle to ująłem. Miałem ochotę, ale nie z Cellią.
– Rozumiem. Ale to nie jest chyba powód twojego złego nastroju, co? Opowiadasz o tym tak beznamiętnie
– To prawda. Jakiś czas po tym, jak kazałem jej się wynosić, spotkaliśmy się. Muszę przyznać, że nie miałem do niej żalu. Może o to, że mnie oszukiwała, ale na pewno nie miałem żalu, że była szczęśliwa. Nasze ognisko chyba już wtedy było wypalone – powiedziałem. – W moim życiu pojawiła się nowa kobieta… Kobieta, która namieszała mi w głowie i… chyba niejako mnie wykorzystała.
– Grzesiu, ileż się u ciebie dzieje. Chcesz o tym porozmawiać, chętnie cię wysłucham, a widzę, że rozmowa dobrze na ciebie robi – uśmiechnęła się lekko i pogładziła moją dłoń.
– Jeśli masz dużo czasu…
– Nigdzie się nie wybieram – uśmiechnęła się szerzej i ścisnęła moją rękę.
Trzymając dziewczynę mocno
za rękę opowiadałem jej o wszystkim, co wydarzyło się między mną i Olą. Jej
oczy raz się rozszerzały, a raz malały. Słuchała mnie i przeżywała wszystko
razem ze mną. Cieszyłem się, że jest tak empatyczna. To właśnie z nią zawsze
lubiłem rozmawiać. Zawsze wysłuchiwała mnie do końca i nigdy nie oceniała moich
czynów. Zawsze doradzała, ale nigdy nie oceniała. Za to ją kochałem. I nadal
kocham.
Gdy skończyłem mój wywód
dziewczyna milczała.
– I co? – odezwałem się, kiedy Julia wciąż siedziała cicho. – Wybacz… Nie wiem, co powiedzieć – westchnęła. – Przykro mi. Myślisz, że nie czuła do ciebie nic, a że po prostu stałeś się przedmiotem jej machlojek?
– Zależy co masz na myśli mówiąc „machlojki” – powiedziałem, pijąc kawę. – Jeśli książkę to tak. Chyba tak.
– A może… może ona coś do ciebie czuje? Grzegorz, życie chyba cię nauczyło, że
nie powinieneś oceniać ludzi przez to, co zrobili albo czego nie zrobili,
prawda?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Właśnie to jest to o czym mówiłem. Julia jest Aniołem. Wspaniała kobieta, która
nikogo nie ocenia pochopnie.
– Tylko dlaczego sprzedała naszą historię? – zapytałem z żalem. – A czy ktokolwiek wie, że opowiada ona o Grzegorzu Krychowiaku i Aleksandrze Lis? Czy cokolwiek co znajduje się na kartach tej powieści zdradza, że ty to Gabriel, a Anna to Aleksandra? – Niby nie..
–Właśnie – przerwała mi. – Dlatego nie oceniaj sytuacji w ciemno. Porozmawiaj z nią. Sam mówiłeś, że dziś jest spotkanie autorskie. Spotkaj się z nią. Porozmawiaj. Niech wszystko ci wyjaśni. Nie możesz patrzeć na tę całą sytuację tylko ze swojej perspektywy.
Westchnąłem.
Wiedziałem, że ma rację.
Wiedziałem, że powinienem z nią porozmawiać. Poczułem się winny, że już
osądziłem Aleksandrę. To pewnie skutek tych nocnych rozważań i nieprzespanej
nocy. Kiedy człowiek gorączkowo nad czymś rozmyśla, traci obiektywizm.
– Dziękuję – powiedziałem, patrząc jej głęboko w oczy. – Dziękuję ci, Julka.
Masz rację. Muszę z nią porozmawiać – powiedziałem, podnosząc się z krzesła.
– Cieszę się, że mogłam ci w jakiś sposób pomóc – podniosła się z miejsca.
Podszedłem do niej i mocną
ją przytuliłem. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę. Uśmiechnąłem się w duchu. Byłem
wdzięczny Bogu, że zesłał ją na moją drogę. Że wprowadził ją do mojego życia. A
zwłaszcza dziś. Ucałowałem ją w policzek, podszedłem do lady, zapłaciłem za
nasze zamówienie i wyszedłem.
☆
Kiedy wszedłem na podwórko zza chmur wyłoniło się słońce. Rzuciło piękną
poświatę na ogród. Niebo wyglądało jak w filmach, więc bez zbędnego
zastanawiania się opadłem na ziemię i zanurzyłem się w zimnym śniegu. Uniosłem
ręce ponad głowę i zacząłem tworzyć śnieżnego orła.
Jako dzieciak zawsze wyczekiwałem śniegu, by móc się w nim pobawić,
jednakże znacznie bardziej niż lepienie bałwanów interesowały mnie śniegowe
orły. Teraz grając w reprezentacji mogę śmiało nazwać się polskim orłem.
Wlepiłem wzrok w niebo. Sprawiło, że z mojej głowy ulotniły się wszelkie
myśli. Wpatrywałem się w obłoczki. Każdy był inny. Lubiłem doszukiwać się w
nich jakichś kształtów. Znalazłem motyla, sępa, coś na kształt krzesła i…
serce.
Wtedy myśli o Aleksandrze powróciły. Przełknąłem głośno ślinę.
Wiedziałem, że muszę się z nią skonfrontować, by móc wysnuć jakieś wnioski, ale
bałem się, że znów mi ucieknie. Jest przecież specjalistką w tej dziedzinie…
Leżałem na śniegu bardzo długo. Wizualizowałem nasze spotkanie.
Układałem sobie wszystkie możliwe scenariusze. Te dobre, ale i te złe. Nie wiem
jak dużo czas upłynęło, ale gdyby nie mama, która wybiegła z domu z krzykiem,
chyba leżałbym w tym śniegu do momentu, aż moje ciało przypominałoby jeden
wielki sopel lodu.
– Jesteś chyba niepoważny – powiedziała rodzicielka podając mi kubek gorącej
herbaty.
Popatrzyłem na nią przepraszająco i wzruszyłem ramionami. Miała rację.
Byłem przemoknięty i przemarznięty. Kiedy tylko wszedłem do domu, kazała mi iść
pod gorący prysznic i włożyć ciepłe skarpety. Uśmiechnąłem się do niej, bo kto
inny zająłby się mną tak dobrze jak nie moja mama? Poczułem się jak ten
kilkuletni chłopiec, którego zawsze ganiła za to, że przesiaduje pół dnia na
mrozie.
– Przepraszam, mamuś – powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. – Masz rację,
zachowałem się jak dzieciak, ale wiesz co? Warto było, bo teraz po tylu latach
znów poczułem się jak mały chłopiec – przyznałem i po chwili wspiąłem się po schodach na górę.
Mama pokiwała przecząco głową, ale się uśmiechnęła i odprowadziła mnie
wzrokiem po schodach.
– Na stoliku obok łóżka masz herbatę. Wypij ją do dna i idź się połóż. Musisz
się wygrzać. W innym razie będziesz chory.
Byłem
szczęściarzem mając tak wspaniałą kobietę u boku. Wiedziałem, że moja mama
była, jest i będzie kobietą, która bezwarunkowo mnie kocha. Ja kochałem ją w
ten sam sposób.
☆
Tak, jak kazała mi rodzicielka położyłem się zaraz po tym, jak wypiłem
herbatę. Kiedy przyłożyłem głowę do poduszki niemal od razu odpłynąłem do krain
Morfeusza. Nieprzespana noc zrobiła swoje.
Kiedy otworzyłem oczy była szesnasta siedem. Miałem szczęście, gdybym
obudził się później, mógłbym nie zdążyć na spotkanie, o którym tak wiele
myślałem.
Wyskoczyłem z łóżka, włożyłem ciemne spodnie, jasny T-shirt i
powędrowałem do łazienki. Ułożyłem włosy na żel i umyłem zęby. Nie zapomniałem
również o skropieniu się perfumom najlepszą wodą, jaką posiadałem i którą
bardzo lubiłem. Chciałem wyglądać nieskazitelnie.
Opuściłem łazienkę, włożyłem kurtkę oraz buty i wyszedłem z domu, nie
odpowiadając na pytania rodziców dokąd wychodzę. Powiedziałem im tylko, że nie
wiem kiedy wrócę. Być może nie powinienem się tak zachowywać, ale naprawdę nie
miałem ochoty na zbędne przesłuchiwania. Miałem wrażenie, że odkąd się wyprowadziłem rodzice chcą wiedzieć o mnie
więcej, niż jest to im potrzebne.
O szesnastej pięćdziesiąt dwie stanąłem przed drzwiami księgarni. Było w
niej dość dużo osób. Wziąłem głęboki
oddech i pchnąłem drzwi.
Kilka par oczu zwróciło się w moim kierunku. Uśmiechnąłem się delikatnie
i podszedłem do wieszaka na kurtki. Było jeszcze kilka wolnych miejsc, więc
odwiesiłem okrycie wierzchnie i zająłem miejsce w kącie. Nie chciałem, żeby
Aleksandra od razu mnie zobaczyła. Chciałem wtopić się w tłum.
Z sekundy na sekundę mój oddech przyspieszał. Bawiłem się swoimi dłońmi.
Chwilami chciało mi się z siebie spać, ponieważ zachowywałem się jak małolat. Wahałem
się czy dobrze robię. Doszedłem do wniosku, że tylko się wygłupię i że
Aleksandra pewnie nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Dopuszczałem również do
siebie myśl, że może poprosić ochronę czy kogoś w tym rodzaju, by wyrzucili
mnie z lokalu na zbity pysk. Chciałem wstać,
by opuścić pomieszczenie, ale w tamtym momencie rozbrzmiały oklaski. Obejrzałem
się do tyłu i zobaczyłem ją.
Wyszła z zaplecza księgarni. Słysząc aplauz lekko się uśmiechnęła. Włosy
miała lekko podkręcone, jej twarz zdobił delikatny makijaż. Ubrana była w białą, dopasowaną sukienkę, czarną kolię i
czarne szpili. Wyglądała olśniewająco.
Poczułem to znajome ciepło w brzuchu.
Konferansjerka przywitała Aleksandrę, opowiedział o niej kilka słów,
których dowiedziałem się już wcześniej i przeszła do zadawania pytań. Pytała o
to czy napisanie książki było kiedykolwiek w jej planach i podobne. Aleksandra
odpowiadała, czasami rzucała żartami. Była naprawdę fantastyczna. Praktycznie
nie mogłem skupić się na tym, co mówiła. Wciąż wpatrywałem się w jej usta
podkreślone malinową szminką. Były tak samo piękne, jak ona.
Po kilkudziesięciu minutowej rozmowie między konferansjerką, a
Aleksandrą nadszedł czas na pytania od czytelników. Rudowłosa prowadząca powiedziała,
że w sumie można zadać pięć pytań. Każdy komu coś wpadło do głowy podnosił rękę
i wskazany przez Olę pytał. Padały pytania o bohaterów, ekranizację, czas
tworzenia książki oraz o ulubione czytadła autorki.
Gdy nadszedł czas na zadanie ostatniego pytania nie wytrzymałem.
Podniosłem się z krzesła i powiedziałem:
– Czy historia ukazana w pani książce wydarzyła się naprawdę?
Wszystkie głowy skierowały się w moją stronę. Aleksandra wytrzeszczyła
oczy i momentalnie pobladła. Przełknęła głośno ślinę. Wyglądała, jakby
zobaczyła ducha.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Cześć i czołem! :)
Co sądzicie o tymże skrawku?
Podoba się czy jesteście zawiedzione?
Jestem ciekawa Waszych opinii. ♥
Co do komentarzy pod poprzednim rozdziałem (za które bardzo, bardzo Wam dziękuję ♥), okazało się, że wiele z Was zirytowało zachowanie Aleksandry. Co myślicie o tym, co powiedziała Grzesiowi Julka? Powinien ją osądzać nie znając jej racji w tym wszystkim? :)
Teraz mam kolejną prośbę... (Wiem, dużo ich ostatnio mam... :()
Na dole bloga pojawiła się ankieta (JUŻ OSTATNIA! OBIECUJĘ!).
Byłabym wdzięczna, gdyby każdy z Was wziął w niej udział. :)
Chciałabym wiedzieć ilu Was tutaj jest, moje Skarny. ♥
No i jeszcze jedna rzecz. Na mojej podstronie ukazała się drobna informacja. Fajnie by było, gdybyście się z nią zapoznały. → KLIK
To chyba na dziś tyle. :)
Ściskam mocno! ♥
PS. Nie odniosłam się jeszcze do Rio! :O Jak mogłam! >.<
Jestem mega dumna z naszych olimpijczyków. Z każdego! Niezależnie od jaki kolor zdobi ich medal ani od tego, czy w ogóle takowy medal posiadają. Każdy z naszych sportowców dał z siebie maxa i nie możemy zrobić nic innego, jak tylko im podziękować. ♥ Nie ma sensu na krytykę... Taka impreza to naprawdę wielkie wydarzenie i udział w niej biorą sami najlepsi. :)
Oczywiście są pewne kontrowersje typu. babochłopy (co mnie niesamowicie wkurza!!!), nieodpowiednio wyszkoleni sędziowie (bo czasami patrząc na ich decyzje miałam wrażenie, że są to sędziowie wyciągnięci z ulicy...) i inne, ale myślę, że teraz nie ma się co nad tym roztrząsać. Doceniajmy naszych sportowców, cieszmy się z ich udziału w tych igrzyskach, a także z ich osiągnięć.
Dla mnie każdy z nich jest ZŁOTYM MEDALISTĄ. ♥