– Wszystko w porządku, Grzesiu? – zapytała.
– Tak – odpowiedziałem machinalnie.
– Jesteś pewien?
– Tak – odpowiedziałem w ten sposób, co poprzednim razem.
– Słuchasz mnie?
– Tak.
– Zostałeś utytułowany najgorzej ubranym piłkarzem w Europie – powiedziała.
Odwróciłem gwałtownie głowę w jej stronę. Przymrużyłem powieki i spojrzałem na nią z żalem.
– Doprawdy? – wycedziłem.
– Wybacz, syneczku. Myślałam, że mnie nie słuchasz…. Przecież widzę. Widzę, że coś cię gryzie. Opowiedz mi o tym, proszę – powiedziała, siadając obok mnie.
– Czy wy wszyscy możecie dać mi święty spokój?! – zdenerwowałem się. Nigdy nie odważyłem się podnieść głosu na matkę. Zawsze bardzo ją szanowałem, bo to ona mnie urodziła, ona wpajała we mnie wszystkie wartości, to ona była moim największym kibicem.
Miotały
mną takie emocje, że nie chcąc powiedzieć kolejnych niemiłych słów, chwyciłem
moje kule i pokuśtykałem do swojego pokoju.
Zacząłem
się zastanawiać, czy faktycznie to ze mną jest coś nie tak? Przecież to
śmieszne, a wręcz niemożliwe, żeby wszyscy zwrócili się przeciwko mnie, prawda?
Chwyciłem
telefon. Wybrałem numer Celii.
Nie
odbierała.
W
głowie zabrzmiały mi słowa: Jesteś dupkiem.
Brawo,
Krycha! Jesteś niesamowitym dupkiem!
Rzuciłem
się wściekły na łóżko, wydając z siebie odgłos irytacji. Dlaczego zawsze muszę
wszystko spieprzyć? Wyżyłem się na mojej matce, która jest Bogu ducha winna
wszystkiemu, co mnie ostatnio spotyka. A Celia? Miała rację. To ja jestem nie
do zniesienia. Nie ona. To ja mam jakieś urojenia i widzę problemy, których nie
ma! Tamte słowa, którymi mnie uraziła… Myślę, że chciała przez to powiedzieć,
że jako piłkarz jestem narażony na kontuzję i muszę liczyć się z tym, że coś
podobnego niejednokrotnie może mnie jeszcze spotkać.
Sięgnąłem
po laptop leżący na stoliczku obok łóżka. Sprawdziłem najbliższe loty do
Hiszpanii. Cellia dwa dni temu powinna wrócić do Sevilli z sesji. Chcę zrobić
jej niespodziankę i wynagrodzić wszystkie przykrości, które jej sprawiłem.
Samolot wylatywał za trzy godziny ze szczecińskiego lotniska. Zarezerwowałem
jeden z kilku wolnych biletów i zacząłem się pakować.
Po
niecałych trzydziestu minutach byłem już całkowicie spakowany. Zszedłem
powolnie po schodach w jednej ręce, trzymając bagaż, a w drugiej kule. Matka,
która siedziała na fotelu i trzymała w dłoni gazetę pospiesznie wstała i
podbiegła do progu schodów, widząc moją spakowaną walizkę.
– Grzesiu, jeżeli cię uraziłam to bardzo przepraszam. Nie musisz wyjeżdżać –
mówiła szybko, a w jej zazwyczaj spokojnym tonie słyszałem nutkę paniki.
Położyłem
walizkę na ziemi, a zaraz obok niej moje kule. Chwyciłem ramiona matki.
Popatrzyłem jej głęboko w oczy i delikatnie się uśmiechnąłem.
– Nie
mamuś, nie przepraszaj. To ja powinienem cię przeprosić za to, że tak się
zachowałem. Nie powinienem był się unosić. Przepraszam – powiedziałem
skruszony. – I muszę ci podziękować, bo dzięki tobie zrozumiałem, że jestem
kretynem. Jadę do domu…
– Tu jest twój dom – przerwała mi szybko.
Uśmiechnąłem
się szerzej.
– Muszę jechać do Sevilli. Do Celii. Jeśli wszystko się ułoży obiecuję, że za
jakiś czas przyjadę, dobrze?
Mama
westchnęła i wzruszyła ramionami. Biła się z myślami. Wiedziałem, że będzie to
dla niej ciężki wieczór. Brat opowiadał mi, że wielokrotnie po moim wyjeździe z
domu mama wieczorami ukradkiem płakała, ale nigdy nie chciała się do tego
przyznać.
Ostatecznie przytaknęła głową. Kamień spadł mi z serca.
Zagarnąłem ją mocno do mojej klatki piersiowej i ucałowałem w czubek Głowy.
– Kocham cię, mamo – powiedziałem.
– Ja ciebie też, Grzesiu. Nawet nie wiesz jak bardzo….
☆
Siedziałem
w samolocie. Za kilkanaście minut miał wzbić się w niebo. Myślałem o tym, co
powiem Celii. Zastanawiałem się, jak zareaguje, gdy pojawię się
niezapowiedziany. Ucieszy się? Będzie chciała ze mną rozmawiać?
Oderwałem
wzrok od małego okienka, kiedy poczułem, że na miejscu obok mnie ktoś siada.
Spojrzałem na ciemnowłosą dziewczynę i nie mogłem uwierzyć, że to ona.
Popatrzyła na mnie i
zamarła.
– To znowu Ty? – szepnęła, a jej piękne oczy miały wielkość pięciozłotówek.
Tak, to była ta dziewczyna
z plaży. Ta, która przede mną uciekała. Ta, która nakrzyczała na mnie w
kawiarni. Ta dziewczyna, której za nic nie mogę rozgryźć.
– O to samo mogę zapytać ciebie – odparłem. – Śledzisz mnie?! – zarzuciła.
– Ja? Skąd!
– W takim razie dlaczego lecisz do Hiszpanii? – była bardzo zdenerwowana.
– Ponieważ tam mieszkam? – sarknąłem.
Spuściła wzrok. Chyba
zrozumiała, że to pytanie było niestosowne. Opuszkami palców chwyciła górną
część swojego nosa. Westchnęła, złożyła dłonie jak do modlitwy, przyłożyła je
do ust i popatrzyła na mnie.
Obserwowałem ją bacznie. Zacząłem
się zastanawiać, czy właśnie nie zaczęła się modlić. Była urocza, kiedy była
tak zakłopotana.
– Okay, zapytam stewardessę czy znajdzie się dla mnie jakieś inne miejsce –
wycedziła i odeszła.
Widziałem, że rozmawia z
kobietą, która wyglądała na bardzo niemiłą. Bezustannie kręciła z dezaprobatą
głową. Dziewczyna gestykulowała, ale ostatecznie wróciła na miejsce obok mnie.
Opadła na nie z westchnieniem irytacji.
– Nie zadziałało? – zapytałem ledwo mogąc powstrzymać się od śmiechu. – Co za cholerna służbistka – wycedziła przez zęby.
– W takim razie musisz się przemęczyć przez ten czas ze mną.
Spojrzała na mnie takim
wzrokiem, że gdyby wzrok zabijał to na pewno padłbym trupem.
Odwróciłem wzrok, a ona wyciągnęła
jakiś magazyn dla pań i pogrążyła się w lekturze. Wiedziałem, że to nie będzie
łatwy lot.
☆
Siedziałem obok niej.
Cicho. To już ponad trzydzieści minut lotu, a ani ona, ani ja nie odezwaliśmy
się do siebie nawet słowem. Dziewczyna zdążyła skończyć czytać magazyn i teraz
siedziała wpatrując się przed siebie.
– To… powiesz mi w końcu jak masz na imię? – zapytałem, niepewnie patrząc na
nią z ukosa.
Zmarszczyła brwi, jakby sam
mój głos ją irytował. Westchnęła.
– Aleksandra – powiedziała lekko, nie patrząc na mnie.
Swoim zachowaniem chciała
chyba pokazać, że w jej oczach jestem nikim. Żadnym wyjątkowym człowiekiem.
Zwykłym pospolitym chłopakiem, jakich na ulicy jest mnóstwo.
Jednak kiedy usłyszałem jej
imię oczarowało mnie. Aleksandra… Ola… Piękne… Doskonale do niej pasowało.
– Ładnie – powiedziałem, unosząc lewy kącik ust. Nie chciałem, żeby zauważyła,
że przypadło mi do gustu.
Nie zareagowała na mój
komplement.
– A dlaczego lecisz do Hiszpanii? – zagadnąłem. Chciałem kontynuować rozmowę. – Nie, nie mam zamiaru cię śledzić – sarknęła. – Już od dawna planowałam ten wyjazd – nadal nie zaszczyciła mnie ani jednym spojrzeniem. Nie powiem, intrygowało mnie to.
– Wakacje?
– Powiedzmy – ucięła.
Westchnąłem i cmoknąłem ze
zniecierpliwieniem. Zwróciłem się w jej kierunku i oparłem lewe przedramię o
oparcie jej fotela.
– Słuchaj – powiedziałem stanowczo. – Dlaczego taka jesteś?
Odwróciła się pospiesznie w
moją stronę. Spojrzała mi w oczy. Jej szare tęczówki były pełne determinacji,
ale wyraz jej twarzy mówił, że nieco ją przytłoczyłem sobą, opierając się o
zagłówek jej fotela.
– Jaka? – była zła o ile nie wściekła.
Patrzeliśmy sobie w oczy.
Jej tęczówki mnie zahipnotyzowały.
Również i jej nie spieszyło się, by oderwać wzrok od moich.
Mój oddech przyspieszył.
Dawno nie czułem czegoś takiego.
Ona zagryzła dolną wargę i
pierwsza odwróciła spojrzenie.
Zamrugałem i ułożyłem lewą
rękę na podłokietniku mojego fotela. Odchrząknąłem.
– Niedostępna. Nie chciałaś mi nawet powiedzieć jak masz na imię – rzuciłem
tonem pełnym wyrzutu. – Nie uważałam, by było ci ono do czegoś potrzebne – westchnęła, wzruszając ramionami.
– Imię to nic wielkiego – powiedziałem wysokim tonem.
– Masz rację – ucięła, nie patrząc na mnie.
– A powiesz, co wydarzyło się wtedy na
plaży? – dodałem pospiesznie.
Odwróciła wzrok na mnie i
przymrużyła powieki. Wyglądała uroczo. Dookoła jej oczu pojawiły się malutkie
zmarszczki. Musiałem się powstrzymać, by nie uśmiechnąć się na ten widok.
– Za dużo chciałbyś wiedzieć… – szepnęła przez zaciśnięte zęby. – Hej, wyglądałaś jakby coś ci się stało. Chciałem tylko pomóc, a ty na mnie naskoczyłaś – zauważyłem.
– Jestem indywidualistką. Nie potrzebuję twojej pomocy.
– A gdyby naprawdę stało się coś złego?! – zdenerwowałem się.
– Ale się nie stało! – uniosła głos. – Dlatego zostaw to – dodała ciszej. – Nie
gdybaj.
Westchnąłem i przetarłem
włosy dłonią.
– Dobra – powiedziałem. – Skoro czeka nas jeszcze dość długa chwila lotu to
może postaramy się nie zabić i normalnie porozmawiać? – Chętnie, ale mam sporo pracy – powiedziała i chwyciła dość dużych rozmiarów skórzaną torebkę i wyciągnęła z niej notes kołowy.
– Olewasz mnie? – uniosłem pytająco brew.
– Tłumacz sobie to jak chcesz. Ja muszę z czegoś żyć – odpowiedziała,
otwierając notes.
Uniosłem z niedowierzaniem
brwi? Czy ona mnie obraziła? Celowo? A może nieświadomie palnęła te słowa?
Ja też ciężko pracuję, żeby żyć. Wylewam siódme poty, by móc żyć. By opłacić
mieszkanie, wszystkie rachunki, by kupić jedzenie. Czy ona uważa, że to nie
jest praca? Oczywiście, że jest.
– Czy ty sugerujesz, że ja dostaję pieniądze za nic? – odezwałem się po chwili,
gdy otrząsnąłem się z szoku.
Nie byłem zaskoczony tylko
jej słowami, ale też moją reakcją. W sieci spotykałem się z wieloma słowami
krytyki, między innymi takimi, że dostaję pieniądze za nic, ale nigdy jakoś
nadzwyczajnie się tym nie przejmowałem. Jednakże ta dziewczyna sprawiała, że
każde, nawet najmniejsze słówko odbierałem dosłownie i osobiście.
Upuściła długopis na notes
i wydała z siebie kolejny odgłos irytacji.
– Dasz mi popracować?! – podniosła głos. – Odpowiesz mi? – ja również się zirytowałem.
Jęknęła i spojrzała na mnie
spod powiek.
– Słuchaj. Nie sugeruję niczego. Wybacz, jeśli tak to zabrzmiało, ale terminy
mnie gonią, a ja mam dużo pracy – westchnęła i poprawiła się na siedzeniu. – Jesteś dziennikarką?
– Powiedzmy – szepnęła.
– W jakiej gazecie pracujesz?
– Za dużo chcesz wiedzieć.
– No dobra. Pracuj sobie – powiedziałem, zakładając słuchawki na uczy.
Do końca podróży nie
odezwaliśmy się do siebie ani słowem, a kiedy wyszliśmy z samolotu, każde z nas
ruszyło w inną stronę. Muszę przyznać, że byłem nieco rozczarowany.
☆
Taksówkarz podwiózł mnie pod sam dom.
Kiedy wyszedłem z samochodu owiał mnie ciepły wietrzyk. Wziąłem haust
czystego powietrza, a na moje usta wdrapał się mimowolny uśmiech. Sevilla…
Zaaklimatyzowałem się tutaj. Czuję się jak w domu. Cieszę się, że wróciłem.
Chwyciłem kule w prawą rękę, a walizkę w lewą i niezdarnie pokuśtykałem
w stronę frontowych drzwi. Nieco trudności sprawiło mi kilka stopni, które musiałem
pokonać, ale ostatecznie dość szybko znalazłem się pod drzwiami.
Chwyciłem za klamkę. Drzwi były zamknięte. Zdziwiłem się. Celia powinna
być w domu, a wówczas nigdy nie zamyka
drzwi. Wyjąłem klucze z kieszeni i otworzyłem dom.
Wszedłem do przedpokoju, gdzie zostawiłem walizkę i pognałem do kuchni,
by napić się wody.
Pomyślałem, że może Celia miała coś do załatwienia na mieście i niebawem
zjawi się w domu. Dochodziła przecież dwudziesta pierwsza.
Kiedy siedziałem przy barku, piłem wodę i sprawdzałem jeden z portali
społecznościowych w moim telefonie usłyszałem śmiech mojej dziewczyny. Dobiegał on z naszej
sypialni. Pewnie rozmawiała przez telefon z jedną ze swoich koleżanek. Z
uśmiechem na ustach powędrowałem w górę schodów. Starałem się, by nie usłyszała
moich kroków. Chciałem ją zaskoczyć.
Gdy stanąłem pod drzwiami usłyszałam jej szepty, ale… Usłyszałem też
szepty głosu męskiego. Zdziwiłem się. Co ona może robić z jakimś facetem w
naszej sypialni? Nie musiałem długo czekać, by moja wyobraźnia zaczęła
funkcjonować tak, jak trzeba.
Z impetem otworzyłem drzwi i oniemiałem. Celia leżała w łóżku z jakimś
mężczyzną. Byli nadzy, okryci kołdrą. Kiedy mnie zobaczyła pobladła.
– Grzesiu?! Co ty tutaj robisz?! – pisnęła.
Moje usta przypominały literę „o”. Nie sądziłem, że ona może mi zrobić
coś takiego. Mrugałem powiekami, jakbym miał nadzieję, że za chwilę ten obrazem
się rozmyje i okaże się, że było to tylko przewidzenie.
Niestety nic takiego nie miało miejsca. Nadal byłem w mojej sypialni, a
w moim łóżku leżała moja dziewczyna z jakimś obcym mężczyzną. Pokiwałem z
niedowierzaniem głową. Odzyskałem zdolność racjonalnego myślenia i od razu się
odezwałem:
– Nie przedstawisz mnie swojemu przyjacielowi? – zapytałem beznamiętnie. – Nie, nie! To nie jest tak jak myślisz – usłyszałem, ale odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z pomieszczenia.
Bałem się, że jeśli jeszcze chwilę patrzyłbym na tę dwójkę, zrobiłbym
temu mężczyźnie coś, co mogłoby pociągnąć za sobą niechciane konsekwencje.
Byłem w połowie schodów, gdy Celia mnie dogoniła.
– Grzegorz! – chwyciła mnie za nadgarstek.
Wyrwałem go, a ona wyglądała, jakby ktoś ją właśnie spoliczkował. Co za
ironia, nieprawdaż? Ona wydaje się być pokrzywdzona, mimo że to ja właśnie
nakryłem ją z jakimś obcym facetem w naszym łóżku.
– Masz godzinę, żeby się spakować i zniknąć z tego domu i z mojego życia! –
krzyknąłem. – Jak wrócę ma cię już nie być.
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
Hej Kochane! :*
I takim oto akcentem witamy wakacje! :D
Jak Wam się podoba? :)
Spodziewałyście się tego po Celii? ;)
W komentarzach (za które bardzo Wam dziękuję ♥) pod ostatnim rozdziałem wszystkie jednogłośnie doszłyście do wniosku, że nasza nieznajoma jest dziwna. Chyba i w tym rozdziale nie jest do końca normalna... Macie może jakieś podejrzenia, co do jej osoby? ^^
Bardzo chciałabym Was również przeprosić za to, że tak haniebnie zaniedbałam Wasze historie. Natłok szkolnych obowiązków, a co gorsza praca nad lepszymi ocenami pochłonęła maximum mojego wolnego czasu, dlatego jeszcze w ubiegłym tygodniu nadrabiałam zaległości z maja... Tak, wiem - jestem beznadziejna. :( Mam nadzieję, że mimo wszystko wybaczycie i nadal będziecie zapraszać mnie na kolejne rozdziały u Was. :)
Jakby ktoś nie wiedział - udało mi się wszystko nadrobić! :D
Kochane, a jak tam szkoła? :) A raczej WAKACJE!
Ja powiem szczerze, że udało mi się poprawić średnią z zeszłego semestru i jestem nawet zadowolona, choć zawsze mogło być lepiej. :) A u Was paseczki są? ^^ Chwalić się, chwalić! :D
Życzę Wam udanych, ciepłych, radosnych i niezapomnianych wakacji, Kochane! ♥
Buziaki ;*
PS. No właśnie! A jak wrażenia po meczach Euro? ^^ Nie wiem jak Wy, ale ja jestem niesamowicie dumna z naszych orłów! ♥ W głowie mam nawet myśl, że jutrzejszy mecz może okazać się dla nas zwycięski. :) Mocno trzymam kciuki za naszych! ♥
POLSKA!